Książka dziejąca się w nieokreślonej przyszłości w Anglii, opisuje Burgess świat, w którym banda młodych opryszków robi, co im się żywnie podoba: biją, kradną, gwałcą, zło w czystej postaci. Wreszcie przywódca bandy, Alex, zostaje złapany i poddany przymusowemu praniu mózgu; chce się zrobić z niego przyzwoitego człowieka. Jakie są efekty tej operacji, możecie przeczytać.
Rzecz jest głównie o tym, jakie są granice wolnej woli, wolności jednostki. Stawia Burgess pytania czy instytucje rządowe, lub jakiekolwiek inne, mają prawo zmieniać pod przymusem złych ludzi, sprowadzać ich na ścieżkę czynienia dobra. To dosyć ważny problem etyczny, związany z naszą autonomią, z granicami wolności jednostki. Niemniej w Azji czy ogólniej na wschodzie już na niego odpowiedzieli, wiele jest świadectw intensywnej indoktrynacji 'wrogów ludu' lub kryminalistów w obozach czy więzieniach. Wspomnijmy metodę Makarenki czy reedukację więźniów w Chinach (vide Haitiwaji: 'Ocalała z chińskiego gułagu'). W ogóle cały realny komunizm można rozpatrywać jako próbę stworzenia na siłę nowego człowieka, z wiadomymi efektami. Można argumentować, że wówczas technologia była słaba, ta prezentowana w książce wydaje się nieco lepsza, ale też nie zdaje specjalnie egzaminu. Niemniej w przyszłości metody prania mózgu z pewnością zostaną udoskonalone, jestem pewien, że wówczas wschodni władcy nie zawahają się przed ich użyciem...
Parę rzeczy w książce irytuje, po pierwsze Alex, ten mały rzezimieszek, mający za sobą pobyt w poprawczaku, jest wielbicielem muzyki poważnej: Bacha, Beethovena, Haendla, już to widzę! Ucho od śledzia! Raczej to miłośnik muzyki słuchanej przez młodzież, dalekiej od klasycznej.
I jeszcze, mocno autor nas epatuje różnego rodzaju okropnościami, drastycznymi opisami. Wygląda, że według niego w przyszłości zatriumfuje hasło 'Homo homini lupus', może...
Zwraca też uwagę dziwaczny styl pełen rusycyzmów. Cóż, rozumiem, że tłumacz, Robert Stiller, podążał za autorem, który dla tej książki stworzył coś w rodzaju nowego języka z licznymi rosyjskimi wtrętami, ale po pierwsze rusycyzmy brzmią inaczej w języku angielskim zaś inaczej po polsku. Po drugie ten język może być kompletnie niezrozumiały dla nieznających rosyjskiego (ja znam). Po trzecie, tak się obecnie nie mówi, raczej wtrąca w potoczną mowę słowa angielskie. Co ciekawe, w interesującym posłowiu Robert Stiller pisze, że stworzył dwie wersje tłumaczenia książki Burgessa: wersję R, którą właśnie czytałem oraz wersję A, ze wtrętami z języka angielskiego zamiast rosyjskiego. Wersja A została opublikowana później od wersji R, nosi tytuł 'Nakręcana pomarańcza', czytałem fragmenty, to trudna lektura, bo wszystkie anglikanizmy są napisane w polskiej wersji językowej, mały cytat: „wy już nie remember o brajdaszkowie moi, co były za meliny, bo ewryting się nowedejz tak szybko zmienia i wszyscy raz dwa forgetują”. Dla porównania ten sam fragment w wersji R: „wy już nie pamiętacie o braciszkowie moi, co to były za meliny, bo wszystko się teraz tak bystro zmienia i wszyscy raz dwa zabywają”. Zatem teraz można sobie wybrać wersję, albo je sobie porównać...
Słuchało mi się audiobooka ciężko, ze względu na wspomniany dziwaczny styl, chociaż lektor, Maciej Kowalik, interpretował książkę świetnie. W sumie inwencja językowa autora i tłumacza jest godna podziwu, ale wykonanie takie sobie, zakończenie też nie powala.