Każdy z nas ma na swoim koncie listę autorów których twórczość chciałby poznać jednak w dobie tylu wydawniczych nowości co rusz odkłada tę decyzję na później. Właśnie ja tak miałam z twórczością Pani Małgorzaty Jędrzejewskiej. „Szczęściarze z Wgranej” to moje pierwsze z nią spotkanie, chociaż ta chęć zapoznania się z nią była na mojej liście „must do”.
Dlatego też z ogromną ciekawością zaczęłam czytać jej najnowszą powieść „Szczęściarze z Wygranej”.
Początek jest dosyć prozaiczny. W pewien zimowy przedświąteczny wieczór Witalis, mieszkaniec Wygarnej jadąc lokalną drogą natrafia na samochód znajdujący się w rowie. W nim natomiast kolegę ze szkolnej ławy Jacka. Niestety w czasie Świąt pechowy kierowca umiera.
Nie byłoby sprawy, gdyby mniej więcej w rok po przedświątecznych tragicznych wydarzeniach szkolna Pani psycholog nie otrzymała listu „zza grobu” a w nim tajemniczego pendriva na którym znajduje się jedynie słabo czytelne zdjęcie.
Ten moment uruchamia lawinę zdarzeń mniej lub bardziej nieprzyjemnych, jak m.in. śmierć Pawełka, który był synem zmarłego przed rokiem Jacka. Duża część prominentów Wygarnej, którzy w młodości należeli do kapeli „Szczęściarze z Wygranej”, w tym samym czasie dostaje szare koperty nadawane w Gdańsku. Czego one dotyczą? Czy filary tejże społeczności mają się czego obawiać? Wydaje się, że tak bo najbardziej wzburzony tym faktem jest burmistrz owej miejscowości. Co tak naprawdę przedstawiało owo zdjęcie? I do czego doprowadzą czytelnika te listy? To zagadka, której rozwiązanie już poznałam.
Co na początku książki mnie „gryzło”? To w końcu ta miejscowość to Wygrana czy Wygarna? Gdzie błąd? Ja już mam taki problem ze wzrokiem? No przecież nowe okulary mam od trzech miesięcy... Ha ha, wszystko się wyjaśnia. Ale do rzeczy.
Czego możemy się spodziewać po książce? Klimatu, który da się odczuć mieszkając tylko w małej miejscowości. Znajdzie się jeszcze trochę takich punktów na mapie naszego kraju, gdzie wszyscy wiedzą wszystko o innych. Ja najczęściej takich ludzi nazywam „CB radiem” i nie chodzi mi tu o złośliwość. Bardzo często taki „osiedlowy monitoring” jest skarbem. I właśnie podobnych bohaterów możemy spotkać w trakcie czytania lektury. Czytelnik pozna także moc przyjaźni, która przetrwała zakręty losu. Wraz z bohaterami pobawi się w detektywa, wyleje kilka łez. Będzie zwolennikiem niektórych postaci a co poniektóre bardzo chętnie sam przeniósłby na tamten świat.
Pani Małgorzata sprawnie wplata w lekką niekiedy fabułę mroczne tajemnice z lat młodości bohaterów. Pokazuje czytelnikowi jak brak rzetelnego zainteresowania się drugą dojrzewającą osobą może spowodować lawinę nieszczęść, które rozciągną się na wiele lat. I takie zachowanie to głupota lat młodzieńczych czy też nieodpowiedzialność? A może jedno i drugie? Bieżące wydarzenia powodują refleksję u głównych bohaterów zatem czytelnik spotyka się także z retrospekcją.
Autorka bardzo sprawnie w powieści połączyła humor, analizę psychologiczną, kryminał i thriller w jednym. Raczej nie tego się spodziewałam sięgając po ową pozycję jednak nie narzekam, gdyż książka wciągnęła mnie niezmiernie i naprawdę bardzo trudno było ją odkładać na bok. Styl pisarski Pani Małgorzaty jest lekki. Nie ma wydumanych słów, opisów czy zbędnych przemyśleń. Wszystko jest bardzo spójne a to, że dialogów w owej pozycji jest całkiem sporo, które niejako zastępowały opisy działa na plus jak i fakt, iż rozdziały są krótkie powodowało, że kartki książki przewracało się bardzo szybko. Zatem jestem zadowolona, że książka trafiła w moje ręce, gdyż w ten sposób poznałam kolejną fantastyczną autorkę, której dziękuję za imienną dedykację.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl