Dość długo zastanawiałam się nad oceną. Początkowo odniosłam wrażenie, że Zdradziecka Królowa była gorsza od swojej poprzedniczki. Jednak z czasem dotarło do mnie, że była dużo lepsza, chociaż znalazłam źródło problemu.
Słowem wstępu.
Królestwo Mostu to jest dla mnie swego rodzaju fenomen. To taki typ lektury, po którym nie spodziewaliśmy się wiele, a dostajemy po prostu petardę. Książka miała drobne nieścisłości/głupoty, ale spokojnie można było przymknąć oko i dalej cieszyć się lekturą, co właśnie zrobiłam. Później z przyjemnością rozkładałam książkę w głowie na czynniki pierwsze udowadniając sobie, że pomimo mojego zaślepienia, ta powieść jest naprawdę dobra. Ze Zdradziecką Królową było podobnie, sama nie wiem, lubię obiektywnie patrzeć na lekturę, więc chyba na siłę chciałam dopatrzeć się czegoś bardzo złego w tym drugim tomie, ale on naprawdę wydaje mi się być lepszy.
Zacznijmy od początku, ale okrężną drogą, czyli bez spoilerów.
Historia rozpoczyna się w momencie, kiedy Lara próbuje naprawić swój błąd, dzięki temu poznajemy bliżej postacie, o których słyszeliśmy w 1 tomie. No i to tyle z tego co mogę zdradzić, ponieważ akcja rozpoczyna się już na samym początku, a nie chcę zepsuć nikomu niespodzianki. Przejdę zatem do minusów i moich ewentualnych kontrargumentów, tak, będę prowadzić dyskusję sama ze sobą :D
Największym bólem dla mnie była zwięzłość. W Królestwie Mostu też jej doświadczyliśmy, ale tutaj rozegrało się to na wyższym poziomie, znacznie bardziej odczuwalnym. Co mam na myśli? Dance sceny są po prostu urywane, by się nad nimi nie rozwodzić, przez co przechodzimy w ciemno do kolejnych, które wynikały jednak z poprzednich i fajniej byłoby, gdyby miały łącznik, a tak to mamy klatkowe przejścia. To mi bardziej pasowałoby do scenariusza, niż do powieści.
Ale!
Kiedy człowiek jest na tyle pochłonięty historią, że połyka słowa, byleby wiedzieć co się stało, to taki zabieg działa tylko na plus. Dlatego, mimo że to odczułam, zdałam sobie sprawę, że nie ujmuje to historii w żaden sposób (!!! Kluczowe, wprowadzenie tego o czym mówię nic by nam nie dało, poza ewentualnym wgłębieniem się w sytuację), doszłam do wniosku, że to jest po prostu kwestia preferencji czytelnika. Ci, którzy wolą rozbudowane opisy i dużo szczegółów mogą czuć się zniechęceni i nie czerpać z lektury takiej radości jak ja, co całkowicie rozumiem, chociaż mnie smuci.
Kolejny zarzut z mojej strony to (spoiler, nie spoiler, mówię o tym co dzieje się na pierwszych stronach, ale czytasz na własną odpowiedzialność) kwestia pojawienia się sióstr. To znaczy, samo to bardzo mi się podobało, głupia ja nie pomyślałam o tym, że autorka mogłaby je jeszcze wykorzystać, więc bardzo mnie ucieszył ten wątek. Problem pojawia się w momencie, kiedy zjawiają się dosłownie na chwilę i znikają, i to byłoby na tyle... Troszeczkę mi tutaj zabrakło czegoś. Dogłębnego spojrzenia na siostrzaną relację? Ja wiem, że gonił nas tam czas, ale naprawdę marnie wypadają postacie sióstr, potrzebowaliśmy wyszkolonych zabójczyń i je dostaliśmy, tylko że to nie są byle jakie postacie, miałam nadzieję na ich bardziej istotną rolę w tym tomie. Ogólnie sama kwestia ich poszukiwania i odnalezienia może być przykładem na mój poprzedni zarzut, mamy informację, że to trwało długo i było ciężko, ale te trudności zostają całkowicie pominięte w opisie i dostajemy już tę istotną scenę. Dla niektórych fajne, dla niektórych słabe, dla mnie obojętne, o ile dobrze się czyta - a tak było.
