Po ,,
Czasie huraganów'' wiem, że Fernanda Melchor potrafi pisać i robi to naprawdę dobrze. Jest pisarką bezkompromisową, niemal agresywną w obnażaniu ciemnych stron ludzkiej natury. Ale o ile historia La Matosy była opowieścią tragiczną o tyle ,,Paradajs'' jest jak celowe nurzanie się w gównie.
,,Paradajs'' – celowo, z błędem, z naciskiem na to j, które czyni z raju szyderstwo – znowu jest historią pewnej zbrodni. Zbrodni brudnej, obleśnej, dokonanej na tle seksualnym. Zimnej, ale jednocześnie spanikowanej.
To również historia w której dosłownie nie ma ani jednego pozytywnego bohatera, ani jednej postaci, którą można lubić, którą można byłoby obdarzyć jeśli nie cieplejszym uczuciem, to chociaż współczuciem. Może tylko kuzyn Milton – ten prawie brat Pola – człowiek, który teraz pracuje dla Tamtych. Ale to też bardzo dyskusyjne.
Akcja najnowszej powieści Fernandy Melchor niby rozgrywa się na zamkniętym osiedlu ,,Paradise'', ale tak naprawdę jest w dużej mierze osadzona w głowach głównych bohaterów. Wraz z narratorem zaglądamy do wypaczonego, zdeprawowanego umysłu Grubasa Franco – czytamy jego wynurzenia i fantazje na temat starszej sąsiadki, pani Marián. I niech Was nie zwiedzie łagodność określenia ,,fantazje'' – Franco nie ogranicza się w swoich erotycznych marzeniach. Odgrywa w nich najróżniejsze pornograficzne sceny – od tych w miarę normalnych po najbardziej perwersyjne. Gwałt też się w nich pojawia.
Towarzyszem jego wynurzeń – najczęściej pijackich – jest Polo, chłopak pracujący na osiedlu w charakterze ogrodnika. Polo trzyma z Grubasem tylko dlatego, że chłopak ma pieniądze, które wystarczają na kupienie alkoholu i papierosów. I chętnie się nimi dzieli. Poza tym, wieczory spędzone w jego towarzystwie są doskonałą wymówką ku temu, żeby nie wracać po pracy do domu.
Bo w domu Polo czuje się zamknięty. Duszony. Przez brak dziadka, którego okropna starość i wreszcie śmierć wciąż odbijają się echem w historii chłopaka, przez oczekiwania matki i przez ciągłą obecność kuzynki Zoraydy.
Polo chce od swojego życia uciec i jest pewien, że zrobi to, co będzie potrzebne, żeby tylko tego dokonać.
Ale jednocześnie też nie jest kimś, komu będziemy współczuć – jest bardzo ograniczony, bardzo zawistny i przy tym przekonany o tym, że jest niemal najlepszą rzeczą, jaka mogła się przytrafić światu. Nie ma w nim ani odrobiny sensownego zapału, tak naprawdę – poza wszechobecną złością – nie ma w nim też nic silnego. Chłopak jest rozżalony i roszczeniowy, a decyzje jakie w swoim życiu podejmuje i to, co robi, żeby nie ponieść konsekwencji swoich działań sprawia, że czujemy wobec niego obrzydzenie.
Obrzydzenie jest najsilniejszym i najbardziej dojmującym uczuciem, jakie pojawia się w trakcie lektury ,,Paradajs''. Obrzydzenie czujemy wobec warunków w jakich mieszka Polo, czujemy je wobec Miltona, wobec Grubasa, nawet wobec państwa Maroño i ich dzieci. Czujemy je dlatego, że brzydzi się tym narrator.
I to w tej książce jest genialne – ukazanie tego, w jaki sposób słowa, którymi się posługujemy i nasze nastawienie kreuje świat dookoła nas.