Percy to z pozoru zwyczajny nastolatek, z dość spotykaną we współczesnych czasach, chorobą zwaną dysleksją, przez którą kompletnie nie radzi sobie w szkole. Miejsce edukacji zmienia praktycznie co roku. Jego życie się zmienia, gdy pewnego dnia wraz ze szkołą wyruszają na wycieczkę, na której zostaje zaatakowany przez swoją nauczycielkę. W walce pomaga mu drugi opiekun, który uświadamia go, że nie jest normalnym chłopcem, a synem boga Olimpu. Narażony na demony i inne niebezpieczeństwa spowodowane jego pochodzeniem, skłaniają Percego do zamieszkania w Obozie Herosów. Na powitanie powierzają mu misję, której celem będzie odzyskanie pioruna piorunów i oddanie go prawowitemu właścicielowi.
Rick Riordan
Rick Riordan to amerykański pisarz urodzony w San Antonio. Pisze głównie książki fantasy dla dzieci i młodzieży. Popularność i sławę przyniosła mu właśnie seria "Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy", na której podstawie, w 2010 roku, mieliśmy okazję obejrzeć ekranizację. Główne role zagrali tacy aktorzy jak Pierce Brosman, Sean Bean oraz Logan Lerman. Ja po tę książkę sięgnęłam tylko i wyłącznie z czystej ciekawości. Nasłuchałam się oraz naczytałam wiele dobrych rzeczy na temat tej serii, aż w końcu postanowiłam sama wyrobić sobie o niej opinię. I jak moje wrażenia? Całkiem pozytywne czy wręcz przeciwnie?
Szczerze mówiąc, książka mi się spodobała, ale nie na tyle abym była naprawdę usatysfakcjonowana po jej przeczytaniu. Od pierwszej strony, najbardziej rzuca się w oczy, język autora. Jest prosty, nawet momentami zbyt prosty. Na odległość widać, że autor skierował powieść do młodszego grona odbiorców. W książce znajdziemy mnóstwo dialogów, przez które "Złodzieja pioruna" bardzo szybko się czyta. Są krótkie i uproszczone do granic możliwości. Nad opisami autor również się nie postarał. W pełni nie pobudziły mojego zmysłu wyobraźni. Ja rozumiem, że większość osób za nimi nie przepada, ale mnie to pomaga lepiej odczuć intencje autora. Moim zdaniem w tym przypadku, trochę ich było za mało.
Jeśli chodzi o fabułę i sam pomysł na książkę to naprawdę owacje, ale niestety nie na stojąco. Naprawdę szkoda, że już któryś z kolei autor posłużył się schematem z Harrego Pottera. Główny bohater, jego przyjaciółka, która jest super inteligenta i wszechwiedząca oraz towarzysz (chłopak oczywiście) fajtłapa. Ile jeszcze razy spotkam się z czymś takim? Dla mnie to już staje się nudne. Nikt nie dorówna J.K. Rowling, chociaż powiem, że pan Riordan był blisko, ale szkoda, że zmarnował potencjał na naprawdę dobrą książkę. Kolejna sprawa, którą chciałam poruszyć to przewidywalność i naiwność. Momentami miałam wrażenie, że autor przeciętnych nastolatków brał naprawdę za idiotów.
Po raz kolejny w książce denerwuje mnie postać dziewczęca. Annabeth od początku, aż do samego końca irytowała mnie, samym swoim sposobem bycia. Nie wiem z czego to wynikało. Może dlatego, że na całą tą misje po prostu, że tak powiem, się wprosiła? A przez czas jej trwania była wszechwiedząca? I te wszystkie sekreciki... Nie znoszę jej.
Podsumowując, wątek mitologiczny wyjątkowo przypadł mi do gustu. Sama książka podobała mi się, po za tymi kilkoma drobiazgami, które w powieści mnie po prostu drażniły. Zachwalana przez wszystkich seria, dla mnie wcale nie okazała się takim arcydziełem. Czy polecam? Tak, głównie dzieciom i młodzieży. Szkoda, że Percego nie przeczytałam kilka lat wcześniej.