"Magiczna gondola" Niemki Evy Völler to jedna z wielu poczytnych książek jej autorstwa. Ta powieściopisarka nie ogranicza się do tylko jednego gatunku i nierzadko pisze pod pseudonimem. Ma za sobą thrillery, powieści historyczne i romanse, udowadniając, że w dzisiejszych czasach można być pisarzem uniwersalnym. U nas pojawiła się jej powieść skierowana głównie do młodzieży - "Magiczna gondola" właśnie. Za sprawą Egmontu została wydana w przepięknej oprawie w serii "Poza czasem", która traktuje o podróżach w czasie.
Pewnie nie jestem pierwszą osobą, która chwali to wydawnictwo za dbałość przy wydawaniu książek. Przy każdej premierze jestem niezmiennie zachwycona jakością okładek, z których jedna piękniejsza jest od drugiej. "Magiczna gondola" pobiła rekord w mojej osobistej skali okładek - tak ładnej i na swój sposób wyjątkowej oprawy nie spodziewałam się nawet w najśmielszych snach. A kiedy już ją zobaczyłam na własne oczy, wiedziałam, że ta książka musi się znaleźć u mnie na półce. No i jest, z czego ogromnie się cieszę.
Być może większości z Was tematyka podróży w czasie już się przejadła, ale ja jestem w niej nowicjuszką, więc "Magiczną gondolą" byłam zachwycona. Już dawno doszłam do wniosku, że nie mam aspiracji do udawania kogoś, kim nie jestem, a co za tym idzie - czytania wyłącznie tych naprawdę "mądrych" książek, aby uchodzić za autorytet w blogosferze. Nie tędy droga. Książka Völler do ambitnej literatury nie należy i w sumie jest to swego rodzaju komplement, bo czyta się ją lekko i przyjemnie, czego o ciężkiej tematyce powiedzieć nie można. Wolę jednak czytać dla przyjemności, a nie mistycznych uniesień i filozoficznej rozkminki.
Tak więc, w "Magicznej gondoli" śledzimy historię siedemnastoletniej Anny, która spędza nudne wakacje z rodzicami w Wenecji. Któż nie chciałby jej odwiedzić, by popływać gondolą lub kupić sobie słynną wenecką maskę lekarza? To tam właśnie Anna nie tylko w dość enigmatycznych okolicznościach nabywa kocią maskę, ale i dostrzega czerwoną gondolę, co jest jeszcze dziwniejsze, biorąc pod uwagę, że w tym włoskim kurorcie wszystkie gondole są czarne. To dziwne ustępstwo zwraca uwagę Anny, jednak ma ona na głowie większy kłopot w postaci Mathiasa, który - łagodnie rzecz ujmując - przyczepił się do niej jak rzep do psiego ogona. Pewnego dnia, podczas parady gondol, dziewczyna wpada do wody, a z opresji ratuje ją piękny młodzieniec... wciągając ją na pokład czerwonej gondoli! Annie nie jest jednak dane cieszyć się widokiem przystojnego nieznajomego, bo oto świat rozmywa się jej przed oczami, a ona sama trafia do XV-wiecznej Wenecji. I choć bardzo tego nie chce, staje się istotnym elementem w walce z ludźmi, których jedynym chyba celem jest doprowadzenie do tego, by miasto za kilkaset lat zniknęło z mapy świata.
Wciągający obraz Wenecji sprzed kilkuset lat oczarował mnie do tego stopnia, że w trakcie lektury starałam się dokładnie sobie wyobrazić wszelkie szczegóły (bardzo mi w tym pomogła seria Assassin's Creed). Sposób życia, maniery i warunki bytu zostały opisane w niesamowity i zarazem prosty sposób - przez osobę, która nie ma z tymi czasami nic wspólnego i trafiła do nich przez przypadek. Być może dzięki temu temat ten brzmiał jeszcze ciekawiej, bo w sumie na miejscu Anny miałabym podobne zdanie o XV wieku.
Główny wątek intrygi, mającej na celu skazanie Wenecji na zagładę, wypadł ciekawie i całkiem naturalnie. Autorka świetnie poprowadziła fabułę i nadała jej maksimum realizmu, co w jakiś sposób zrównoważyło zjawisko podróżowania w czasie. Akcja rozwijała się stopniowo i była przetykana mniej emocjonującymi fragmentami, które uspokajały mnie w trakcie lektury i przygotowywały na kolejne zrywy fabuły, abym poczuła jeszcze większe zaskoczenie. Dzięki temu książka od początku do końca stanowiła smakowity kąsek, z którym żal się było rozstawać. Po jej ukończeniu brakowało mi specyficznego klimatu, jaki na potrzeby powieści stworzyła autorka, a który okazał się strzałem w dziesiątkę.
Do plusów "Magicznej gondoli" muszę jeszcze dopisać postać Anny, która zapadła mi w pamięć jako szczera i zabawna osoba, robiąca odpowiedni użytek ze swojej ineligencji. Równie pozytywnie odebrałam też postać Sebastiana, który przez większą część książki zachował tajemniczość i sprawił, że czytając o nim, miałam wypieki na twarzy. A wszystko przez to, że od samego początku nie było go w książce tak często jak Anny, która zresztą jest w niej narratorem. Pochwała należy się także samej autorce, która - podobnie jak Kerstin Gier w "Czerwieni Rubinu" - nie zrobiła ze swojej książki tandetnej historii romansu dwojga nastolatków. Miłości było w "Magicznej gondoli" niewiele i cieszę się, że fabuła skupiła się na udaremnieniu złoczyńcom planu związanego ze zniszczeniem Wenecji. A jeśli dodać do tego przejrzysty język i dostosowanie go do epoki - otrzymujemy świetną pozycję do czytania w zimowe wieczory.
Jedynym mankamentem "Magicznej gondoli" jest to, że jej fabułę przewidziano na zaledwie ten jeden tom. Żałuję, że nie poznam dalszych losów Anny i Sebastiana, bo naprawdę bardzo ich polubiłam. Z drugiej jednak strony może to i dobrze, bo dzięki temu historia zawarta w tej książce zapisze się w mojej pamięci jako coś wyjątkowego, czym nie mogą się pochwalić wszyscy autorzy.
A przy okazji rozwieję wątpliwości niektórych z Was: Eva Völler i jej "Magiczna gondola" nie są podróbą Trylogii Czasu i Kerstin Gier. Historia Anny i Sebastiana jest zupełnie inna, przez co nie można mówić o skopiowaniu pomysłu. Warto sięgnąć po książki obu autorek chociażby po to, by się o tym przekonać. Ja od siebie polecam i Trylogię Czasu, i "Magiczną gondolę", bo spędziłam z nimi kilka udanych dni.
Ocena: 6/6