Samochodem jechało dwóch zgnębionych mężczyzn.
Fiński humor jest specyficzny: plebejski, a jednak chwilami delikatny i mądry. Mądry, bo wyśmiewa rzeczy i postawy warte wyśmiania. Są warte wykpienia, ponieważ są obłudne, a cele, do których dążą - złudne, i niewarte zachodu, lecz mimo to powszechne w codziennym życiu większości społeczeństwa i zajmujące niezasłużenie wysokie miejsce w jego drabince wartości. Oto Vatanen - człowiek, którego w dzisiejszych kategoriach możnaby nazwać człowiekiem sukcesu: dziennikarz poczytnej gazety, żona, auto, dom i łódź. A mimo to żadnej radości życia, żadnej z niego satysfakcji.
Jego koledzy z redakcji byli tacy sami: rozgoryczeni pracą i cyniczni. Takim dziennikarzom nawet najgłupszy gość od reklamy mógł powiedzieć, jakich artykułów oczekuje od nich wydawca.
W takiej sytuacji, w innym miejscu na świecie (w takiej Polsce czy Francji) mężczyzna wychodzi po papierosy i już nie wraca. Finowie jednak, jak większość protestanckich społeczeństw, mają wbudowany przemożny mechanizm kontroli społecznej i odpowiedzialności. Nie dają rady tak wyjść. Potrzebny im jest katalizator. Dla bohatera tej podzielonej na 24 rozdziały opowieści staje się nim młody, ranny zając - forpoczta natury, natury, jaką wyrobnik kultury i mediów musiał w sobie zdusić. Dopiero przekonanie, że zajączek potrzebuje go bardziej niż praca czy żona, pozwalają Vatanenowi zachować się jak zając i...uciec. Co więcej obaj potrafią sobie nawzajem pomóc - i zając mężczyźnie, i on zwierzęciu. Zając pomaga głównie zresztą w urzędach, które są niewolnikami regulaminów i kostycznych prawnych zasad, więc nietypowa, nieprzewidziana regulaminem para - człowiek z dzikim zającem - zawsze robi w nich jakiś wyłom. Zresztą najbardziej absurdalne i satyryczne sytuacje powstają praktycznie wyłącznie w sferach urzędniczo-policyjnych i biznesowo-rządowych (opis drogi listu z więzienia do prezydenta Kekkonena to niemal to samo, co się przydarzyło zegarkowi postaci granej przez Bruce'a Willisa w Pulp Fiction).
Finowie żyją pod swoistą presją oceny społecznej, z której - co obserwujemy w powieści - najpopularniejszą ucieczką jest alkohol. Urżnięcie się jest tolerowane, wręcz pożądane w męskim kręgu, a zdają się tę potrzebę rozumieć bądź tolerować również kobiety. Jak, nie przymierzając, w Rosji radzieckiej. Jednocześnie większość występujących w powieści postaci wydaje się ludźmi bardzo bezpośrednimi i otwartymi - nasz zbieg co i rusz natrafia na ciekawe, czasem wysoko postawione osoby, które a to dekują się na rybałce nad wodą, a to dają sobie w czajnik w saunie. Nikogo nie dziwi dodatkowy zabłąkany gość. Zwłaszcza na północy kraju - co autor zauważa wprost ustami bohatera - ludzie są bardziej otwarci i przyjaźni, bezinteresownie pomocni i niezmanierowani. Może wymuszają to trudniejsze warunki naturalne, że mieszkańcy Północy muszą się trzymać razem, muszą sobie pomagać, ale jest faktem, że są zdecydowanie inni, niż butni nuworysze, dobrze ustosunkowani bonzowie i chamscy, bogaci pracownicy korporacji na południu kraju. I na północ też ciągnie Vatanena. Zatrudnia się przy wyrębach lub czyszczeniu lasu, przy remontach chałup i rozbiórkach barek, choć zapas gotówki wciąż ma. Jej źródło - sprzedaż łodzi - autor współdzieli z bohaterem: jemu zapewniła rok spokoju na napisanie pierwszej powieści, a bohaterowi tejże pierwszej powieści roczną włóczęgę po kraju. Ale przyznać trzeba, że bohater nie polegał tylko na oszczędnościach: zasmakował w robocie fizycznej i prymitywnych, męskich warunkach mieszkania w szałasach i pod chmurką. Wrócił do natury i poczuł, że mu to dobrze robi, że wraca do równowagi po miejskim życiu. Przestał być miejskim mięczakiem zaprzątniętym niepotrzebnymi dyskusjami o polityce i pogonią za seksem. Nie pozwala już sobie wchodzić na głowę nikomu - czy to będzie człowiek (były teolog, szycha z ministerstwa spraw zagranicznych, wojskowy czy policjant), czy zwierzę (niedźwiedź lub kruk).
Takie życie może wieść każdy - wystarczy tylko zrozumieć, że najpierw trzeba się pożegnać z dotychczasowymi zwyczajami.
"I tak trzeba żyć" - brzmi ostatnie przesłanie bohatera, po którym następuje domniemane wniebowstąpienie. Vatanen jest rodzajem stoika, który choć indyferentny religijnie, lepiej potrafi się zachować w kościele, niż podporządkowany swym nałogom i namiętnościom pastor, który nie tylko pali w świątyni papierosy, ale potrafi tam też polować, strzelając do ołtarza. W Posłowiu - ostatnim rozdziale powieści - dokonuje się wręcz ewangeliczna mitologizacji głównego bohatera (albo jest to magia w rodzaju tej, jakiej używał Woody Allen w Zeligu). Vatanen niczym święty Piotr przechodzi przez ściany a biblijną wymowę tego rozdziału wzmacnia stylizowany początek: Z Vatanenem bylo tak..., co brzmi przecież podobnie jak u Mateusza apostoła :Z narodzeniem Jezusa było tak.
Tłumaczenie: dobre, ale "chollewa" jako przekleństwo, gdy w innym miejscu "cholera" pada raz za razem, jest chyba trochę dziwnym słowem? No i spławianie "drzewa" zamiast drewna (s. 101)??
Notatki>> Książki: Puliannen - o niedźwiedziach, Skytta: Portret prezydenta
juhansson - święty Jan czyli letnie przesilenie