Młodziutka, bo zaledwie czternastoletnia, Carolina ma trzy najlepsze przyjaciółki, mnóstwo kolegów, jest lubiana w klasie - wesolutka, usmiechnięta, lubi się powygłupiać. Czyli słowem - taka, jak większość czternastolatek. No i oczywiście najważniejsze - zakochuje się na śmierć i życie. To uczucie jest prawdziwe, ona czuje po prostu, że to jest to. Czuje się porwana, zakochana, zachwycona - wszystko z wzajemnością. Chłopak, choć troszkę starszy, wydaje się być równie mocno nią zafascynowany.
Książkę czyta się naprawdę bardzo przyjemnie. Moim zdaniem jest to ważna lektura zwłaszcza dla rodziców nastolatek - żeby Wam się, drogie mamy, nie wydawało, że Wasze małe córeczki to życia nie znają:)
Jakie wnioski nasunęły mi się po tej książce - że nie uchronimy naszych dzieci przed bólem i zawodem, cierpieniem i łzami, choćbyśmy na głowie stanęły. Chyba że zamkniemy je w złotych klatkach ze stałą dostawą wody i żywności i nie pozwolimy żyć samodzielnie, tylko każemy im korzystać z naszych doświadczeń. Ale tak się nie da. Każdy człowiek musi sam poznawać świat. Musi popełnić własne błędy, musi umieć przeżyć życie samodzielnie. Żadna nadopiekuńcza mamusia za dziewczynę tego nie zrobi. I nasza Caro taka właśnie jest - kocha mamę, babcię, dziadka, jest z nimi szczera, lubi przebywać w ich towarzystwie, ale przecież wszystkiego im nie powie, prawda? No bo jak opowiadać mamie albo babci, albo nawet ukochanemu starszemu bratu o pierwszych doświadczeniach seksualnych? Jakoś niezręcznie. Bo Caro jak normalna dziewczyna doświadcza pierwszych pocałunków, pierwszych prób seksualnych, wszystko w normie.
Czytając tę książkę co chwilę uśmiechałam się pod nosem i myślałam, że może i świat się zmienia - coraz lepsze komórki, coraz szybsze samochody, iPody, microcary, skutery i bajery, a jednak ludzie się nie zmieniają. Może granica wieku nieco się przesuwa, gdy dochodzi do pierwszych zbliżeń, ale uczucia pozostają te same - czekanie, niepewność, telefony, smsy. To, że my przekazywałyśmy sobie sekrety na papierowych świstkach, nie znaczy, że te przekazywane smsami czy na gadu-gadu są ważniejsze. One są takie same - tylko szybciej teraz docierają do adresata. Może stąd wynika mniejsza odporność na czekanie dzisiejszej młodzieży? Ale przecież my kiedyś też byliśmy niecierpliwi i w gorącej wodzie kąpani. Niektórym zostało tak na zawsze.
Wspaniała książka. Cieszę się, że poznałam Moccię, teraz wybieram się do biblioteki, bo tam jest cały jego cykl "Trzy metry nad niebem" i naprawdę mało mnie obchodzi, że w dziale z literaturą dla młodzieży. Mam zamiar przeczytać, choćby po to, żeby przypomnieć sobie własną młodość.