Avatar @maciejek7

Mazury

@maciejek7
177 obserwujących. 182 obserwowanych.
Kanapowicz od ponad 3 lat. Ostatnio tutaj 3 minuty temu.
Napisz wiadomość
Obserwuj
177 obserwujących.
182 obserwowanych.
Kanapowicz od ponad 3 lat. Ostatnio tutaj 3 minuty temu.

Cytaty

Kiedy patrzę na teren współczesnej gminy Purda, widzę niepowtarzalny zlepek różnych historycznie i administracyjnie terenów. Chyba żadna gmina w województwie warmińsko-mazurskim nie składa się z aż tylu różnorodnych fragmentów. Oczywiście, zasadniczy obszar to teren dawnego dominum biskupiego, czyli historycznej Warmii, a dokładniej teren komornictwa olsztyńskiego. Mamy jednak wsie z dawnego komornictwa barczewskiego i - co wyjątkowe - kawałek terenów należących niegdyś do miasta Olsztyn. Do tego trzeba dodać miejscowości, które dzisiaj nazywamy mazurskimi.
Mimo włączenia do Prus, Warmia przez następne stulecia odróżniała się od sąsiednich terenów poprzez przewagę katolicyzmu oraz duży udział ludności polskiej, głównie w południowej części.
Kiedy tereny Warmii i Mazur trafiły w 1945 roku pod administrację polską, zaczęto wprowadzać nowy podział administracyjny, oparty na przedwojennych polskich zasadach.
Po II wojnie światowej wybrani administracyjnie nowi wójtowie mieli pełne ręce roboty. Jednym z zadań było nadanie miejscowościom polskich nazw. Wszelkie niemieckie nazwy, napisy należało jak najszybciej usunąć. Na obszarze obecnej gminy Purda prawie wszystkie miejscowości miały stare polskie bądź spolszczone nazwy, co ułatwiało zadanie.
Od kiedy w państwie krzyżackim zaczęto zakładać miasta, stopniowo rozwijała się również sieć łączących je dróg. Obecna droga krajowa 53, przecinająca gminę Purda na dwie części, ma z pewnością średniowieczny rodowód, bowiem łączyła Olsztyn z Pasymiem i dalej ze Szczytnem.
Pierwsze polskie biblioteczki, zwane wówczas czytelniami, na Warmii pojawiły się prawdopodobnie jeszcze przed rokiem 1881. Brak jednak pewnych danych.
Termin "Mazury" na oznaczenie kraju pojawił się dopiero w początkach XIX wieku, a systematycznie stosowano go od lat trzydziestych i czterdziestych tego stulecia. Nie znaczy to jednak, że wcześniej ziemia ta pozbawiona była własnej nazwy.
Pomimo że termin "Mazury" został przejęty od określenia ludności mazurskiej, to jednak szybciej spopularyzował się w odniesieniu do kraju niż do jego mieszkańców.
Różnice między Niemcami i Mazurami, silnie dające o sobie znać co najmniej do lat osiemdziesiątych XIX wieku, zauważanie nie tylko przez Polaków, lecz także przez Niemców, zaczęły zanikać przed pierwszą wojną światową.
Wojciech Kętrzyński w swoim, jak później określono, "reportażu" potraktował Mazurów jako społeczność polską.
Nowe widoki i nowe czary!
Jezioro wśród lasu! a nad jego brzegiem, jak podanie niesie, a oczy i historya stwierdzają, wysoki wał, całkowicie lasem porosły, ongi przez Tatarów usypany. Aż dotąd bowiem ta horda zapuszczała swe zagony; do dzisiaj jednak przetrwał tylko ten wał, porośnięty lasem wiekowym.
Piękne są wysokie gór szczyty i górskie ustronia, lecz tylko dla śmiałych turystów dostępne. Na Mazurach darmo by kto szczytów szukał - gór wielkich nie znajdzie. Na każdym niemal kroku napotka za to urocze zakątki i łagodne wzgórza.
Mazurzy, według świadectw pisarzy niemieckich, są żywi, weseli, uprzejmi, gościnni, towarzyscy, serca maja tak dobre, ze podzielą się ostatnim kawałkiem chleba, ale obok tego są kłótliwi, w pracy niewytrwali, lekkomyślni, mało dbający o jutro - po takich określeniach Niemcy (Paul Hensel, C. E. Lack, Hermann Braun) zaznaczają, że charakter ich jest "czysto polski". Mazur nie lubi nowości zarówno w gospodarstwie, jak w życiu domowem i publicznem - pomimo wrodzonych zdolności brak mu dążenia naprzód.
Słowo jest droga wiodąca od człowieka do człowieka. Zanurza się w zakamarkach ludzkich serc i jeśli jest wartościowe, zostaje tam na dłużej, zmuszając do refleksji.
To ono zawsze jest pierwsze.
Tak wiele od niego zależy.
Słowem można budować i słowem można zniszczyć.
Wszystko jest dla ludzi. Nic, co ludzkie, nie jest mi obce. W książkach z serii zachwytów stoję w prawdzie. Nie koloryzuję życia.
Uczmy się zatem bycia dobrymi, wyrozumiałymi i cierpliwymi ludźmi. Niech przemawia przez nas brak oceniania innych i króluje życzliwość.
Wypłaczmy się, kiedy tego potrzebujemy, a potem rozkoszujmy się tym, co jest, choćbyśmy mieli to nazwać melancholią.
Słowa.
Słowa.
Słowa.
Uważajmy na nie! Potrafią być jak czołgi, które niszczą wszystko, co napotkają po drodze.
Ludmiła brnie przed siebie. Buty zapadają się w głębokim śniegu. Są na nią o wiele za duże, ale swoich nie wcisnęłaby na stopy. Dawno z nich wyrosła.
Nie zrobi ani kroku więcej. To na nic. Koniec. Przystaje i szlocha rozpaczliwie. Łzy zamarzają jej na policzkach. Ma ochotę położyć się w śniegu, zakopać się, chować, ale wie, że wtedy będzie już naprawdę koniec.
Łucja pojawiła się pod koniec listopada, wkraczając w moje życie pewnego deszczowego, szarego dnia. Przyniosła ze sobą pewną zagadkę. I odrobinę magii.
Zawsze fascynowało mnie, jak jedna osoba albo jedno na pozór nieistotne wydarzenie potrafi sprawić, że nasze życie skręci w zupełnie innym kierunku. I jak jednak wiele zależy od przypadku, mimo całego wpływu, jaki mamy na własny los. Albo tego, co być może błędnie nazywamy przypadkiem.
Pchnęłam masywne stare drzwi, zupełnie jak za pierwszym razem. Przypomniałam sobie tamten dzień. Wtedy, tak jak teraz, poczułam intensywny zapach książek i starego drewna.