Swego czasu, jako bardzo młoda dziewczyna, zafascynowana byłam judaizmem. Czytałam wtedy mnóstwo książek które przybliżały mi żydowską religię, tradycję, kulturę czy zwyczaje kulinarne. Moim ulubionym pisarzem był wtedy Isaac Bashevis Singer - genialny pisarz żydowski polskiego pochodzenia (laureat Nagrody Nobla). Jak nikt inny potrafił on w swoich książkach pokazać życie społeczności żydowskiej. To fascynujący obraz obrzędów, świąt religijnych oraz codziennej egzystencji podporządkowanej niezwykle precyzyjnym (i z naszej perspektywy surowym) zasadom.
Do książki J.S. Margot sięgnęłam więc jako osoba z pewnym bagażem wiedzy o ortodoksyjnych Żydach.
Autorka, wówczas studentka, szukając dodatkowej pracy natrafiła na ogłoszenie żydowskiej rodziny szukającej korepetytorki dla czwórki swoich dzieci. Tej energicznej, zbuntowanej, otwartej na życie dziewczynie udaje się dostać tę posadę i przez kilka lat pracuje z dziećmi Państwa Schneiderów obserwując ich życie i tradycje tak różniące się od świata z którego sama pochodzi.
Mimo ogromnych różnic kulturowych J.S. Margot udaje się nawiązać bliską relację ze swoimi pracodawcami, a przyjaźń z jedna z córek Schneiderów przetrwa długo po zakończeniu współpracy.
"Mozel tow. Jak zostałam korepetytorką w domu ortodoksyjnych Żydów" to spisane po latach wspomnienia Margot z tamtego okresu.
To opowieść o budowaniu więzi i przyjaźni pomimo różnic które tylko z pozoru wydają się być barierą nie do pokonania.
Autorka opowiada zasadach panujących w domu swoich pracodawców: tych dotyczących wychowania dzieci, szanowania tradycji czy obchodzenia świąt. Jest wiele fragmentów dotyczących życia codziennego: koszernej kuchni, aktywności fizycznej, czy kwestii posiadania zwierząt.
Książka na pewno będzie ciekawą lekturą dla tych którzy do tej pory nie interesowali się zbytnio judaizmem. Dla takich czytelników wszystko będzie w pewnym senesie "egzotyczne", tajemnicze i jak dla samej autorki w wielu aspektach niezrozumiałe.
Margot, mimo wielu lat spędzonych w domu Schneiderów, w wielu kwestiach pozostała jednak ogromną ignorantką. Nie mogła zapamiętać kiedy są obchodzone głównej święta żydowskie, boczyła się że nie może zaprosić ich do siebie na kolacje w ramach rewanżu bo jej kuchnia nie jest koszerna, a podczas wizyty w Izraelu, gdzie znalazła gościnę w dzielnicy zamieszkanej przez ortodoksyjnych Żydów złościła się iż musi, zgodnie z tamtejszą tradycją, założyć bluzkę z długim rękawem i rajstopy.
Od osoby która przez kilka lat miała okazję obserwować jak żyją jej pracodawcy oczekiwałabym jednak większej otwartości i szacunku do ich "inności". I to mi w tej książce "zgrzytało" na tyle mocno że wpłynęło na ogólny odbiór lektury.