"Kwiat pustyni" pożyczyłam od jednej z moich współlokatorek. Na moją "decyzję" czekała długo - będzie ze dwa lata. Namawiała mnie, potem zrezygnowana odpuszczała, a po jakimś czasie ponawiała atak. Broniłam się na wszystkie znane mi sposoby - zawsze miałam dużo nauki, jakiś niecierpiący zwłoki tekst do napisania czy projekt do wykonania, a najczęściej stos innych, ciekawszych w moim mniemaniu, książek do przeczytania.
Wydaje mi się, że unikałam "Kwiatu pustyni", bo ta książka trochę mnie przerażała. Przyznaję, że mam problem z czytaniem historii opartych na faktach. Lubię poczucie, że to o czym czytam jest fikcją literacką, że tak naprawdę nikomu się nie przytrafiło. Być może jestem zbyt wrażliwa, chociaż właściwie nigdy się o to nie posądzałam. Sama nie wiem jakie jest źródło mojej niechęci do czytania biografii, autobiografii czy innych podobnych książek.
Ostatnio, jak zwykle co jakiś czas, natknęłam się na historię Waris Dirie. Szukałam czegoś na półce i nagle - bach, jest, znowu na mnie patrzy. Wyzywająco, jakby chciała powiedzieć mi - Ciągle mnie nie przeczytałaś, ciągle tchórzysz. Akurat odwiedziła mnie koleżanka. Razem z moją współlokatorką zaczęły dyskusję na temat tej książki. Sama już nie wiedziałam, która z nich więcej płakała podczas jej czytania. W końcu skapitulowałam. Podczas kiedy one zajęły się oglądaniem po raz tysięczny "Powrotu króla", ja zaczęłam czytać.
Książka jest historią życia somalijskiej modelki, Waris Dirie. Wychowywała się w rodzinie Nomadów, w wieku czterech lat zgwałcił ją znajomy ojca, w wieku pięciu została poddana tradycyjnemu obrzezaniu, a jako trzynastolatka uciekła z domu, bo ojciec chciał ją wydać za dużo starszego od niej mężczyznę w zamian za pięć wielbłądów. Po wielu przeżyciach została znaną modelką - pojawiła się na okładce kalendarza Pirelli, magazynów takich jak Vogue czy Marie Claire oraz chodziła po wybiegach na całym świecie.
Po przeczytaniu tej książki zdziwiłam się, że dopiero kilka lat temu ktoś zdecydował się nakręcić film na podstawie życia Waris Dirie. Gdyby historia, którą możemy poznać w "Kwiecie pustyni" nie była prawdziwa, temu kto ją wymyślił należałoby przyznać jakąś nagrodę za ponadprzeciętną wyobraźnię. Obraz życia jaki wyłania się z tej książki dla człowieka XXI wieku może być szokujący. Ludzie nie wiedzą do czego służy toaleta, nie piszą i nie czytają, nie mają domów, prowadzą koczowniczy styl życia, śpią pod gołym niebem, czasem nie jedzą przez dwa dni. Szczególnie jednak wstrząsające jest to, co robią swoim kobietom.
Nie jestem nawet w stanie wyobrazić sobie bólu, który musi się czuć kiedy ktoś bez znieczulenia wycina ci część narządów płciowych, a to co zostaje ciasno zaszywa. Pomijam już nawet kwestie zdrowotne takiego "zabiegu". Trzeba z tym walczyć, bezwzględnie. Jak słusznie zauważyła sama Waris Dirie - gdyby jakikolwiek Bóg chciał, aby kobiety wyglądały inaczej, to by je takimi stworzył. Nie można tłumaczyć czegoś takiego pobudkami religijnymi. Ani żadnymi innymi.
Waris Dirie przeszła bardzo dużo, a wszystko to zapewne do dziś ma wpływ na jej życie. Mimo, że pisząc tą książkę odarła się z wszelkiej prywatności, można to chyba usprawiedliwić, jeśli uzna się, że zrobiła to w słusznej sprawie. To zresztą jej życie - mogła je sprzedać komu tylko miała ochotę.
Książka daje do myślenia, każe cieszyć się tym co mamy i pokazuje jak wiele jeszcze brakuje światu do doskonałości - ludzie latają w kosmos, lądują na księżycu, szukają wody na Marsie, kiedy na ich planecie inni umierają z głodu.