Akcja "Wspomnień" rozgrywa się w ciągu dwóch dni. Kiedy jednak o dwóch dniach opowiada kobieta, możemy być pewni, że potrafi w nich zmieścić wydarzenia z tysiąca innych dni, wzbogacając je nadto o obrazy z... przyszłości, pod hasłem "jak sobie wyobrażam, że mogłoby być". (Grodzieńska jest zresztą mistrzem od przedstawiania tej samej sytuacji w różnych wariantach.) W rezultacie sceny z teraźniejszości przeplatają się na zasadzie retrospekcji z przeszłością, dygresje rodzą nowe dygresje, a w sumie czytelnik nie odrywa oczu od książki. Żeby taki efekt osiągnąć, trzeba być Grodzieńską, to znaczy łączyć w sobie talent satyryka i konferansjera. Autorka z punktu nawiązuje, jak to się mówi, kontakt z widownią (przepraszam, z czytelnikiem). Wypróbowanym chwytem zapowiada na wstępie pewną rzecz i trzyma nas w napięciu przez wszystkie rozdziały książki, wyjaśniając zagadkę dopiero w finale. W tzw. międzyczasie zagląda do aktorskiej kuchni i odsłania kulisy przeróżnych chałturowych imprez. (Jeśli pianista nie ma fortepianu, zagra na czymś innym i też będzie dobrze. Mikrofon nawali - i też będzie dobrze. Pokręci się tekst - i też będzie dobrze...). Wspominając swoich kolegów "po chałturze" nie oszczędza i siebie, wtajemniczając czytelników w "sypki" i zabawne zdarzenia.
Beata Sowińska, "Życie Warszawy" 1963
Wydanie III uzupełnione
Beata Sowińska, "Życie Warszawy" 1963
Wydanie III uzupełnione