Okej, więc jedno na pewno się w tej powieści udało - opis tego, jak osoba z zewnątrz, i to taka właściwie z definicji budząca nieufność, odnajduje się w nowym dla siebie, zamkniętym środowisku. Czujemy to, jak nasz pan dzielnicowy stara się wtopić małomiasteczkowy świat, stara się w nim odnaleźć. Stelar nie epatuje, nie idzie na łatwiznę, ani pokazywaniu, jak bardzo, ale to niezwykle wręcz hermetyczna jest ta społeczność, ani w opisie owych wysiłków, choć pewnie pokusa potraktowania tego tematu po linii najmniejszego oporu była wielka. No, może na początku jest jedna taka scena*... Ale potem robi się już pod tym względem naprawdę fajnie. Ciekawe, że wiele rzeczy ukazanych jest mocno freskowo (no, popatrzcie choćby na wątek romansowy), tak, że nie widzimy ich szczególnie intensywnie i... autor na tym wygrywa. Kupujemy to, jako czytelnicy. Wiadomo, że książka ta miała w znacznej części służyć wprowadzeniu nowej postaci, dzielnego gliny, który będzie potem bohaterem kilku innych powieści i środowiska w jakim będzie się on obracał i tę funkcję spełnia naprawdę lepiej niż nieźle.
Właśnie, ten nasz nowo wykreowany bohaterski policjant, poświęćmy mu jeszcze kilka słów. W jego wypadku również działa trochę zasada, o której pisałem powyżej: nie widzimy go wcale aż tak intensywnie, jak mogłoby się wydawać - siłą rzeczy nie ma go przecież w ogóle w jakże licznych fragmentach flashbackowych - a jednak nie musimy wierzyć pisarzowi na słowo, że jest on inteligentnym i oddanym swojej pracy facetem. Mamy to pokazane. Czasem jesteśmy po prostu świadkami, jak kojarzy różne rzeczy (sprawa z farbą czy potem jakże ważne dla fabuły odkrycie przezeń kwestii ustawienia płota), ale jest w tym coś więcej. Jakoś udało się to autorowi po prostu nam pokazać w całokształcie jego działalności :) Po części w tym, jak bardzo zaangażował się w prowadzone przez siebie śledztwo (a jednak nawet nie zbliżył się do obsesji i było to nader wyraźnie widoczne), po części w tym, jak łatwo (i naturalnie) zjednywał sobie ludzi, po części w wielu innych, drobniejszych rzeczach. Zasadę "show, not tell" ma Stelar opanowaną, to przyznaję bezproblemowo.
Aha, no i aspirant Dominik Przeworski nie jest alkoholikiem, to zaleta sama w sobie, gdy idzie o fikcyjnych polskich policjantów :) Choć "bo to zła kobieta była" to już jak najbardziej mógłby powiedzieć :)
Notabene podczas lektury drażniło mnie trochę, że nie do końca sam miałem okazję pobawić się tymi wymienionymi wyżej zagadkami, że jako czytelnik dostałem nieco za mało danych, bym sam mógł coś z nimi pokombinować. Ale z perspektywy widzę, że po pierwsze nie taki był cel ich wprowadzenia, po drugie zaś - jednak jakąś tam zabawę z nimi miałem.
Dobra, zostaje więc samo śledztwo, sama zagadka kryminalna, którą Przeworski się zajmował. Niewątpliwie było to wszystko jakoś wymyślone oraz jakoś poprowadzone - może nawet niegłupio. Ale - cóż, czy tylko ja czułem, że pisarz był w tym wszystkim cokolwiek nadambitny? Że banalną, zwykłą sytuację, banalną, zwykłą wymyśloną przez siebie zbrodnię i jej również nie jakoś super niezwykłe następstwa starał się ukazać jako bez mała dramat rodem z greckiej tragedii, w której złowieszcze fatum (ha, w tekście parę razy jest nawet mowa o "klątwie" wiszącej nad częścią postaci) determinuje ludzkie losy, a chór komentuje to z patosem? :) A na koniec katharsis dla tych, którzy przeżyli. No, popatrzcie na to zakończenie, nie macie takiego wrażenia?
Jest to wszystko sprawnie opisane, czyta się z napięciem i ze zwykłą czytelniczą frajdą, a pod koniec napięcie bardzo ładnie nam rośnie, ale wciąż rzuca się w oczy ten grzech nadambitności. Zresztą znajdujący odbicie w zachowaniach postaci - chyba jednak można było to wszystko (mówię o sytuacji z partii flashbackowych) prościej rozwiązać.
To odczucie, że pisarz stara się, by ta historia była "ponad", by była "wyżej" niż zwykły kryminał to ja zresztą od początku miałem. Mamy to rozmowę o ludzkim losie prowadzoną na cmentarzu, dyskusję o poezji (pan policjant pierwszego dnia w nowym mieście zapisuje się do biblioteki :) ) i więcej jeszcze tego typu "uwznioślaczy", serio. No ale okej, wolno mu :)
Postacie z tła okej, choć zdarzało mi się gubić w tym, kto jest kim i jak jest z kim spowinowacony. Atmosfera lat dziewięćdziesiątych w scenach w przeszłości w miarę. Per saldo jak najbardziej możecie sięgać po tę lekturę.
*Tak, mam na myśli spotkanie z grupką miejscowych meneli :)