Biuro M recenzja

Przeszłośc Basi ma tylko jedno imię - Michał. Nie przyniosło jej ono szczęścia a jedynie złamane serce i trzy rozstania. Tak związała się z z trzema mężczyznami a każdy z nich nazywał się Michał i nie, nie w jednym czasie. Do tego trzeba by dołączyć też koleżankę która ma lepkie ręce do cudzych facetów i mamy wybuchową mieszankę. Basia wyprowadza się z domu rodzinnego by stanąć na nogi jednak idzie jej to raczej średnio, pewnego dnia jednak udaje jej się znaleźć pracę w wyjątkowym biurze. Jacek ma do wszystkiego dwie lewe ręce, no może do kobiet ma raczej lepkie niż lewe, ale każda jego praca kończy się tak że pracodawca musi się szykować na poważny remont i wizytę ubezpieczyciela. Tym razem pośredniak kieruje go do biura matrymonialnego Pani Krysi. Ta dwójka spotyka się w jakże szanowanym biurze i od razu zaczyna się dziać. Basia jako znawca programów internetowych tworzy jeden, który ma wspomóc ich pracę i pozwoli znaleźć więcej szczęśliwych par a Jacek skupia się na tym czy może tam znaleźć kogoś dla siebie. Do tego pojawia się facet który koniecznie chce jakąś Basie, piękna długonoga istota oraz Michał... i to nie jeden.
W tym samym budynku możemy się natknąć na nawiedzoną tarocistkę i pana od ziółek. Komedia jakich mało.
Muszę przyznać że nie spodziewałam się że ta książka aż tak mnie zauroczy. Czytałam ją śmiejąc się w głos. Dialogi, postacie, sama historia wszystko ma w sobie tyle humoru, że chce się ją czytać i nie można się oderwać. Byłam bardzo ciekawa jak zakończy się historia Basi i Jacka i muszę przyznać, że moja ciekawość została zaspokojona i zakończenie mi się podobało, choć nie było tak oczywiste jak może się wydawać. Poboczne postacie takie jak pan ze sklepu zielarskiego czy wróżka od tarota to tylko uzupełnienie już i tak świetniej obsady bohaterów. Gwarantuje że każdy kto chwyci tę książkę w ręce zaśmieje się przynajmniej raz, ale liczę że jednak więcej. To lekka, przyjemna i pełna miłości ksiązka na jeden lub dwa wieczory z lampką wina i uśmiechem na twarzy.