Gdy mam ochotę oderwać się na chwilę od beletrystyki to najchętniej sięgam po dobry reportaż , a gwarancją dobrego reportażu jest dla mnie Wydawnictwo Dowody na Istnienie. Tu pod skrzydłami takich tuzów jak Mariusz Szczygieł czy Wojciech Tochman szansę na zaistnienie mają młodzi zdolni, tacy jak chociażby Olga Gitkiewicz. Jej wcześniejsza książką "Nie hańbi", za którą otrzymała w 2018 roku nominację do Nagrody Literackiej Nike, bardzo mnie poruszyła.
Ten przenikliwy obraz polskiego rynku pracy, pełnego niesprawiedliwości i patologii udowodnił, że autorka nie boi się trudnych tematów a swoich bohaterów traktuje z szacunkiem i empatią.
Dlatego też z ogromną ciekawością sięgnęłam po jej kolejną publikację "Nie zdążę" w której to zmierzyła się tematem fatalnego stanu komunikacji publicznej w Polsce. I pewnie warszawiak, poznaniak czy krakus może się zastanawiać o co autorce chodziło przecież metro podjeżdża co 3 minuty, tramwaj co 4 a autobus od dawna wyjeżdża poza pierwszą strefę. Jednak mieszkańcy mniejszym miast, miasteczek i wsi od lat borykają się ogromnymi problemami komunikacyjnymi. Około 13 milionów nie ma w ogóle dostępu do transportu publicznego. Łatwo sobie więc wyobrazić, że jeśli osoby te nie posiadają samochodu to są praktycznie odcięte od świata i chociażby wizyta u lekarza w miasteczku oddalonym o 3 kilometry, czy dotarcie do pracy bądź szkoły jest niekiedy karkołomnym przedsięwzięciem logistycznym.
Autorka przygląda się temu problemowi ze wszystkich stron. Rozmawia z mieszkańcami, aktywistami społecznymi, władzą lokalną i tą na szczeblu centralnym. Pyta, drąży, szuka odpowiedzi na pytanie dlaczego taka sytuacja ma miejsce w niemałym kraju europejskim w XXI wieku. A konkluzje do których dochodzi są niezwykle ponure.
Upadek transportu publicznego w w Polsce doskonale odzwierciedla stan naszego kolejnictwa, któremu Olga Gitkiewicz również się przygląda. Kiedyś kolej kojarzyła się z solidnością i prestiżem, od lat jest gałęzią transportu który systematycznie popada w ruinę (i faktu tego nie zmieni kilka pociągów pendolino kursujących na naszych torach). Majątek wyprzedawany za bezcen, dziesiątki spółek w których jedna odpowiada za stan dworców, inna za stan torów a jeszcze inna za stan toalet w pociągach i narastające między nimi konflikty oraz zrzucanie odpowiedzialności to równia pochyła po której stacza się polska kolej.
Autorka porusza też trudną sytuację pieszych na naszych drogach. Postrzegani przez kierowców jako roszczeniowi i stwarzający niebezpieczeństwo są tak naprawdę ofiarami systemu, który pieszego stawia na samym końcu.
"Nie zdążę" to książka niezwykle ciekawa. Olga Gitkiwicz przejechała setki kilometrów i rozmawiała z dziesiątkami ludzi dla których przywrócenie sprawnie działającego transportu publicznego jest celem nadrzędnym.
Jednak autorka nie ustrzegła się pewnego chaosu w swojej publikacji. Częsta zmienność tematów i sposobu narracji powodowała, że miejscami gubiłam się w zalewie informacji. Niemniej uważam, iż to pozycja po którą warto sięgnąć bo wielu z nas dzięki niej otworzy oczy. Polecam!