Niewolnicy dopaminy recenzja

„Niewolnicy dopaminy” Anny Lembke, czyli (co najmniej) trzy powody, by zmierzyć się z tą książką

WYBÓR REDAKCJI
Autor: @Orestea ·6 minut
2023-02-06
1 komentarz
8 Polubień

„Oprócz zrozumienia działania i roli dopaminy, jednym z najbardziej niezwykłych neurobiologicznych rewelacji ostatniego stulecia jest odkrycie faktu, że mózg przetwarza przyjemność i ból w tym samym miejscu. Co więcej, przyjemność i ból działają jak szalki u wagi. […] Ta książka powstała po to, aby wyjaśnić neurobiologiczny mechanizm nagrody, a tym samym umożliwić czytelnikom znalezienie lepszej i zdrowszej równowagi między przyjemnością a bólem. Ale sama neurobiologia to za mało. Kto lepiej nadaje się do tego, by nauczyć nas przezwyciężać kompulsywną nadmierną konsumpcję, jak nie co najbardziej na nią podatni: ludzie walczący z nałogami”. [s.10]

Podobała mi się ta książka.

Dobrze napisana, naukowo - ale jasno, z widocznym talentem Autorki do docierania do najbardziej zakutych umysłów ;). Widać, że Anna Lembke wykorzystała przy pisaniu „Niewolników dopaminy” nie tylko swoje doświadczenia bycia terapeutką, ale również z pracy dydaktycznej na jednym z bardziej prestiżowych amerykańskich uniwersytetów.
Autorka wyjaśnia swój punkt widzenia: żyjemy w czasach, kiedy wszystkiego mamy w bród (to tyczy się oczywiście tylko części naszego świata. Jego reszta żyje raczej w paradygmacie niedostatku i przebodźcowaniem przyjemnościami nie ma kłopotu). W czasach, kiedy bodźców mamy za dużo, za dużo możemy, wszystko jest dostępne na kliknięcie. Nasze mózgi po prostu sobie nie radzą. Przyjemność zaczyna być kompulsywną, nie wystarczy jedna kostka czekolady, musimy zjeść pół tabliczki. Kolejnego dnia i to nie wystarcza i by poczuć taką samą przyjemność, jaką kiedyś dawała nam kostka - musimy zjeść tabliczkę czekolady.
Jak to się dzieje? Dlaczego nasze mózgi po prostu nie mogą mieć dość? Dlaczego chcą więcej i jak nie dać wciągnąć się w spiralę uzależnienia od zakupów, jedzenia, seksu, hazardu, narkotyków?

Przy okazji Lembke zadaje kilka ważkich pytań, między innymi to, o zmieniające się podejście do rodzicielstwa. Pisze to z perspektywy terapeutki, naukowczyni, matki.
„Powinniśmy uznawać wartość każdej osoby niezależnie od jej osiągnięć, nie dopuszczać do fizycznej lub emocjonalnej agresji na szkolnym podwórku i w każdym innym miejscu, oraz tworzyć bezpieczne przestrzenie do myślenia, uczenia się i dyskutowania.
Martwię się jednak, że ta psychologiczna higiena jest nadmierna, a doświadczenia dzieciństwa przesadnie patologizowane. W efekcie wychowujemy nasze dzieci w czymś na kształt miękko wyściełanej celi, w której co prawda nie sposób się zranić, ale też nie sposób przygotować się na wyzwania, które stawia realny świat.
Czy chroniąc nasze dzieci przed przeciwnościami losu, nie sprawiliśmy, że śmiertelnie się ich boją?”. [s.46]

Takie właśnie - niełatwe kwestie - poruszają „Niewolnicy dopaminy” Anny Lembke.

Tak - to bardzo dobra i potrzebna książka, Ale mam z nią pewien problem. Jaki? Na końcu. Na początku - jak to zwykle u mnie - dobre rzeczy.

Po pierwsze - pięknie podana naukowość

„Niewolnicy dopaminy” Anny Lembke noszą podtytuł „Jak odnaleźć równowagę w epoce równowagi”. Autorka poświęca sporo czasu tłumacząc, co ma na myśli mówiąc o odnalezieniu równowagi, co wynika dla naszego zdrowia psychicznego z wspomnianego braku balansu i jakie ma on konsekwencje.
Sporo miejsca poświęca również na przystępne przekazanie informacji naukowych dotyczących mechanizmów powstawania uzależnień, roli bólu/przyjemności czy kwestii społecznych.
Niektóre z nich są… przerażające.

