Mariusz Koperski jest autorem cyklu „Zakopiańskie powieści kryminalne”. Główny bohater to komisarz Tomasz Karpiel, prawdziwy góral.
W książce „Giełda milionerów” ma do wyjaśnienia sprawę widowiskowego zabójstwa.
Autor ma opanowany warsztat pisarski, dzięki czemu, książkę dobrze się czyta.
Mam natomiast problem z pewnymi scenami wymyślonymi przez autora. Każdy czytelnik, wie, że powieść kryminalna to fikcja, ale jeśli opisujemy działania policji, to muszą być one zbliżone do rzeczywistości, żeby kryminał miał sens.
Przykład sceny. Policjanci w mieszkaniu rozmawiają z naćpaną młodą kobietą i próbują z niej wyciągnąć informację. Oficer przystawia jej glocka do twarzy, a potem chowa go za pasek spodni?! Naćpana kobieta wyciąga go ze spodni oficera i strzela do niego. No, przepraszam, który polski policjant chowa pistolet za pasek spodni. Chyba pistolet chowa się do kabury.
I jeszcze jedna scena, tym razem miłosna. W kuchni stoi ukochana komisarza i zaczyna się pełna uniesień scena między nimi. Tylko, że ona trzyma w jednej ręce czajnik z wrzątkiem. Całują się, temperatura rośnie. Jej prawa ręka sięga do spodni komisarza, doprowadza go do spełnienia, a w drugiej ręce dalej trzyma czajnik z wrzątkiem !!! Panowie, czy mieliście takie doświadczenia erotyczne ?
Taka scena powinna wprawiać czytelnika, co najmniej w nastrój romantyczny. Mnie przyznam, lekko zdumiała. Odważny facet, że też nie bał się, że ten wrzątek z czajnika, w kulminacji miłosnych uniesień, wyleje się na jego najważniejszy organ. Nie doceniłam komisarza Karpiela. Nie ma to, jak pożądanie górala, nic mu nie stanie na przeszkodzie do spełnienia, nawet czajnik z wrzątkiem!
Może mniej wybrednemu czytelnikowi, takie rzeczy by nie przeszkadzały, ale u kogoś, kto przeczytał sporo kryminałów, takie sceny budzą dyskomfort.
Autor dobrze pisze, ale powinien bardziej dopracować historie kryminalne, które nam przedstawia.
Zakopane to dobre miejsce na napisanie ciekawego cyklu powieści sensacyjnych, ale w przypadku tej powieści, niestety również w przypadku poprzedniej „Po własnych śladach” zabrakło przemyślanej i dopracowanej intrygi kryminalnej.