Omaha 06:29 recenzja

"Omaha 06:29" Mariusza Roqforta, czyli jak w pojedynkę wygrać IIWŚ?

WYBÓR REDAKCJI
Autor: @Orestea ·6 minut
2021-07-02
Skomentuj
5 Polubień
O czym jest "Omaha 06:29"?

To książka znudzonym, rozwydrzonym i bogatym facecie, Jayu Harderze, wchodzącym w kryzys wieku średniego, który wykorzystuje informację od swojego kumpla o kinie oferującym niezwykłe doznania. I jak się okazuje, nie są to doznania natury pornograficznej, a to właśnie bohater początkowo podejrzewał.
Obaj panowie decydują się pójść i obejrzeć film, który okazuje się być wyjątkowo naturalistyczną w doznaniach fizycznych relacją z lądowania aliantów w Normandii. Na twarzy czuć odrzucany wystrzałami piasek, kule fruwają dookoła, raniąc nawet widzów. Nasz, tfu!, jaki nasz? Bohater Roqforta postanawia sprawdzić, skąd te kule się biorą i przełazi... na drugą stronę rzeczywistości.

Wraca i zaczyna kombinować: a może by tak...

No i zaczyna się to "a może by tak", czyli klasyczna wyprawa spragnionego przygód i dysponującego kasą chłopca. Klasyczna dla podróży w czasie, bo mamy większość dekoracji, jakie występują w tego typu książkach: bohater z przyszłości przybywa w przeszłość, dysponuje inną technologią, coś tam robi i to jego działanie powoduje subtelne/mniej subtelne zmiany historii. No i najlepsze ze wszystkiego - czasem występuje "zła korporacja". Tu występuje. Ale za mało jej i nie wybrzmiała, jak powinna była IMHO.

Nie będę ujawniać więcej szczegółów, choć trudno pisać o tej książce i nie zdradzić, o co chodzi. A to cytat, który ją podsumowuje:

"[...] instynkt samozachowawczy i logika poległy w starciu z ekscytacją i ciekawością". [s.95]

Nie mogłabym tego ująć lepiej!

Plusy książki

1. Szybka akcja. Nie ma tu popitalania, przeszukiwania głębi duszy i rozważania subtelności psychologii. Nie ten typ książki. Tu jest wybuch za wybuchem, flaki są wszędzie, podobnie jak kurz, dym no i zapach paskudnego, wojskowego żarcia. I do przodu, do przodu, bo wojna nie czeka i sama się nie wygra!

2. Prawda historyczna - oczywiście do pewnego momentu. Roqfort wie, o czym pisze. Lądowanie w Normandii ma historycznie "rozklepane". Lubię takich autorów, którzy historii nie traktują jak markietanki i nie poczynają sobie z nią brutalnie. Szacunek, panie Mariuszu.
Jestem wielbicielką detali, a te są oddane w "Omaha 06:29" z miłością - tak bym nawet powiedziałabym. Szczegóły uzbrojenia, jego działania, układ terenu - wszystko to - smakowite ponad miarę.

3. Język. Jestem - niestety - zwolennikiem naturalizmu językowego. Sama lubię mocny język i doceniam jego odpowiednie użycie w literaturze. Nic mnie bardziej nie irytuje, niż bohaterowie mówiący "poza charakterem", jak na przykład żołnierz - taki zwykły trep, nie oficer - mówiący prawie heksametrem daktylicznym. Każda profesja, każdy stan, każdy człowiek mówi w bardzo specyficzny sposób. Używamy innych metafor, robimy inne błędy językowe, poruszamy się dość sprawnie w pełnym spektrum pomiędzy granicami wyznaczającymi język "bardzo wulgarny"/"niezwykle kulturalny". Tak robimy.
Podobnie powinni mówić bohaterowie książek. Powinni mieć swój własny język.
U Roqforta mają! Wkurza mnie ideologicznie język bohatera (moich irytacjach napiszę poniżej), ale i Jay (czyli właśnie główna postać "Omaha 06:29") i jego przyjaciel Bill są językowo rozpoznawalni.

4. Pomysł. No może nie nowy, ale w miarę fajnie rozegrany. Ingerencja człowieka w kluczowe punkty historii... kto z nas się nie zastanawiał, co byłoby gdyby...? Kto nie wyobrażał sobie, że zmienia bieg historii? Ot - wpada, podkłada nogę Napoleonowi i już, dzieje Europy toczą się inaczej, "lepiej"?
No, OK, przyznaję - to moje marzenie, nie znoszę kurdupla i tyle. Nigdy nie kibicowałam Cesarzowi Francuzów.

