Strasznie chciałam przeczytać "Drogę" autorstwa Cormaca McCarthy'ego, kiedy tylko zobaczyłam jej opis na empiku. Potem zupełnie zapomniałam o tej powieści, ale niespodziewana zapowiedź ekranizacji w telewizji przypomniała mi, że miałam ją kiedyś przeczytać. Wykopałam małą karteczkę z autorem i tytułem z sterty zupełnie niepotrzebnych rupieci i wpisałam ponownie w wyszukiwarce. Jakiś czas temu dostałam wiadomość od pani Jolanty, że mogę przyjść odebrać "Drogę" - byłam prze szczęśliwa.
W przyszłości, która może zdarzyć się jutro lub za tysiąc lat, nastąpił straszliwy kataklizm, który zniszczył naszą cywilizację i większość życia na Ziemi. Wszędzie zgliszcza i ciemność. Kamienie pękają od mrozu. Ani jednego ptaka, ani jednego zwierzęcia, gdzieniegdzie tylko bandy zdziczałych kanibali. Na tle martwego pejzażu dwie ruchome figurki - to ojciec i syn przemierzają zniszczoną planetę. Przed nimi pełna niebezpieczeństw droga w nieznane, wokół nich - świat umarłej nadziei, rozpaczy, strachu, a w nich - wciąż tląca się miłość…
Książkę czyta się szybko - jest napisana przyjemny, rzadko spotykanym stylem i obłożona przepięknymi walorami językowymi, które tylko dodawały urozmaicenia powieści. Ciągła tajemnica. Największą zagadką był sam fakt - dlaczego do tego wszystkiego doszło i co w ogóle się stało. Tego autor nam nie ujawnia, zostawia nas z niedosytem i zawodem, bo (przynajmniej ja) miałam nadzieję, że pod koniec wszystko się wyjaśni. Wydarzenia nie są podzielone na rozdziały - spotkałam się już z takim czymś i muszę powiedzieć, że mi to nie przeszkadza. Czytając "Drogę" nie poznajemy nawet imion bohaterów. Skąpe dialogi, które niewątpliwie ściskają za serce. Mało szczegółów, jakby ważna była tylko ta historia i nic więcej...
Jednak głównym aspektem są relacje ojca z małym synem, który mógłby mieć z pięć lat, chociaż wiek nie jest tutaj określony. Dążą oni na południe - brudni, zmarznięci, głodni (chociaż często znajdują pożywienie), z poczuciem tego, że świat się już skończył. Nie wiedzą dokładnie dokąd zmierzają, ale idą drogą, bo nie mają innego wyjścia. Pojawia się również retrospekcja, która ujawnia nam, co się stało z matką chłopca - taki mały bonus.
Zdecydowanie moją ulubioną postaciom jest Chłopiec, który nie widział i nie zna innego świata - posłuszny, dobry, pełen nadziei i miłości, dbający i martwiący się o innych. Jest przede wszystkim wrażliwy na ludzką krzywdę i na to wszystko, co dane mu było zobaczyć. Bardzo kocha swojego ojca, który jak najbardziej tą miłość odwzajemnia i jest gotowy poświęcić dla niego wszystko. Coś, co zapadło mi bardzo w pamięci, to to, że chłopiec często powtarzał "Dobrze", które zazwyczaj kończyło rozmowę między tą dwójką.
W powieści pojawia się wiele scen, które łapią za serce. Jedna z nich, która najbardziej zapadła mi w pamięci - kiedy Mężczyzna i jego syn, zbliżając się do obozowiska, zobaczyli nad paleniskiem niemowlę - zwęglone, bez wnętrzności i z obciętą głową. Sama końcówka "Drogi" była wzruszająca, jednak bynajmniej liczyłam na inne zakończenie.
Pan McCarthy zawarł tutaj wiele pytań, które pozostały w mojej głowie dot ej pory - kiedy kończy się człowieczeństwo? Czy miłość może przetrwać nawet w takich warunkach i ile rodzic jest wstanie poświęcić dla swojego dziecka? Czy w takich chwilach ludzie wierzący naprawdę wierzą w Boga? Jak rozmawiać z dzieckiem, które widziało tyle zła? Jak spojrzeć mu w oczy, po tym co zobaczył? Jak uchronić go przed złem? I jak go nie opuścić?
"Droga" to jedna z tych książek, którą wypadałoby przeczytać - przynajmniej kiedyś. Wzbudza wiele emocji, zmusza do refleksji i zastanowienia się nad tym: jak będzie wyglądał ten koniec świata. Pewnie jutro sięgnę po ekranizację, bo zwiastun wygląda obiecująco.