Pozwólcie, że zacznę tę recke dość nietypowo, bo od skoncentrowania się na jednej, konkretnej cesze omawianej książki. Zwyczajnie aż jestem ciekaw, czy więcej osób zwróciło uwagę na to, jak charakterystyczna jest to powieść. A raczej - jak charakterystyczny, niespotykany, "osobny" na tle podobnej literatury, jest właśnie jeden z jej elementów. Otóż mamy tu psychopatę, mordercę zabijającego nie dla pieniędzy, nie z powodu szantażu czy z jakiegokolwiek innego "zdroworozsądkowego" powodu, tylko dla zaspokojenia swoich żądz, a jednocześnie nie jesteśmy tak naprawdę dopuszczeni w tej materii do sfery jego psyche. I, żeby było jeszcze ciekawiej: to nie jest tak, że w ogóle nie mamy dostępu do jego myśli. Przeciwnie, rozdziałów, w których mamy pokazany jego punkt widzenia jest sporo, jak najbardziej "słyszymy" w nich jego świadomość. A jednocześnie wciąż i wciąż w ogóle nie czujemy sfery jego motywacji w tym, co robi. Dla jasności: to nie zarzut, wszystko wskazuje na to, że Chmielarz zrobił to w pełni celowo, po prostu po to, by ta motywacja tym wyraźniej wybrzmiała gdy pod koniec mówi o niej jedna z postaci. By w ten sposób jeszcze mocniej to do nas przemówiło. Dzięki temu jest ona tym bardziej porażająca i to porażająca w swojej banalności. Co więcej nie mam też wrażenia, by pisarz coś tu poświęcił, by to było tak, że fakt nie mamy tego dostępu do motywacji psychopaty był kosztem za który autor osiągnął to, co osiągnął. Z Chmielarza jednak stara pisarska wyga, chciał coś w tym tekście zrobić i zrobił to dokładnie tak, jak sobie zamierzył.
Poza wszystkim zaś - powieści w których mieliśmy takie strumienie świadomości psychopatów zdaje się trochę już było. Ta jak najbardziej ma prawo się wyróżniać :)
Okej, skoro już przerobiliśmy najważniejszą cechę powieści, przejdźmy teraz do całej reszty. Jest po prostu bardzo dobrze, ba, widać, że Chmielarz uczy się pisarskiego rzemiosła z każdą książką. Pamiętacie, jak w recce "Wilkołaka" pisałem, że autor bardzo chciał szukać powieściowej równowagi między różnymi elementami? To tu wszystko jest tak zrównoważone, że to aż się rzuca w oczy. Rola postaci w akcji (choć tu może popełnił drobny błąd, mianowicie jedna z nich pojawia się na kartach książki wyraźnie później niż inne i nie jest to do końca uzasadnione fabularnie), emocje i rozsądek, stare i nowe postacie, mininawiazania do poprzednich części cyklu - wszystko jest na swoim miejscu na tej wadze :D W poprzednich książkach chciał w końcówce osiągać greckie katharsis i niekoniecznie mu to wychodziło - tu końcowa rozmowa dwóch ojców naprawdę porusza i - serio-serio - oczyszcza. Rozdziały są skonstruowane tak, że zawsze mamy punkt widzenia jednej z postaci - i wychodzi to tak naturalnie, że chyba bardziej się nie da. Podobnie osadzenie akcji w dwóch przestrzeniach czasowych. Nocna Warszawa jest przedstawiona dokładnie tak, jak trzeba przedstawiać nocną Warszawę. Pandemia wiszącą nad bohaterami zaś opisana w taki sposób, że naprawdę czuje się grozę.
Zarzuty? Kilka, wzmiankowane już zbyt późne wprowadzenie postaci Ani, niepotrzebne końcowe podkręcanie akcji, podobnie zbytnie podkręcanie tematu sytuacji gejów w naszym kraju. Wreszcie sama noc jest nie do końca wykorzystana, nie czujemy pod koniec aż tak zmęczenia, wyczerpania postaci, choć pisarz chciał (jedna ze scen jednoznacznie na to wskazuje), byśmy je czuli. Ale generalnie jestem pod sporym wrażeniem, bez wahania daję 8/10.