Bardzo ciekawy reportaż o trudnym temacie odchodzenia zakonnic z klasztoru. Temat to trudny, bowiem do kobiet, które wystąpiły z zakonu dotrzeć niełatwo: „byłe zakonnice nikomu nie opowiadają o swoim życiu. Nie występują w telewizji – powiedzieć złe słowo na zakon, to stanąć samotnie przeciw Kościołowi. Nie mówią znajomym ani rodzinie, bo ludzie nic nie rozumieją. I nie wierzą.” Niemniej po wielu staraniach udało się autorce dotrzeć do kilkunastu takich kobiet. W książce dostajemy ich fascynujące historie życia w zakonie, a potem poza nim.
Z opowieści tych kobiet polski zakon żeński jawi się jako instytucja supertotalitarna, takie więzienie do kwadratu. Nowicjuszki są bowiem totalnie zależne od matek przełożonych, są współczesnymi niewolnicami. I tak listy przychodzące i wysyłane są przeglądane przez matkę przełożoną. I dalej: „Na oglądanie telewizji i lekturę książek innych niż w bibliotece musicie mieć zezwolenie przełożonej. Na słuchanie płyt i kaset także. Nie wolno wam mieć żadnych pieniędzy. Wszystko, co przywieziecie z domu, należy najpierw pokazać przełożonej, która wedle uznania rozdysponuje, co możecie zatrzymać, a co winnyście oddać wspólnocie.” Siostrę przełożoną prosi się o pranie, mycie, papier toaletowy i podpaski. Gdy nowicjuszka zbije szklankę, musi uklęknąć przed przełożoną i poprosić o pokutę. Jest też ciężka katorżnicza praca, jest łamanie charakterów. Ale tak trzeba, bo savoir-vivre siostry zakonnej mówi: „Przełożona zastępuje ci Chrystusa. Należy się więc jej posłuszeństwo – chętne i zupełne”.
Typowy jest tu dzienniczek siostry Doroty, w którym zapisuje ona „swoje grzechy i uchybienia oraz postanowienia poprawy”. To dziwna lektura, połączenie skrajnego infantylizmu z masochizmem: „Mistrzyni poradziła, żeby jeszcze więcej się modlić i każdego dnia przyjąć jakieś upokorzenie. To ma pomóc wytrwać w powołaniu”. I dalej „Na plus: Przyznałam się, że nie umyłam podłogi. Na minus: Rozglądałam się po ludziach w kościele.” I wreszcie pod koniec, gdy dojrzewa decyzja o odejściu „W kaplicy jestem cztery godziny dziennie. Modlitwa jest dla mnie torturą. Po południu ogarnia mnie senność, bardzo nieprzyjemna, jeśli jest silna. Mam dreszcze, marzę, żeby wyjść z kaplicy na świeże powietrze. Wtedy odżywam. Tam umieram.” Ta sama Dorota mówi już poza zakonem: „Trudno być w zakonie tak normalnie dobrym. Ludzie proszą cię o pomoc, ale ty najpierw musisz iść się pomodlić, a potem siedzieć z siostrami na rekreacji. Chcesz pójść za odruchem serca, ale to sprzeczne z posłuszeństwem.”
Są też dzieje sióstr po wyjściu z zakonu, różnie się tu układa, ale wygląda na to, że są szczęśliwsze i lepiej służą ludziom niż za murami, dotyczy to zwłaszcza Joanny i Magdaleny.
Co ciekawe Sobór Watykański II bardzo zreformował życie zakonne, ale w Polsce tylko męskie, gdzie jest w miarę normalnie. W zakonach żeńskich zatrzymał się czas, wszystko jest jak przed wiekami.
To ważna książka, moim zdaniem winna być lekturą obowiązkową dla wszystkich dziewcząt, które poważnie myślą o wstąpieniu do zakonu.