„Jeśli bierzemy leki, aby lepiej znosić ten świat, jakim ostatecznie światem się zadowalamy? Czy pod pozorem leczenia bólu i chorób psychicznych czynimy całe grupy ludzi obojętnymi na okoliczności, które w innym przypadku uznaliby za niedopuszczalne? A może jest jeszcze gorzej i leki psychotropowe stały się środkiem kontroli społecznej, zwłaszcza wśród biednych, bezrobotnych, pozbawionych praw wyborczych?
Leki psychiatryczne przepisywane są częściej i w większych ilościach osobom ubogim, zwłaszcza dzieciom z ubogich rodzin”. [s. 143]

Sporo dowiemy się neurobiologicznych podstawach epidemii uzależnienia od opioidów, o seksoholizmie, nawet o nadmiernej miłości do sportów ekstremalnych. Autorka oczywiście prowadzi nas przez trudny proces odstawiania „naszego uzależnienia” za rękę, krok po kroku, w stronę większej wolności. Pokaże Czytelniczce i Czytelnikowi, co leży po drugiej stronie przyjemności i jak sobie radzić z bólem.
Choć oczywiście - w centrum wywodów naukowych jest dopamina. Piękna i przerażająca jednocześnie.

„Badania pokazują, że dopamina może odgrywać większą rolę w tworzeniu motywacji do otrzymania nagrody, niż sama przyjemność z tej nagrody płynąca. Innymi słowy: samo pragnienie czegoś zdaje się bardziej popychać do działania niż ostateczna przyjemność związana ze zdobyciem tego.
Genetycznie zmodyfikowane myszy niezdolne do wytwarzania dopaminy nie będą szukać pożywienia i umrą z głodu nawet wtedy, gdy pożywienie zostanie umieszczone zaledwie kilka centymetrów od ich pyszczków. Jeśli jednak jedzenie zostanie włożone bezpośrednio do ich pyszczków, zaczną żuć i jeść, i będą wyglądały na zadowolone”. [s.57]


Po drugie - tak zwane „human stories”, czyli ludzkie historie


Każdą książkę naukową można zacząć od wykładu i można ją prowadzić do ostatniej strony jak wykład. Ale z wykładem się - jako Czytelniczka/Czytelnik - nie utożsamię. Kiedy za to Autorka zacznie od przedstawienia konkretnego pacjenta/klienta, kiedy pokaże kolejny przypadek, za którym stoi ludzka tragedia, czasem dramat więcej niż jednej osoby, odczuję to inaczej. W takim przypadku przekazywana wiedza od razu dociera szybciej i głębiej. Nie mam bowiem do czynienia z abstrakcyjnymi pojęciami naukowymi, tylko z istotami ludzkimi, jakimi jak ja. Zawsze zobaczę w nich jakąś część siebie. Zawsze to, co jest napisane w książce - wezmę do siebie.
Autorka, co jest niezwykle ważne w tak delikatnych przypadkach, podkreśla, że uzyskała zgodę swoich pacjentów na użycie ich historii w książce, a nawet informuje, że ostrzegała ich, że mimo zatarcia ich danych, zmiany imienia - mogą być rozpoznani. Wszystkie osoby, których historiami Lembke ilustruje swoją książkę - wyraziły na to zgodę.

Autorka pokazuje historie ludzi i drogę od nałogu do wyleczenia. Od uzależnienia, od tego ciągle powtarzanego zastrzyku dopaminy, po poczucie, że przyjemności już nie da się odczuć, nawet jeśli dawką „tego czegoś” jest już bardzo dużą, po decyzję o zmianie i wejście w proces leczenia.
To historie z happy endem, co nie znaczy, że droga do wyzdrowienia bohaterów, których historie opowiedziała Lembke, była łatwa, prosta, przewidywalna. Nie. To był w każdym przypadku - bardzo trudny proces.

Opisany empatycznie, z szacunkiem dla bohatera, uczciwie.

„David przypisywał zmęczenie i nieuwagę chorobie psychicznej, a nie niedostatkowi snu i nadmiernej stymulacji. Ten sposób myślenia usprawiedliwiał dalsze stosowanie tabletek. Przez lata miałam okazję obserwować podobne paradoksy u wielu moich pacjentów: używają leków, przepisywanych im przez lekarzy lub zdobywanych w inny sposób, aby zrekompensować nimi brak dbania o siebie w najbardziej podstawowym zakresie. Następnie przypisują konsekwencję chorobie psychicznej, co usprawiedliwia w ich oczach zażywanie jeszcze większej liczby leków. Trucizny stają się witaminami”. [s. 52]

Po trzecie - postawa „jestem taka sama jak wy”

„Niewolnicy dopaminy” Anny Lembke to także historia samej autorki. Nie, profesor Lembke nie była uzależniona od opioidów czy hazardu. Nie. Ale czy „łagodność” i „dobrotliwość” jej uzależnienia była mniej przerażająca niż uzależnienie od heroiny? Pewnie tak, bo i efekty były mniej dramatyczne. Ale uzależnienie, to uzależnienie. Nawet, gdy jest niegroźne.

