„Metro 2033” jest zdecydowanie jednym z najlepszych przedstawicieli gatunku „postapo”.
Glukhovski wykreował wizje świata, w którym po wybuchu wojny nuklearnej, powierzchnia planety jest niezdatna do życia i przetrwania.
Ludzkość, która przeżyła wojnę chroni się i żyje od 20 lat w moskiewskim metrze, gdzie wytworzyła własną cywilizację, zbudowaną na zasadzie mikropaństw. Ludzie musieli nauczyć się żyć od nowa, bez prawie żadnych nowoczesnych technologii, musieli hodować to, co da się bez dostępu do światła i dużej ilości powietrza, a wspólną dla wszystkich walutą okazały się naboje.
Główną osią fabuły są przygody chłopaka, Artema, który dostaje misję przedostania się na drugi koniec metra - do „mitycznej” stacji Polis. Musi na czas zdążyć zanieść wiadomość, od której najprawdopodobniej zależy życie całej cywilizacji.
Przez to, że w tunelach panuje m.in. przerażająca ciemność (która może złamać psychicznie) i groźba rozstrzelania na kolejnych stacjach przez wrogie sobie frakcje - misja wydaje się awykonalna...
Glukhovski stworzył coś również niewykonalnego - gdy czytamy tę powieść, czujemy wewnątrz siebie tę ciasnotę i lęk wąskich przestrzeni tuneli. Dzięki szczegółowości opisów możemy poczuć się jakbyśmy razem z Artemem przemierzali kolejne stacje z myślą, czy zaraz nie zginiemy...
Powieść ta jest też pełna paradoksów - w takiej małej przestrzeni jaką miał do dyspozycji autor - stworzył niewyobrażalnie bogaty i wielki świat postaci, miejsc i własnych zasad. I pomimo tragizmu sytuacji w jakiej znaleźli się Ci wszyscy ludzie, coś nas do tego świata Glukhovskiego ciągnie. Jakby tunele wzywały nas do siebie.
Czytajcie i nie bójcie się - ta książka jest napisana przepięknym językiem, ale nie jest to typowa ciężka literatura rosyjska, chociaż zdarzają się bardzo ciekawy rozprawy egzystencjonalne.
Myślę, że naprawdę warto, bo wrażenia po lekturze zostaną z Wami zdecydowanie na długo!
(polecam podczas czytania szukać w internecie zdjęć danych stacji, by jeszcze mocniej przeżywać wizualnie lekturę)