W sadze o Ludziach Lodu zakochałam się jako nastolatka i miłość tę zawdzięczam Babci, z którą namiętnie czytałyśmy kolejne tomy, a potem wymieniałyśmy się uwagami. Wiecie, że już wtedy uczyłam się nie spojlerować ;) ? Kiedy zobaczyłam w zapowiedziach Wydawnictwa WasPos "Kronikę czarownic. Pokolenia widzących" Andrzeja F. Paczkowskiego nie mogłam, po prostu nie mogłam, nie mieć tej pozycji na uwadze. Ta powieść intrygowała mnie i kusiła. Piękna okładka przyciągała wzrok, a opis sugerował coś smakowitego i bardzo w moim guście.
***
Ingrid poznajemy w bardzo trudnej dla niej sytuacji. Szaleje dżuma, najbliżsi umarli, a ona dopiero co urodziła córeczkę. Młoda matka jest niedożywiona i zdesperowana. Z pomocą przychodzi jej los i tajemnicza Zorina, której chatka znajduje się z dala od ludzkich siedzib, a także uaktywnione tajemne moce, których dziewczyna nie jest do końca świadoma. Tak rozpoczyna się saga o niezwykłych kobietach autorstwa Andrzeja F. Paczkowskiego.
***
Na początku bardzo uwierał mnie styl w jakim prowadzona jest historia. Nie chodzi o delikatną stylizację na mowę dawnych czasów, to akurat był przyjemny smaczek (tutaj szczególnie wyróżniała się kucharka Jadwiga), ale ogólnie o konstrukcję zdań. Skłamałabym mówiąc, że przywykłam po czasie. Zaakceptowałam i czytałam dalej, miejscami krzywiąc się z lekka.
Umiejscowienie akcji, przynajmniej tej początkowej w Norwegii, niedaleko doliny, w której ukrywali się Ludzie Lodu (oczywiście wiemy to w domyśle, a w pewnym momencie opis żółtych oczu, szerokie, spiczaste barki, brzydki wygląd i tajemne moce silnie na myśl przywodziły mi ten niezwykły ród), imiona odpowiadające tamtym rejonom bardzo mi pasowały. Co prawda sporą rolę odegrała tu wyobraźnia, bo autor troszkę skąpi opisów oddających miejsce. Jednak tym, co najbardziej mi się spodobało było nie mówienie o Ludziach Lodu wprost. Czaili się gdzieś z tyłu, stanowiąc tło, prym oddając Ingrid i jej ukochanemu. Troszkę obawiałam się, że w jakiś wyraźny sposób będą wpleceni w tę historię, ale stanowią jedynie jego unikalny element dodatkowy.
***
Polowanie na czarownice to wdzięczny motyw, a przy tym bardzo ciekawy. Cieszę się, że autor go wykorzystał i pokazał, że to nie ten kto jest oskarżany jest najczęściej tym złym, lecz ten kto oskarża, a którym kierują niewłaściwe pobudki lub strach przed nieznanym. To smutne, tym bardziej iż współcześnie także ludziom zdarza się reagować wrogością na odmienność i coś nieznanego. Życie Ingrid od początku było usłane cierniami, trudne i wymagającego wiele siły i samozaparcia. Pomimo przeciwności dziewczyna nie złamała się, a miłość i wsparcie ukochanego stanowiły dla niej podporę.
Skoro o miłości mowa to sporo jej w "Kronice czarownic". Ta dotycząca Ingrid i Bjorna jest niewinna, silna i czysta. Dla mnie trochę taka bajkowa i nierzeczywista, ale stanowiąca dobrą przeciwwagę dla innych ukazanych przez autora odsłon. Nie brakło tu także scen zbliżeń, w przypadku głównej dwójki bohaterów czasem wręcz opisanej z pewnym patosem, ale oddającej wzajemne uczucie i szacunek tej dwójki dla siebie. Jedna scena (nie dotycząca Ingrid i Bjorna) sprawiła, że odrzuciłam od siebie książkę na pewien czas. Gwałty i molestowanie są tematami, które ciężko mi znieść, a w pewnym momencie miałam wrażenie, że autor serwuje nam na zmianę takie wydarzenia i czytanie szło mi jak po grudzie.
Znalazły się jednak w tej powieści sceny, które czytałam z autentycznym zaciekawieniem i wręcz zachłannością. Sceny noszące znamiona przygody, a nawet horroru, czyli czegoś co bardzo lubię.
Samo przeniesienie akcji na ziemie polskie, także było ciekawym zabiegiem, stwarzającym autorowi mnóstwo możliwości pokazania jak sprawy mocy traktowane były także na rodzimej ziemi. Co prawda zabrakło mi tła historycznego i tej specyficznej atmosfery XVI wiecznych dworków i klimatu tamtych czasów.
***
Podobał mi się sposób w jaki Andrzej F. Paczkowski przeplata losy swoich bohaterów i ciekawi do czego w sumie zmierza ta historia. Bo że jej pisanie sprawiło autorowi frajdę da się wyraźnie wyczuć. Szczególnie zaintrygował mnie wpis na końcu powieści, który sprawił, że tym chętniej chciałabym poznać dalsze perypetie kobiet z rodu Ingrid. Dobrze się składa, bowiem tom drugi: "Pokolenie złych" jest w przygotowaniu.
***
Bohaterowie są prości. Nie tylko z pochodzenia, lecz także z wykreowania. Trudno było mi się do któregokolwiek przekonać i szczerze polubić, a jeśli miałabym wybrać kogoś kogo polubiłam byłaby to Charlotta. Być może taka postać rzeczy wynikała z tego, że bohaterów, których życie śledzimy pewnym momencie było dość sporo, kilku dodatkowych zaś pojawiło się w trakcie.
***
Podsumowując "Kronika czarownic. Pokolenie widzących" to 500 stron historii o sile i wytrwałości, których głównymi bohaterkami są kobiety pochodzące z jednego rodu, obdarzone niezwykłymi mocami. To historia o różnych, często brzydkich i brutalnych, obliczach miłości. To także historia o ludziach pełnych ułomności, strachu, mrocznych sekretów i żądz. Chociaż wykonanie, moim zdaniem, wyszło średnio to wydarzenia przedstawione są przemyślanie i choć motyw przewodni, mimo wszystko, pozostaje niejasny (chociaż czy w sagach należy oczekiwać jakiegoś motywu przewodniego, czegoś do czego będą dążyć kolejne pokolenia?) opowieść snuta przez Andrzeja F. Paczkowskiego potrafi zaintrygować oraz wciągnąć w swój świat.
Czy polecam? Tak, z pewnością ta historia spodoba się niejednej osobie :)