Ile razy chciałeś cofnąć czas? Czy myślałeś wtedy, że nawet najmniejsza zmiana może całkowicie przeobrazić cały świat? Słyszałeś o efekcie motyla, o delikatności i kruchości życia?
Kto powiedział, że nie można zakochać się jeszcze na 15 lat przed swoimi narodzinami?
Wiele lat temu w jakiejś książce przeczytałam, że najważniejsze spotkania dusz dzieją się na długo przed spotkaniami ciał. Podobny obraz prezentuje nam Stephen King w swojej najnowszej powieści – Dallas `63. Dla fanów mistrza grozy będzie to swoisty odpoczynek od horrorów. Tym razem bowiem nie o strach chodzi, nie o odsłonięcie najmroczniejszych zakamarków ludzkiej duszy i umysłu, lecz o empiryczne sprawdzenie jak wyglądałaby świat, gdyby zmienić jedną rzecz w przeszłości.
Każdy z nas posiada w głębi duszy chęć cofnięcia czasu i naprawienia kilku błędów. Niektórzy otrzymali taką szansę…
Jake Epping, nauczyciel angielskiego, całkowicie zmienia swoje życie po jednej ze swoich wizyt w miejscowym barze. Właściciel, wyznaje mu, że jest śmiertelnie chory i nie zostało mu wiele życia. Dla bohatera mógłby to być największy szok jakiego kiedykolwiek doświadczył. Mógłby, gdyby umierający właściciel knajpy nie udowodnił mu, że odnalazł przejście do przeszłości – do roku 1958, które znajduje się na tyłach jego jadłodajni. Nazywa je króliczą norą, stanowiącą element łączący przeszłość z teraźniejszością.
Linearność? Zapomnijcie! W tej powieści wszystko ulega całkowitemu przemieszaniu.
Większe znamię teraźniejszości posiada przeszłość, jednak cały czas w świadomości pozostaje myśl o tym, co dopiero ma się wydarzyć, a czemu zapobiec ma Jake.
Właściciel baru prosi go, by wrócił do przeszłości i powstrzymał zamachowca Lee Oswalda, odpowiedzialnego za śmierć Kennedy’ego w 1963 roku.
W momencie gdy anglista zgadza się, nie wie jeszcze, że 15 lat przed swoimi narodzinami pozna miłość swojego życia oraz że przeszłość harmonizuje z teraźniejszością, że nici czasu nakładają się jedna na drugą, a przeszłość nie pozwoli się łatwo przekreślić.
King po mistrzowsku zarysował fabułę i genialnie poprowadził narrację. To niekwestionowany król pióra. Sposób w jaki operuje słowem praktycznie nie pozwala oderwać się od książki. Ponad 800 stron zostaje pochłonięte nie wiadomo kiedy.
Nie jest to bowiem jedynie swoiste rozliczenie z przeszłością, ale także piękna, tak, piękna, historia o miłości, poświęceniu i przyjaźni. Opisuje losy ludzi, którzy odnaleźli swoje przeznaczenie, realizowali swoje pasje, a mimo to nie pasowali do żadnej epoki. To swoista próba nakreślenia własnej historii, historii, która nie byłaby naznaczona tak wielką tragedią, a która po dziś dzień nie została do końca wyjaśniona.
King zderza w tej powieści dwa światy – współczesność, gdzie żadną nowością nie jest już bomba atomowa, mini-spódniczka czy dekolt do pępka oraz lata sześćdziesiąte, w których kobiety nosiły eleganckie kapelusze, a mężczyznom nie uchodziło zostawać na noc u swoich ukochanych. Ktoś je jeszcze pamięta? Nie? Dzięki autorowi, który świetnie oddał rzeczywistość tamtych czasów, macie szansę odświeżyć swoją pamięć.
Rewelacja w rytmie Lindy Hop Dance. Koniecznie przeczytajcie.