Przez ten ostatni tydzień nie czułam się najlepiej. Wiele sytuacji wpłynęło na moje niskie samopoczucie. Chcąc zapomnieć o zmartwieniach i poprawić nieco swój nastrój postanowiłam sięgnąć po „Wichrowe wzgórza”. Spodziewałam się niezbyt skomplikowanej fabuły oraz wzruszającego, głównego wątka miłosnego. Nawet nie wiecie, jak mocno się rozczarowałam.
„Wichrowe wzgórza” to nie jest nic innego, jak dramatyczna i napawająca nas przerażeniem historia. Romans, którego tak gorąco się spodziewałam, okazał się mrożącym krew w żyłach horrorem. Książka z przyjemnej i lekkiej lektury, zamieniła się straszną przygodę, której jedynie koniec mógł zwiastować bohaterom iskierkę nadziei na lepsze. Chyba jeszcze żadna powieść nie wymęczyła mnie tak psychicznie, jak ta. Nie może się z nią równać żadne Kingowskie „dziecko”. Emily Bronte pokazała, że wycięte kończyny, latające głowy czy rozlewana na wszystkie strony krew nie przeraża tak bardzo jak prawdziwa natura człowieka.
Kartki tej powieści nasycone są okrucieństwem, chęcią zemsty i atakującego z każdej strony zła. Momentami miałam po prostu dość czytania o ciągłych nieszczęściach głównych bohaterów. W końcu ile można siać rozpacz i zniszczenie? Nie opuszczało mnie wrażenie, które mówiło, że to dopiero początek. Słyszałam w swojej głowie myśli, które ostrzegały mnie mówiąc „Przygotuj się na więcej”. Zawsze po tym ostrzeżeniu okładałam książkę na bok i brałam coś na rozluźnienie. Powracałam z nowymi siłami i pozytywnie nastawiona. Jednak wystarczyło kilka stron bym znowu zanurzyła się w pesymistyczną wersję życia pana Heatcliffa autorstwa Emily Bronte, która totalnie mnie dobijała. Autorka wykreowała go na drania bez litości i jakiegokolwiek współczucia. Obdarzyła go wszystkimi najgorszymi wadami i żadnymi zaletami. Catherine była okrutna, jednak posiadała jakieś resztki człowieczeństwa i dobroci. Uwielbiała wykorzystywać swoją pozycję do własnych celów i wygód. Chyba najbardziej ta cecha mnie w niej irytowała. Chciała mieć wszystko nie robiąc nic w zamian.
Książka posiada wiele plusów w postaci pięknego języka, fantastycznego klimatu oraz ciekawej, rozbudowanej fabuły. Minusów wnikliwie się nie dopatrywałam, jednak jeden tak mocno rzucił mi się w oczy, że grzechem byłoby o nim nie napisać. Chodzi mi mianowicie o realność niektórych faktów. Jak dla mnie śmierć osoby, z powodu jej kruchości nie jest żadnym na to wytłumaczeniem. Rozumiem, że autorka mogła nie mieć bogatej wiedzy medycznej, ale książki w jej czasach istniały. Mogła zaczerpnąć z nich jakąś prawdziwą przyczynę zgonu, a nie tak wszystkie owiać tajemnicą.
Nie rozumiem uczucia, które łączyło Catherine i Heatcliffa. Jednocześnie się kochali i nienawidzili, chcieli dla siebie dobrze i źle. Ta miłość ich niszczyła, a mimo to i tak pragnęli swojego towarzystwa. Co przez pryzmat tych dwóch osób chciała nam przekazać autorka? Mhm… chyba jeszcze długo będę się nad tym zastanawiać.
Jeśli miałabym ocenić tę książkę w okresie mojego niezbyt dobrego humoru, dałabym niską notę. Jednak patrząc z perspektywy dzisiejszego dnia „Wichrowe wzgórza” to pozycja, którą mogę serdecznie polecić. Warsztat pisarski autorki, jak i dobrze skonstruowana fabuła zasługuje na poznanie i docenienie przez czytelników.