I ,,Doberman'' Jacka Piekiełko się do nich zalicza.
Zacznijmy od tego, że tak naprawdę mam mieszane odczucia wobec tej książki. Bo z jednej strony doskonale wiedziałam, na co się piszę, sięgając po nią, to znaczy, historia Spiesiwcewa była mi znana w ogólnych zarysach; ale z drugiej strony nie podobało mi się to, jak autor wykorzystał ten temat. I nie chodzi o to, że ,,Doberman'' nie był książką trzymającą w napięciu, nie chodzi też o to, że nie był dobrze napisany, chociaż zdarzały mu się potknięcia, o których za chwilę.
Chodzi o to, że w trakcie lektury odnosiłam wrażenie, że temat przerósł autora, że ta historia to było dla niego za dużo. Że może i miał pomysł, ale nie był w stanie udźwignąć jego ciężaru. I że w konsekwencji wyszło z tego trochę takie wybijanie się na prawdziwej, odrażającej i tragicznej historii.
Ale pamiętajcie, że to moje bardzo subiektywne odczucia.
Kilka słów od autoraW tym kontekście nie można nie wspomnieć o słowach samego autora, który już na wstępie przyznaje się czytelnikom do tego, że długo wahał się czy sięgnąć po tę historię, czy ją opisać. Ba! W pewnym momencie był nawet pewien, że nie da rady, ale potem ,,ujrzał pole do literackiej eksploracji'' dla której ,,punktem wyjścia był człowiek i ciekawość, w jaki sposób doszło do tak ekstremalnie nieludzkich zachowań. Skąd się wzięły? Co je zrodziło?
Czy były dziełem przypadku?''
Czytając te słowa byłam jeszcze przekonana, że ta książka może udzielić odpowiedzi na pytania stawiane przez autora. Ale - tu spoiler - ostatecznie ich nie udziela.
Konstrukcja książkiCałość została podzielona na pięć części (Saszka, Żenia, Szpital, Śledztwo, Bestia) przeplatanych kilkustronnicowymi krótkimi rozdzialikami przedstawiającymi następujące po sobie sceny (a właściwie prawie ciągle jedną scenę) z życia Władimira Zinera, emerytowanego policjanta, który miał to nieszczęście, że kilkanaście lat wcześniej uczestniczył w rozpracowywaniu sprawy Spiesiwcewa.
Większą część książki zajmuje opowieść o życiu Aleksandra Spiesiwcewa - obserwujemy go jako małego chłopca (już wtedy był zaburzony i nieznośny), potem jako nastolatka i młodego dorosłego, który ,,przeżywa wielką miłość'' (ci z Was, którzy czytają moje recenzje, zapamiętali pewnie, że dosłownie nie znoszę, gdy ktoś myli stalking/niezdrową fascynację/obsesję z miłością i tak właśnie jest w tym przypadku), a potem ląduje w psychiatryku.
Z którego z jakiegoś powodu zostaje wypuszczony.
A potem kochająca mamusia zwabia mu do mieszkania trzy nastolatki, żeby synek mógł zaspokoić swoje żądze i pojeść sobie świeżego mięska.
Sięgając po ,,Dobermana'' miałam nadzieję, że ciężar fabuły zostanie przesunięty z osoby sprawcy na samo śledztwo i postacie policjantów. Moim zdaniem opis dochodzenia byłby zdecydowanie ciekawszy, niż próba zanurzenia się w psychice osoby tak bardzo chorej i zaburzonej, jak Spiesiwcew. Tymczasem temat na który tak liczyłam został potraktowany w zasadzie po macoszemu i po łebkach, jakby po to, żeby było więcej miejsca, żeby jeszcze bardziej szokować czytelnika.
Czy ta książka faktycznie jest taka mocna i niesmaczna?Jest. Jak najbardziej. Jeśli jesteście wrażliwi na opisy przemocy, gwałtów i na opisy lejącej się strumieniami krwi, odcinanych kończyn i ćwiartowania ludzkiego mięsa, to nie jest to książka dla Was. Przy czym to nie jest tak sterylne, jak w ,,
Wybornym trupie'' Bazterrici - to jest obrzydliwe, obleśne, śmierdzące, duszne, przesiąknięte złem i ohydą, niezdrowe, wynaturzone i generalnie chore.
PotknięciaCzyli naprawdę źle stosowane cliffhangery - haki na uwagę działają w zasadzie wtedy, kiedy czytelnik nie zna zakończenia historii, którą czyta. W sytuacji w której sprawa Potwora z Nowokuźniecka przetoczyła się przez opinię publiczną, była komentowana, roztrząsana i opracowywana, i do tej pory co jakiś czas wypływa - to w artykułach, to w podcastach typu
true crime - bezsensownym było kończenie praktycznie każdego początkowego rozdziału zdaniem w rodzaju ,,gdy po latach dowiedział się, co zrobił jego syn...'', ,,tamtego dnia w pełni znienawidził ludzi'', ,,nie mógł wiedzieć, że gdyby nie jego opieszałość (...) być może wszystko potoczyłoby się inaczej'', ,,patrzyła na syna, dla którego zrobiłaby wszystko''.
Taki zabieg nie wzbudzał ciekawości. On irytował, jak przerywniki w serialu przed reklamą - ,,czy Olga odejdzie od Kamila? Zostańcie z nami!''.
Rzeczą, która również nie udała się autorowi, były próby rekonstrukcji dziennika Aleksandra. Jacek Piekiełko nie przekonał mnie, że czytam zapiski szaleńca.
Dodatkowo, na stronie 377, autorowi Żenia myli się z Anastazją, co jest o tyle kłopotliwe, że jedna z tych dziewcząt już nie żyje, a druga stała się obiektem fascynacji Spiesiwcewa i jego chorych, wynaturzonych zabaw.
Książki nie mogę z czystym sercem polecić, bo tak naprawdę mi się nie podobała. Nie ze względu na to, że jest napisana źle, chociaż te cliffhangery mocno dały mi się we znaki. Chodzi raczej o samą fabułę i o to, że po przeczytaniu ,,Dobermana'' nie znalazłam odpowiedzi na żadne z pytań, które autor postawił w swojej przedmowie. A jeśli nawet zaświtało mi coś w rodzaju odpowiedzi, to było bardzo mętne i zupełnie nieprzekonujące.
No i faktycznie po zakończonej lekturze czuję się dosłownie brudna.
*książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl