Sabina Berman – Meksykanka, autorka scenariuszy teatralnych i filmowych, nominowana do Oskara. Ponadto poetka i publicystka. Urodziła się w rodzinie polskich i austriackich imigrantów o żydowskich korzeniach. Czterokrotnie zdobyła Meksykańską Nagrodę Teatralną. W 2000 roku została laureatką Krajowej Nagrody Dziennikarskiej otrzymała również liczne nagrody w takich kategoriach jak poezja i literatura dziecięca.
„Nauczyć się być na nowo. Być i patrzeć. Widzieć wszystko takim, jakie jest, i to jakie jest dziś, bo nie wiemy, czy jutro będzie takie samo.”
Isabelle przyjeżdża do Mazatlan, żeby przejąć spadek- przetwórnię tuńczyków. Na miejscu, nieoczekiwanie poznaje Karen- osieroconą siostrzenicę, o której istnieniu do tej pory nie wiedziała. Dziewczynka całe dnie spędza na plaży, kołysząc się w przód i w tył, obserwuje morze. Nie mówi, nie potrafi czytać ani okazywać uczuć. Pozbawiona prawie zupełnie kontaktu z ludźmi, wygląda i zachowuje się jak małe zagubione stworzenie. Isabell odkrywa na jej ciele ślady po licznych uderzeniach i blizny po przypalaniu papierosami. Bez zbędnych sentymentów postanawia zaopiekować się siostrzenicą. Zabiera ją na plażę i tam uczy nowych słów i choć Karen przychodzi to z wielkim trudem, bo nie jest przecież zwyczajną dziewczynką, to robi duże postępy. Fascynuje ją wszystko, co związane z morzem- ryby, nurkowanie. To zainteresowanie podwodnym światem, jak się wkrótce okaże, będzie miało niemały wpływ na jej dalsze życie.
Książka ukazuje nam świat dziecka autystycznego. Karen, pomimo choroby, wykazuje ponadprzeciętną zdolność koncentracji i organizacji przestrzeni. Ma też genialną pamięć. Jest stanowcza i zdecydowana, a zarazem wrażliwa i niewinna w swoim działaniu. Czasem aż trudno uwierzyć, że jakaś cześć jej umysłu pozostaje na poziomie kilkuletniego dziecka. Dzięki wytrwałości i pomocy ciotki nauczyła się mówić. Każdego dnia walczy z własnymi lękami i słabościami, powoli burzy mór dzielący ją od reszty ludzi. Uczy się okazywać uczucia i nie wstydzić bliskości. Do końca jednak pozostaje w niej prostota myślenia i pojmowania świata. Karen nie fantazjuje, nie koloryzuje, przyjmuje rzeczywistość, taką jaka jest. Ma bardzo niestandardowe podejście do życia. Jej inność pozwala nam jednak dostrzec sprawy, o których często zapominamy, które w ogromie codziennych obowiązków wydają się mało ważne, a tak naprawdę decydują o naszym szczęściu.
„Przychodzimy na świat, który jest już stary. Pełen rzeczy i spraw po naszych rodzicach. Przychodzimy na ten świat pełen starych gratów. Wytartych słów. Wyświechtanych zdań. Zużytych zwyczajów. Już dawno przeżytych sposobów na życie.”
Książka napisana jest bardzo ciekawym językiem. Podoba mi się sposób w jaki autorka przedstawiła problem autyzmu. Choroba często kojarzy nam się z bólem, cierpieniem, wyobcowaniem, natomiast Karen jest przykładem wytrwałości, optymizmu i odwagi. Dziewczyna udowadnia, że radość w życiu należy czerpać z najprostszych rzeczy. Ja osobiście czułam sympatię do głównej bohaterki, podobało mi się jej nieszablonowe myślenie i podejście do życia. Nie postrzegałam jej jako osoby chorej, a przez to w jakikolwiek sposób gorszej.
Dziewczyna, która pływała z delfinami przyrównywana jest do Forresta Gumpa, co na pewno nakłoni do lektury wiele osób. Mnie raczej zaciekawiło, bo jeszcze nie miałam okazji przeczytać tej książki. Na okładce znajduje się też mały znaczek z napisem: „Czytanie wolne od stresu”. Nie wiem dokładnie z jaką akcją się wiąże, ale jedno mogę powiedzieć- książka pozwala się zrelaksować, odpocząć, uspokoić. Na pewno nie przypadnie do gustu fanom wartkiej akcji, którym może się wydać po prostu nudna. Za to zachęcam do lektury wszystkich, którzy chcą poznać prostą filozofię życiową, zapewniającą szczęście.
I tak już całkowicie na marginesie. Jest jeszcze jedna rzecz na którą zwróciłam uwagę. Biorąc książkę do ręki spodziewałam się czegoś na kształt historii o chorej dziewczynce, której w wyzdrowieniu pomogą w jakiś cudowny sposób delfiny. Bardzo lubię tytuły zbudowane w sposób taki, jak tutaj. Nie wiem dlaczego, ale zawsze wydają mi się zapowiedzią naprawdę ciekawej historii. W tym przypadku jednak coś się nie do końca zgadza. Według mnie w tytule powinny się znaleźć raczej tuńczyki, a nie delfiny. Dziewczyna, która pływała z tuńczykami. Na pewno bliższe prawdy, ale… chyba zbyt komiczne. Obecny tytuł chyba brzmi lepiej.