Ale tak serio - nie chcieliście mieć możliwości cofnięcia się w czasie, do bardzo konkretnego momentu, i zadziałania? Ja - wiele razy! To takie "dzieciakowate" marzenie, takie fajne. W "Omaha 06:29" Mariusz Roqfort je realizuje.

5. Bohaterowie, szczególnie główny. Tak! Mimo mojej charakterystyki na początku wpisu! Są tak napisani, że nie da się ich przytulić do piersi i polubić. Nie da się być po ich stronie! I uważam - contra spem spero - że to celowy zabieg autora, bardzo zresztą ciekawy. Można ich wziąć, "jak są napisani" i uznać, że mamy do czynienia z parą następujących postaci - tu przepraszam za wyrażenie - z bucem i jego nieogarniętym kolegą, ale czuję w tej kreacji ironię, i to jest fajne. Tacy mieli być, mieli mieścić się w tradycji wszystkich Johnów Rambo i Johnów McClane'ów popkultury.

Abstrahując od ironii, której istnienie założyłam, to jasno trzeba powiedzieć, że Jay Harder został napisany jako wielce wkurzający mizogin, wywodzący się z tradycji z lekka i powierzchownie wykształconych rednecków i innych strażników Teksasu. To jeden z tych kolesi, co to wszystko wiedzą, nikogo nie lubią, nawet siebie, wszyscy odmienni od niego są dla nich dewiantami. Przeszkadzają mu kobiety w ogóle, szczególnie te o figurze innej niż modelki, zwłaszcza gdy noszą legginsy. Rap i raperzy są fuj (prócz Eminema, bo jest biały), o gejach to nawet nie będę mówić. Niektóre metafory są naprawdę paskudne. To mówię serio. Paskudne i bolesne.

Na początku książki narrator przedstawia bohatera i podkreśla, że Jay nie wyjechał z Cleveland. Też mi bohaterstwo! Myślę, że po prostu jego horyzonty są w sam raz dla tego miasta. Gdzie indziej Jay - z tą jego mizoginią, rasizmem i homofobią - czułby się jak po prostu źle.

6. Odniesienia do popkultury. Roqfort rozsiał po narracji różne perełeczki. Znajdziecie na przykład szeregowca Ryana. To pokazuje, że autor umie się bawić i w zabawę wciąga czytelników.

7. Zakończenie. Fajne! Suspensowe! Ale - choroba jasna - pokazuje, jaki potencjał tkwi w książce i jak bardzo nie został zrealizowany!

No a minusy?

A Zakończenie sugeruje, że książka mogłaby być o wiele bardziej pokręcona, głębszą i przez to ciekawsza - ale pisać o tym więcej nie będę. Podobnie jak z kwestią ironii w kreacji bohaterów i z tym zgadzać się nie trzeba. Przeczytajcie "Omaha" i sami zdecydujcie.

B. Wiarygodność psychologiczna postaci. Wszystkich.

Główny bohater - Jay Harder - mógłby wygrać w pojedynkę II Wojnę Światową! W dodatku wszyscy na froncie go lubią i przyjmują z otwartymi ramionami! Serio!
Wyobraźcie sobie - środku alianckiego desantu, w środku krwawej jatki pojawia się ktoś, kto wie za dużo, ma za mocną broń i... to jest dla Was ok. W jakim świecie?
Nie, no żołnierze dziwią się, ale nie tak, żeby patrzeć darowanemu koniowi w zęby. Co to, to nie! Chodź, Jay, uratuj nam naszą kolektywną, aliancką dupę! W końcu im mniej żołnierzy stracimy teraz, tym lepiej, nie? Mięso armatnie zawsze się przydaje. Serio - niewiele tam widać zastanawiania się, skąd się koleś wziął i jakie ma zamiary. Z przyszłości jesteś? Super! Jedziemy na Szkopa!

Oczywiście, że przerysowuję. Ktoś tam ma olej w głowie i zadaje pytania, ale efekt jest, jakby ich nie zadawał. A Jay idzie i zabija. Nawet raz czy dwa ma wyrzuty sumienia, bo to - wiecie - pierwsze trupy na koncie, ale jest tak szczęśliwy, że jest w środku zawieruchy i ma wpływ na historię, że szybko mu ta cała psychologia przechodzi.

Innymi słowy - o ile materialna strona konfliktu zbrojnego jest dobrze napisana i udokumentowana, to psychologia i motywy działania postaci - leżą i kwiczą.