Piękne jest to, że historie o pacjentach Anny Lembke są skomplikowane w socjoekonomiczny sposób. Uzależnienie mogą być i gospodyni domowa, i lekarz. Inżynier z Silikon Valley w wieku więcej niż średnim, i młody właściciel firmy odnoszącej sukcesy. Imigrant i „Amerykanin od pokoleń”. Uzależnienie nie ma jednej twarzy i jednej rasy. Co to znaczy? Że może dotknąć i mnie, i ciebie, i twojego siostrzeńca, i córkę twojej przyjaciółki. Każdą i każdego z nas.

Przeczytajcie i sprawdźcie, w co uciekała ;)

Ok. To co mi się nie podobało?


Czułam moralizatorstwo. Nie było to nieznośne narzekanie nieznośnego wujaszka, że „za jego czasów to dzieci były inne”, ani przemądrzałej cioci, „że życie jest jakie jest i trzeba zawsze sobie z nim radzić. Bo wszyscy tak mamy”. Ale było to moralizatorstwo, które mnie trochę raziło. Nie grało z empatią, którą czułam w książce.

Mimo mojego marudzenia - polecam, bo warto!

Książkę „Niewolnicy dopaminy” Anny Lembke przeczytałam dzięki Klubowi Recenzenta portalu nakanapie.pl

Moja ocena:

× 8 Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Niewolnicy dopaminy
Niewolnicy dopaminy
Anna Lembke
8/10

Wszyscy znamy to uczucie, gdy bardzo pragniemy kolejnego kawałka czekolady albo tego, aby dobra książka, film lub gra wideo trwały wiecznie. Pojawienie się tego pragnienia to moment, gdy szala przyje...

Komentarze
@Madison
@Madison · prawie 2 lata temu
Zaciekawiłaś mnie tą recenzją. Dzięki za cytaty.
× 1
Niewolnicy dopaminy
Niewolnicy dopaminy
Anna Lembke
8/10
Wszyscy znamy to uczucie, gdy bardzo pragniemy kolejnego kawałka czekolady albo tego, aby dobra książka, film lub gra wideo trwały wiecznie. Pojawienie się tego pragnienia to moment, gdy szala przyje...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Zobacz inne recenzje

„(…) zmieniliśmy nasz świat z miejsca niedostatku w miejsce przytłaczającej obfitości (…)”[1] Poprzednie zdanie wydaje się przepiękne. Jakbyśmy mieszkali w raju. Czy na pewno? Jak owy dostatek wpływa...

@asiaczytasia @asiaczytasia

Sięgając po tego typu publikacje nieustannie towarzyszy mi (a może i innym) obawa, że choć temat jest ciekawy - niewiele zrozumiem. Naukowe słownictwo, przytaczanie niezrozumiałych badań- chyba każdy...

@19emilka93 @19emilka93

Pozostałe recenzje @Orestea

Psychologia wojny
Leo Murray, „Psychologia wojny”, czyli wszystko o moich kumplach.

Zanim przeczytałam „Psychologię wojny” Leo Murray, za najlepszą książkę o psychologii wojny i zabijania uważałam „On killing” płk. Dave’a Grossmana. Po przeczytaniu ksią...

Recenzja książki Psychologia wojny
Ferdinand Porsche
Karl Ludvigsen, "Ferdinand Porsche. Ulubiony inżynier Hitlera”, czyli bohater jako rysunek techniczny

„[…] spokojna pewność siebie, wsparta u Porschego ogromną wiedzą w zajmujących go dziedzinach i rozległymi zainteresowaniami, wielu urzekała. Dzięki temu łatwo znajdo...

Recenzja książki Ferdinand Porsche

Nowe recenzje

Tylko dobre wiadomości
Z optymizmem patrzeć w przyszłość
@Moncia_Pocz...:

Już dość dawno nie sięgałam po książki Agnieszki Krawczyk, choć kiedyś czytywałam je systematycznie. Postanowiłam nadro...

Recenzja książki Tylko dobre wiadomości
Pomiędzy wiarą a przekleństwem
Jestem oczarowana
@stos_ksiazek:

Ależ wyciągnęłam się w tę książkę. Po prostu przepadałam! Nie spodziewałam się, że „Pomiędzy wiarą a przekleństwem” Joa...

Recenzja książki Pomiędzy wiarą a przekleństwem
Wegetarianka
Od wegetarianizmu do choroby psychicznej
@sweet_emily...:

Miałam się zachwycić, a pozostał niesmak, rozdrażnienie i ścisk w żołądku. Podjęcie decyzji, aby zostać wegetarianką w...

Recenzja książki Wegetarianka