„Częściowa niewiedza to - częściowe przynajmniej - błogosławieństwo”
Czy ktoś z Was nie zna historii Rosemary Woodhouse i jej dziecka? Czy ktokolwiek nie słyszał, chociażby kilku słów o tej książce, czy filmie? Mam wrażenie, że ten tytuł jest tak kultowy, że każdy słyszał o nich, chociaż skrawek informacji. Ze mną nie było inaczej. Widziałam film (a przynajmniej jego fragment), o książce też słyszałam. A fryzura Mii Farrow z filmu w reżyserii Romana Polańskiego, stała się jej znakiem rozpoznawczym. Dzięki ekranizacji Polański dostał wstęp do Hollywood i pokazał, że filmy również mogą straszyć. Dzięki „Dziecku Rosemary” powstały takie filmy jak „Egzorcysta” czy „Omen”. Niewątpliwie jest to jedno z dzieł, które wywarło niesamowity wpływ na społeczeństwo i otworzyło wiele drzwi w kulturze.
W latach 60. XX wieku świeżo upieczone małżeństwo wprowadza się do owianej złą sławą kamienicy. Bardzo szybko, niestety za sprawą przykrej sytuacji, zaprzyjaźniają się ze swoimi sąsiadami. Wkrótce Rosemary zachodzi w ciążę, jednak nie wszystko, co się wokół niej dzieje jest normalne, a przyszła mama nie może liczyć na spokojne oczekiwanie na swoje dziecko.
Na początku muszę podziękować @suspense_books, za to, że namówiła mnie do przeczytania tej niezwykłej książki. Gdyby nie Kamila, jeszcze długo stałaby na mojej półce. Żałuję tylko, że i tak czekała tyle na swoją kolej.
Ta książka jest niezwykła. Klimatyczna, mroczna, pełna napięcia i grozy. Tę recenzję piszę już drugi dzień. Książka jest tak kultowa, że sama nie wiem co o niej powiedzieć, bo już wiele zostało powiedziane. Mogę Was jednak zapewnić, że książka spełniła każde moje oczekiwanie.
Dostarczyła mi wachlarzu emocji. Momentami dreszcz przebiegał po moich plecach. Robiło mi się zimno, a zaraz potem gorąco. Atmosfera niekiedy dusiła, zupełnie jak woń tanyżu w książce. Było duszno, było mrocznie, było przejmująco.
Atmosfera była tak gęsta, że momentami się dusiłam. Jak Rosemary, która była uwięziona w swoim mieszkaniu i osaczana. Za każdym razem, kiedy próbowałam odetchnąć, autor serwował kolejną dawkę duszącego klimatu.
W książce nie ma krwi i flaków. Nie ma typowych straszaków. Mimo wszystko, oczekiwanie i małe niuanse sprawiły, że książkę dosłownie połknęłam. Och! Gdyby tylko każda książka była napisana w taki sposób.
Zdania były piękne. Proste, niesamowicie wymowne. Niekiedy z drugim dnem. Jednak ani na chwilę nie odchodziły od głównego wątku. Wszystko było takie, jakie powinno być.
Dusząca atmosfera lat 60. XX wieku, przemiany społeczne, strajki, wizyta papieża, wątek religijny, stanowiły niezaprzeczalnie dobre tło, które nadawało odpowiedniego klimatu.
Książka wręcz poetycka, ale napisana w prosty sposób, który sprawia, że płyniemy po kartach powieści. Na pewno będę do niej wracała. Jest to jedna z perełek, które polecam każdemu fanowi literatury.