C. Minus kolejny - redakcja.

No, niestety było kilka błędów, które mi w zębach zagrzytały. Redakcja nie poprawiła na przykład kalki z angielskiego "wziął łyk kawy" [s.11] i nie przełożyła tego na polski. Jest sporo błędów interpunkcyjnych, także tych bardzo irytujących. W scenie w sklepie z bronią Jay dwa razy dostaje blister baterii do noktowizora itp, itd.
Szkoda, serio - szkoda, bo to jest jak piasek w kostiumie kąpielowym, niby nic, a przeszkadza w cieszeniu się okolicznościami przyrody.

"Cokolwiek by się nie działo z Jayem i jego pozbawionym kręgosłupa przyjacielem Billym - dobrze im tak". Tak sobie pomyślałam, zamykając książkę.

"Omaha 06:29" Mariusza Roqforta czyta się bardzo szybko. Sprawnie napisana książka z potencjałem i wk...cym głównym bohaterem.


Książkę przeczytałam dzięki Klubowi Recenzenta portalu nakanapie.pl

Moja ocena:

× 5 Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Omaha 06:29
2 wydania
Omaha 06:29
Mariusz Roqfort
7.3/10

Książka z gatunku powieści awanturniczych. Dla smakoszy historii, podróży w czasie oraz akcji. Podana ze szczyptą tajemnicy, grozy i humoru. Bez zadęcia, patetyki i nachalnego moralizatorstwa. W doda...

Komentarze
Omaha 06:29
2 wydania
Omaha 06:29
Mariusz Roqfort
7.3/10
Książka z gatunku powieści awanturniczych. Dla smakoszy historii, podróży w czasie oraz akcji. Podana ze szczyptą tajemnicy, grozy i humoru. Bez zadęcia, patetyki i nachalnego moralizatorstwa. W doda...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Zobacz inne recenzje

Jeśli szukacie ekstazy intelektualnej, uniesień duchowych czy też natchnionych prawd objawionych odpuśćcie sobie tę książkę. Nie dotykajcie. Najlepiej nawet nie oglądajcie okładki, bo jeszcze nieopat...

MA
@malinowka

Książkę tę przeczytałam kilka dni po otrzymaniu od strony nakanapie.pl (którą polecam z całego serca każdemu, kto kocha książki). Pewnego dnia Jay Harder dostaje od swojego przyjaciela Billa, wizytó...

Pozostałe recenzje @Orestea

Wieczne igrzysko. Imię duszy
„Imię duszy” Jakuba Pawełka, czyli piekło, polityka i wielka cierpiętnica

Jakby to powiedzieć… chyba już kiedyś pisałam, w jednej z moich recenzji, że jest taka grupa książęk, które nazywam zwodniczymi albo podtrutymi. To takie pozycje, które ...

Recenzja książki Wieczne igrzysko. Imię duszy
Wodzowie Zenona (474–491) i Anastazjusza I (491–518)
Mirosław J. Leszka, Szymon Wierzbiński, „Wodzowie Zenona i Anastazjusza I”, czyli działo się w Bizancjum!

Jeśli komuś się wydaje, że Cesarstwo Rzymskie upadło w V wieku naszej ery, to mu się tylko wydaje. Ono jeszcze jakieś tysiąc lat żyło sobie w najlepsze nad brzegami B...

Recenzja książki Wodzowie Zenona (474–491) i Anastazjusza I (491–518)

Nowe recenzje

Tlen
Nowe wyzwania
@jatymyoni:

Książki z serii „Uczta wyobraźni” wydawnictwa MAG zazwyczaj mają wysokie oceny, natomiast ta książka otrzymuje skrajne ...

Recenzja książki Tlen
Dziury w ziemi
Niebo jest tam, gdzie jesteśmy szczęśliwi
@mikakeMonika:

„Dziury w ziemi” Grzegorza Mórdas-Żylińskiego to pierwsza i na razie jedyna książka autora. O samym autorze nic mi się ...

Recenzja książki Dziury w ziemi
Na Szewskiej. Sprawa Stanisława Pyjasa
''Ketman'' donosi bezpiece...
@ladymakbet33:

W zeszłym roku premierę miała książka znakomitego dotąd dziennikarza, Cezarego Łazarewicza. Mam tu na myśli reportaż Na...

Recenzja książki Na Szewskiej. Sprawa Stanisława Pyjasa
© 2007 - 2024 nakanapie.pl