Kolejny i ostatni już właściwie zarzut. Kiedy byłam na 327 stronie dotarło do mnie, że to nie może być dylogia, bo na 30 stronach nie da się w pełni i satysfakcjonująco zakończyć tego co się tam działo. Miałam rację co do olśnienia, że to nie dylogia - autorka nawet mi odpisała na instagramie, że wkrótce pojawi się więcej szczegółów dotyczących 3 tomu! Jednak pomyliłam się w jednej kwestii, dało się zakończyć to na 30 stronach. Czy byłam finałem usatysfakcjonowana? Sama nie wiem, dalej się z tym borykam. W czym rzecz? Ano powtórzę swój pierwszy zarzut, tylko, że właśnie, cała książka jest taka - bez zbędnych szczegółów i opisów, same konkrety. No i w finale dostajemy to samo, czyli to co nas najbardziej interesuje, dlatego nie powinnam narzekać i właśnie nie narzekam, dociera do mnie powoli, że ten finał był dobry, mimo wątpliwości. Ale i tak mam jeden zarzut, bo skłonna już byłam dać więcej gwiazdek. [Nie będzie to spoiler, ale jakby sugeruję co się wydarzyło, więc ponownie - czytasz na własną odpowiedzialność] Nienawidzę motywów ze zmartwychwstaniem, a tutaj niestety się taki pojawił. Dla mnie jest to trochę zbyt melodramatyczne, można było sobie darować kwestię chwilowej śmierci i zastąpić ją po prostu ciężkim stanem. Ale to jedyny zarzut, na który nie mam kontrargumentu.
Odnosząc się do tego co napisałam, są drobne problemy, które kompletnie nie zepsuły mi radości z czytania, dlatego też ta książka nie jest arcydziełem, które zasługuje na milion gwiazdek, mimo że subiektywnie tyle bym dała, ale jest naprawdę świetna i warta przeczytania, ponieważ historia mocno wciąga i całkowice pochłania czytelnika, a o to chyba tu chodzi, żyłam wraz z tymi bohaterami, ich smutki i nieszczęścia były moimi, ich radość i powodzenie odczuwałam jak własne. Nawet uroniłam kilka łez...
W tym tomie dostaliśmy dużo różnorodnej i wartkiej akcji, naprawdę jest sporo wątków, dużo miejsc, wielu bohaterów, wzloty i upadki, sojusze i zdrady. Nie da się przy niej nudzić, emocje buzują, napięcie rośnie z każdą stroną. Królestwo Mostu było mocne, ale Zdradziecka Królowa pod względem emocjonalnym to istny hyperion.
Pomimo dynamiki akcji, autorka była w stanie wpleść kwestie relacji między głównymi bohaterami, które naprawdę potrafiły dobić, czyli były świetnie przeprowadzone, ale nie tak miało być, chcielibyśmy czegoś innego, a jednak wiemy, że to byłoby wtedy bezsensu. Wewnętrzne rozterki bohaterów były jak najbardziej wiarygodne i słuszne, ich działania także, mimo że niektórych mogłyby wkurzać - takie życie, tak już jest z naszymi uczuciami, ciężko nad nimi zapanować ze stoickim spokojem, często mówimy i robimy to czego nie planowaliśmy. Ja niczego nie mogę zarzucić autorce w kwestii relacji między bohaterami i chylę czoła, bo to jedyny tego typu wątek w młodzieżówkach, który mnie nie zirytował ani razu.
Podsumowując, książka jest świetna, ma swoje minusy, ale drobniutkie, największy i w sumie jedyny, bo z niego wynikają pozostałe, dotyczy słabych opisów i tym samym klatkowo prowadzonej akcji, tzn. przeskakujemy niewygodne kwestie, nawet o kilka dni, podczas których nie wiemy tak na dobrą sprawę co się działo. Jednak kompletnie nie wpływa to na fabułę i jej odbiór.
Uważam, że cykl Królestwa Mostu jest świetną i równą serią, wiem, że ma dopiero dwa tomy, ale i tak to podtrzymuję. Jest warty poświęcenia na niego tych kilku godzin. Autorka dała znać, że 3 tom będzie dotyczył bohaterów, których poznaliśmy w Zdradzieckiej Królowej i coś czuję, że chodzi tu o brata Lary, już nie mogę się doczekać.
+ Podobno mapka jest już prawie gotowa - nareszcie!
Czytajcie, a nie pożałujecie!