Miejsce gdzie stała wieża, było granicą. Podobno były tam nawet kiedyś mury, jednak później nie było nic. Pustynia pochłonęła wszystko. Pozostała tylko ta wieża. I strażnik. Strażnik, który nie wiedział jak i dlaczego się w niej znalazł.
Beddeos miał w wieży przyjaciela. Był nim inteligentny robot o imieniu Tyfon. Potrafił on wykonywać sporo czynności domowych, dlatego jego pomoc często była dla Beddeos'a nieoceniona. I tak mieszkali sobie we dwoje. Nie skarżąc się, bo nie było na co ani komu i wykonując dwa najważniejsze zadania strażników: dając glejty oraz pozwalając wędrowcom odnawiać zapasy wody.
Co jednak kryła przeszłość Beddeos’a? Dlaczego trafił on do tej wieży? Jakie zamiary miał olbrzym, którego od pewnego czasu widywał mężczyzna?
„Mów do mnie Pilsh Durg.”
Paweł Matuszek jest dziennikarzem i publicysta. „Kamienna ćma” jest jego debiutancką powieścią, z której moim zdaniem powinien być dumny. Historia Beddeos’a wciągnęła mnie już od pierwszych stron. Styl i język, jakim pisze p. Matuszek zdecydowanie przypadł mi do gustu. Nie ma w niej nudnych i ciągnących się opisów, są tylko takie, które nakreślają czytelnikowi świat w jakim dzieje się akcja. Dialogi między bohaterami nadają tempa wydarzeniom i dostarczają dodatkowych informacji. A informacji jest sporo. Musze przyznać, że trochę się przez to gubiłam w rasach, ludziach, miejscach i innych pojęciach, które przewijały się na kolejnych stronach książki. I chyba to był właśnie jedyny maleńki mankament, do którego mogłabym się doczepić: przez pierwsze kilka stron nie mogło mnie opuścić wrażenie, że ominęłam pierwszą część tej opowieści, że wszystko nie jest zbyt dokładnie wyjaśnione. Jednak z czasem tak wciągnęłam się w treść, że nawet nowe gatunki nie były już dla mnie problemem. Nie chcę zdradzać za bardzo treści, ale mimo tego czym był Tyfon, to chyba jego postać najbardziej polubiłam.
Zgodnie z tym co zamieszczono na okładce książki, „Kamienna ćma” jest pełna symboliki. Wraz z kolejnymi wydarzeniami główny bohater zadaje coraz więcej pytań i coraz więcej rzeczy okazuje się być tylko fikcją, pewnego rodzaju złudzeniem. Beddeos dąży nie tylko do odzyskania pamięci, lecz również do odzyskania samego siebie. Jego podróż jest swoistą drogą mentalnego poznania, dlatego nie jest to historia, którą powinniśmy odbierać dosłownie.
Iluzja osobowości
Co mnie zachwyciło w tej książce to cała jej szata graficzna. Okładka jest twarda i zachęca nas genialną grafiką, która doskonale oddaje klimat książki. Nawet czcionka, którą napisany jest tytuł i nazwisko autora jest dobrana w taki sposób, że idealnie komponuje się z rysunkiem. To co się jednak dzieje w środku przeszło moje oczekiwania. Pierwszy raz spotkałam się z metodą Lopterus Press, która polega na oddaniu treści także poprzez wygląd książki, czyli dodatkowe grafiki oraz zmiany czcionek.. Sposób ten jest adekwatny do tej książki, ponieważ wzbogaca ją dodatkowo przez zwiększenie (przynajmniej u mnie) odczuć estetycznych. Najlepszym elementem była chyba zawarta w środku bajka o pewnym robocie. Przynależy ona do całej historii, ale jednocześnie jest piękną historią z morałem. Najbardziej jednak nie mogłam oderwać wzroku od jej ilustracji, które wykonał (według informacji na okładce) pan Irek Konior przed którym oficjalnie chylę czoło i proszę o więcej.
„Czy to wiatr porusza flagami, czy flagi wiatrem?”
Lubię czytać książki, które zmuszają mnie do myślenia, ale jednocześnie mnie nie męczą. Takie właśnie jest dzieło p. Matuszeka. Jest to książka, do której na pewno jeszcze wrócę, aby pobawić się w jej głębszą interpretację, ponieważ nie jest ona jednoznaczna. Nie spotkałam się do tej pory z niczym, co nawet częściowo mogłabym porównać do tej pozycji. Ciężko jest przyporządkować "Kamienną ćmę" do konkretnego gatunku, ponieważ zawiera w sobie baśń, elementy fantastyczne ale także nawiązania do psychologii. Sądzę, że należy jej się tytuł jednej z najlepszych książek, które przeczytałam w te wakacje. Sięgnijcie po nią, jeżeli będzie okazja, bo naprawdę warto.