Czasem recki na lc rozpoczynają się od słów "Ależ mam problem z tą książką" albo jakichś zbliżonych. Tak, to jest właśnie moje odczucie gdy próbuję jakoś ocenić "Wiatraki". Albo nieco inaczej, nie "Ależ ja mam problem z tą książką" tylko "Ileż ja mam problemów z tą książką", ile tu jest spraw, które trudno jest jednoznacznie ocenić.
Poczynając od samego pomysłu na akcję - niby był, niby niegłupi, niby sprawnie do czasu prowadzony, ale trudno jednak uznać, że to się udało. Mieliśmy podrzucane tropy, mogliśmy domyślać się co się tam właściwie wydarzyło, szło dobrze, a potem wszystko to zostało w pewnym momencie spalone. Sposób w jaki dowiadujemy się, kto jest mordercą, nagły, jakby narrator po prostu w pewnym momencie postanowił: "to teraz wam to zdradzę" psuje cały efekt, całą frajdę z tego, że możemy (my czytelnicy) tropić zabójcę razem z głównym bohaterem. Ponadto, umówmy się, ten motyw to nie jest jednak coś takiego bardzo bardzo oryginalnego.
Szkatułkowa konstrukcja książki - w końcu mamy tu tak naprawdę dwie opowieści - nie przeszkadza, przez cały czas pamiętamy o obu wątkach. Za to przeszkadza, i o tym po prostu muszę wspomnieć, skrajnie nikłe prawdopodobieństwo psychologiczne w postępowaniu bohaterów. Tak, mam na myśli tą jedną decyzję, tu widać to szczególnie wyraźnie, ale też kilka innych, gdzie było to może mniej rzucające się w oczy.
Podobnie z językiem, stylem w jakim to napisano. Niby przejrzysty i wciągający, ale mielizny się zdarzają. Ponadto... momenty, w których autor chyba chciał, by język był z trochę wyższej półki niż to zazwyczaj bywa w literaturze popularnej nie wybrzmiewają. Nie tyle może męczą, co po prostu widzimy, że autor się stara, a nas to nijak nie rusza. Całkowicie za to nie udały się pisarzowi wcale liczne momenty rozpierduchy, sceny bijatyk, pościgów itd. Miały angażować, trzymać czytelnika w napięciu, a tymczasem nie dość, że czasem chce się je przeskoczyć (skoro i tak wiadomo, jak się cała akcja skończy...) to jeszcze dla ich zrozumienia potrzeba więcej uwagi i skupienia na tekście niż w innych jego partiach. No, chyba to nie takie było zamierzenie.
Za to duży plus za atmosferę powieści - naprawdę czujemy to małe miasteczko i jego duchotę, naprawdę czujemy tych ludzi, wreszcie naprawdę czujemy zapach środkowopomorskich pól. Czytając powieść żałowałem, że pisarz nie rozbudował trochę bardziej wątku magicznego (tak, chodzi mi o wzmianki o sabacie czarownic :)), ale w perspektywy czuję, że nierozwinięcie tego motywu wyszło tekstowi na dobre. Choć rzecz jasna samo jego istnienie też na plus, jest klimatycznie. Za to kiepsko wyszedł główny bad-guy, szef lokalnej mafii. Jest go dużo, dużo robi, dużo krzyczy i macha rękami, a nas to nijak nie rusza.
Był moment podczas lektury, kiedy myślałem, że tę reckę zacznę od stwierdzenia, że to upadek z wysokiego konia. Cóż, koń był wysoki, w końcu mamy tu kilka nawet historii o zemście, o męskiej przyjaźni, o poświęceniu itd., styl też chyba miał być w zamierzeniu autora w wielu miejscach artystyczny. A czy upadek... Cóż, daję sześć gwiazdek.