- To co teraz, ha?
Byłem ja, to znaczy Alex i trzech moich kumpli, to znaczy Pete. Georgie i Jołop, a Jołop to znaczy po nastojaszczy jołop, i siedzieliśmy w Barze Krowa zastanawiając się, co zrobić z tak pięknie rozpoczętym, a wieczór był chujnia mrok ziąb zima sukin kot choć suchy.
Powyższy cytat będący jednocześnie pierwszymi słowami głównego bohatera powieści — Alexa, stanowią pewnego rodzaju przedsmak fabuły i sytuacji mających miejsce w książce Burgessa — fabuły pełnej przemocy i zła.
Nastoletni Alex — za dnia “przykładny” nastolatek, zakochany w muzyce Ludwiga van Beethovena, nocą przybierał postać bajkowej “zmory” — osoby czerpiącej przyjemność z upokarzania i zadawania bólu nawet całkowicie przypadkowym, niewinnym osobom, kwitującą swoje poczynania formułą horror szoł .
(…) wyjął mu protezy, górną i dolną szczękę. Rzucił je na chodnik, a ja normalnie pod but, chociaż okazały się kurwa twarde, z jakiegoś nowego plajstyku.
Na efekty hulaszczego życia Alexa nie trzeba długo czekać — w końcu pozostawiony przez własnych kolegów, zabija on pewną staruszkę, czego finałem jest długoletni wyrok pozbawienia go wolności.
Wówczas rząd państwa podejmuje rękawice w dziwnej walce z niespotykaną skalą przestępczości — dotychczasowych przestępców mianuje stróżami prawa, oferując też Alexowi skrócenie wyroku w zamian za poddanie się innowacyjnej terapii resocjalizacyjnej. Chłopak oczywiście nie zdając sobie sprawy z rzeczywistych skutków swojej decyzji, ochoczo przystępuje do terapii. Owa terapia opiera się w zasadzie na tzw. praniu mózgu i obrzydzaniu wszelkich form przemocy uwarunkowanego objawami somatycznymi. W rezultacie Alex staje się istotą niejako ubezwłasnowolnioną, będącą tylko pionkiem w swoistej grze politycznej. Dalszy rozwój wypadków prowadzi w końcu do próby samobójczej osiemnastoletniego już chłopaka, który /jak się wydaje/ odzyskuje własne “ja” i dochodząc do wniosku, że (…)młodość przemija, nie ma rady. Ale młodość to tylko jakby się było takim, no, częściowo jakby zwierzakiem, co zabawką, wiecie, te małe igruszki, co się sprzedają na ulicach, takie drobne człowieczki, zrobione z blachy i ze sprężyną w środku, a na wierzchu knopka do nakręcania…, podejmuje działania zmierzające do poznania “towarzyszki życia”.
W obliczu zastosowania przez autora języka pełnego zapożyczeń i wulgaryzmów oraz często dosyć makabrycznych opisów występków i zbrodni bohaterów książki, nie dziwi chyba fakt objęcia Mechanicznej pomarańczy cenzurą w okresie PRL-u. Dzisiaj obraz przedstawiony w książce już tak nie gorszy, w porównaniu do niektórych współczesnych utworów nawet specjalnie nie porusza, ale na pewno zwraca uwagę i w pewien sposób wymusza określenie własnego stanowiska dotyczącego powieści przez każdego czytelnika — stanowiska pozytywnego lub negatywnego. Jakkolwiek określonego i mocnego.