„Czarna godzina” to ostatnia już część pierwszej serii o wojowniczych kotach autorstwa Erin Hunter. Świetne dopełnienie całej historii dostarcza wielu wrażeń. Mimo że ogólne odczucia są raczej pozytywne, są pewne rzeczy, które niezbyt mi się podobają.
W szóstym tomie śledzimy zmiany, jakie zaszły po przejściu przez las sfory psów. Towarzyszymy Ognistemu Sercu w jego nowej roli, nie dość, że musi on zadbać o swój własny klan, to jeszcze ciągle mieć oczy szeroko otwarte, bo Tygrysia Gwiazda tak łatwo nie odpuści... Bitwa wisi w powietrzu. Czy ogień rzeczywiście uratuje klan?
Sam styl wciąż jest typowy dla tych książek – luźny, łatwo się czyta, ładne opisy wydarzeń, trochę gorzej z emocjami, powtórzenia imion. Prolog rozpala ciekawość, zwiększając napięcie oczekiwania na rozwój wydarzeń. Uwielbiam fakt, że dowiadujemy się więcej o Gwiezdnych, czyli zmarłych kotach ze Srebrnej Skórki. Obserwujemy ceremonię nadania przywódcy dziewięciu żyć, kolejne wizje zsyłane przez przodków i o wiele więcej.
To, co mi się nie podoba, to postać Bicza i wątki z nim związane. Owszem, pomysł z Klanem Krwi sam w sobie nie jest taki zły, ale kocie pazury wzmocnione psimi zębami? Jak? W jaki sposób? Poza tym ciężko mi wyobrazić sobie, jakim cudem mogły przebić obrożę, aby w niej utknąć. Wygląda to trochę tak, jakby stworzono tę postać tylko po to, aby w dziecinnie wręcz prosty sposób pozbyła się innej, silniejszej, i przy okazji zasiała chaos. Ale oczywiście, gdy główny bohater staje do walki z Biczem, radzi sobie już lepiej i nie daje się tak łatwo pokonać. Stąd moja opinia, że zakończenie można by napisać inaczej.
Przerażające jest to, ile można poświęcić na drodze do władzy. Autorka świetnie ukazała, jak wysokie ambicje mogą wpłynąć na czyjeś postępowanie i nawet honorowe koty zmieniają się czasem w kroczące po trupach do celu bestie. Przywiodło mi to na myśl „Harry'ego Pottera”; prześladowanie „mieszańców”, czyli kotów mających w sobie krew dwóch różnych klanów. Miłość, ryzyko, poświęcenie, trwanie przy tym, w co się wierzy; takie wątki są typowe dla całej serii.
Mimo paru zastrzeżeń lektura upłynęła mi całkiem przyjemnie i z chęcią poznam dalsze losy dzielnych kotów Klanu Pioruna. Cała seria jest naprawdę dobra – wprawdzie niedoskonała, a oryginał wydaje się odrobinę lepszy, ale nikt nie jest idealny. Godna polecenia dla dużych i małych.