Serdecznie dziękuję serwisowi nakanapie.pl oraz Wydawnictwu Bellona za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.
„Cztery siostry” to drugi tom sagi rodzinnej z serii „Zakładnicy wolności”. Nina Majewska-Brown opisuje w nim dalsze losy rodziny Zabierzyńskich: Florentyny, Konstantego i ich czterech córek. Właściwie cała uwaga została skierowana na owe młode kobiety, które w trudnych, wojennych czasach wchodziły w pełnoletność i poznawały na własnej skórze wszelakie aspekty dorosłego życia.
Najstarsza Wiktoria wyjeżdża z mężem na Wołyń, gdzie po kilku szczęśliwych chwilach, przeżywa ogromną, życiową tragedię. Marysia wyprowadza się do pobliskiego, mężowskiego majątku a Zofia zupełnie niespodziewanie zakochuje się w niemieckim gestapowcu. Najmłodsza, bezgranicznie rozpieszczona Wanda, gra wszystkim na nerwach i staje się coraz większym utrapieniem dla rodziców. Wszystko to dzieje się w momencie wybuchu najstraszliwszej wojny w dziejach. Rodzina Zabierzyńskich jest bardzo blisko wszystkich wydarzeń i boleśnie odczuwa trudy wojennego życia.
Muszę przyznać, że pod względem informacji historycznych, „Cztery siostry” to prawdziwy majstersztyk. W książce znajdujemy mnóstwo dokumentów, fotografii i innych dowodów na to, że opisywane wydarzenia i osoby są prawdziwe. Autorka bardzo przyjemnie połączyła lekki, dobry styl i ogrom nowin o wydarzeniach, które rozegrały się na terenie Wielkopolski. To niewątpliwie wielki plus tej książki, warto bowiem wiedzieć, jak to wtedy było i jak nasi rodacy dążyli do wyzwolenia kraju.
Brakowało mi jednak w fabule większej obecności bohaterów, szczególnie tytułowych czterech sióstr. Nie poczułam niestety żadnej więzi z tymi dziewczynami, ponieważ zwyczajnie jest o nich za mało w książce. Chciałabym dowiedzieć się więcej, jak wyglądało życie Wiktorii na Wołyniu, Marysi w mężowskim majątku czy choćby wczuć się w sytuację zakazanej miłości Zosi i Lucasa. Florentyna stała się właściwie nośnikiem informacji historycznych. Jej oczami i myślami dowiedziałam się o całej sytuacji politycznej. Osobistych refleksji nie było wiele, choć akurat w tym przypadku nie odczułam wielkiego ich braku. Pani Seweryna jak zwykle utrzymała poziom klasycznej teściowej z piekła rodem i jej osoba skutecznie podnosiła mi ciśnienie, bo poziom jej złośliwości i niedostosowania życiowego był niemożliwy do wytrzymania.
Interesująco za to rozwinęła się postać Klary. Tutaj przeżyłam niemałe zaskoczenie i bardzo podoba mi się to, że watek krnąbrnej kucharki został w ten sposób poprowadzony.
W ogólnej ocenie uważam, że „Cztery siostry” to naprawdę dobra książka i polecam ją każdemu, kto lubi powieści historyczno-obyczajowe.
Muszę jednak zwrócić uwagę na duży błąd edytorski, który niestety zauważyłam. Otóż w krótkim opisie fabuły, zamieszczonym na tylnej okładce książki, zostały pomylone imiona bohaterek. Źle przypisano wydarzenia do danej postaci. To nie Wiktoria zamieszkała w sąsiednim majątku a Maria. To nie Marysia zakochała się w gestapowcu a Zośka. Bliźniaczki nie wyjechały nigdzie w celu zawojowania świata, a najmłodsza Wanda do końca książki była rozkapryszonym podlotkiem. W fabule nie przeczytałam ani słowa o jej uczuciach względem komunistycznego służbisty. Jest to spojler, który szczerze mówiąc, bardzo mi nie pasuje. Lubię być jednak zaskoczona tym, co może wydarzyć się w kolejnym tomie. Również podczas czytania książki wkradł się błąd i pomylono osoby sióstr z przypisanymi im wydarzeniami. Wracałam do tej kwestii kilka razy i niestety, za każdym razem dochodziłam do wniosku, że to ewidentnie błąd. Szkoda, bo taka pomyłka położyła się niestety cieniem na odbiorze drugiego tomu.
Sumując jednak plusy i minusy „Czterech sióstr”, plusy zdecydowanie przeważają i uważam, że jest to dobra lektura, warta polecenia. Wystawiam ocenę 7/10 i polecam każdemu. Czekam z niecierpliwością na tom trzeci.