„Słowo było (i jest) integralną częścią architektury, która sprawia, że budynki żyją”.
Jeden z moich przyjaciół, na wieść o tym, jaką książkę czytam, napisał „Nie wierz architektom”. O, pomyślałem, będzie się działo…
I w książce Błażeja Ciarkowskiego dzieje się wiele. Bo w rzeczywistości jest to jakiś zaczątek, zaczyn (zupełnie przypadkowe nawiązanie do tytułu książki o Hansenach), od którego można poznawać polską PRL-owską architekturę. To nie kompendium, coś więcej niż wprowadzenie – autor porusza tak wielką mnogość wątków, że jakakolwiek próba ich streszczenia na potrzeby recenzji byłaby zupełnie niecelowa. Ciarkowski tak zanęcił, że trudno się zdecydować, który za smakołyków chwycić. Bo prócz części historycznej, gdzie przenosi nas do „największych obszarów działań projektowych i realizacyjnych w okresie PRL-u”, zagląda za kulisy i przedstawia nam projektancką kuchnię (w kontekście, co jasne, minionych czasów), okraszając wszystko garścią anegdot i cytatów, z których moim ulubionym stały się słowa Bogusława Kardaszewskiego: „Gdziekolwiek bym w Polsce nie był, czuję się jakbym był w Kutnie”.
I tak naszą podróż zaczynamy od wielkich projektów powojennej odbudowy miast (z Warszawą i BOS-em na czele), odwiedzamy też inne miasta (Wrocław, Poznań, Łódź, Szczecin jak i te mniejsze, powiatowe), by zmierzać prosto do socrealizmu (to wątek szatańsko ciekawy) czy „socmodernizmu”. Stąd już prosta droga do epoki Gierka i osiedli mieszkaniowych, budowli na skalę konglomeratów, lata osiemdziesiąte i lokalne inwestycje, które do dziś zaskakują niestarzejącą się formą, aż po „Polskie Po-Mo”.
Po za tą oczywistą treścią (to przecież „Opowieść o architekturze Polski Ludowej”), Ciarkowski zastanawia się, czy, a jeśli tak, to jak można ocenić architekturę polską czasów komunizmu. Czy PRL dawał projektantom możliwość tworzenia czegoś wyjątkowego? Czy w dzisiejszych czasach mówienie o socrealizmie w architekturze ma jeszcze jakikolwiek sens? Bo są ci, którzy uważają budowle z tamtych czasów za wspaniałe, godne ochrony konserwatorskiej pomniki, zaś inni niszczyliby je jako przestrzale, niesprawdzającą się w czasach kapitalizmu słabiznę. Autor zaznacza tę tendencję, podając przykłady tych realizacji, które zostały zmiecione z powierzchni miast ale też i te, które stoją nadal i są – z różnym efektem końcowym – modernizowane i dostosowywane do współczesnych wymagań. Z jego powieści płynie prosty wniosek, że ciężkie jest i było życie architekta – kiedy udało się pokonać konkurencję i wygrać konkurs na duży projekt urbanistyczny, twórcę dopadała peerelowska szarzyzna i mizerne wykonanie połączone z niezadowoleniem inwestora, który potrafił zmieniać zdanie, dokonywać poprawek w projekcie bez konsultacji z jego autorem itd. Ale czyż nie jest tak i dziś?
„Słowo” to nie spis najważniejszych realizacji z czasów od 1945 do 1089 roku (z lekkim „wejściem” w lata dziewięćdziesiąte), ani biografia ich twórców (choć i o nic jest niemało; zresztą autor chętnie oddaje im głos – Kardaszewski, Hansenowie, Sigalin, Piechotkowie, Leykam, Sołtan, Skibniewska i wielu, wielu innych). Ciarkowski kompleksowo przygląda się konkretnym realizacjom i wskazuje, jak wiele czynników wpływa na cały proces twórczo-realizacyjny. Ukazuje paradoksy tamtych czasów - z jednej strony PRL i partia, zwłaszcza w okresach odwilży, pozwalała rozwijać skrzydła architektom, z drugiej wszystko rozbijało się o marne wykonanie i partactwo, choć – co autor podkreśla – zdarzały się i chlubne wyjątki. Wskazuje, jak ważnym elementem w całym projekcie była partyjna polityka (ale np. porusza również wątek budowli sakralnych) i jak bardzo to właśnie ona „psuła” zamierzenia projektantów. Obraz pochylającego się nad makietą osiedla Bieruta, czy serdeczny wobec architektów Cyrankiewicz, który zachęcał ich do twórczej niemal pasji, świadczą o sile, jaką niesie ze sobą architektura, z czego każda władza doskonale zdaje sobie sprawę.
Książka Błażeja Ciarkowskiego jest ciekawym zapisem procesów rządzących niespotykaną nigdy wcześniej w Polsce skalą inwestycji. Inwestycji, która trwała dziesiątki lat, miała swych bohaterów (BOS i Sigalin), doskonałe realizacje i rozmach, ale też spotykała się niekiedy z ostrą, choć słuszną krytyką. W ręce czytelniczek i czytelników trafia zatem pozycja ciekawa i zachęcająca do dalszych architektonicznych podróży. Pełna bibliografii i zdjęć (choć aż prosi się, by było ich jak najwięcej) jest godna polecenia nie tylko znawcom tematu, ale każdemu, kto przechadzał się po uliczkach blokowisk, spacerował przez odbudowane place Warszawy, Szczecina i Wrocławia, odpoczywał w krynickich uzdrowiskach lub… odwiedzał Sabah al-Salem w Kuwejcie.
Czy zatem obawy mojego znajomego były uzasadnione? Przekonajcie się Państwo sami.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.