„On tylko ratuje swoją skórę. Przecież my wszyscy tak robimy.” [s. 32]
W każdym momencie komuś na świecie dzieje się krzywda. Ktoś jest chory, płacze, czy źle się czuje. Ktoś stoi na krawędzi mostu i patrzy w dół, ostatni raz patrzy na swoje dziecko, strzela. Co popycha ich w tym kierunku? Na Ziemi ciągle dochodzi zarówno do małych rodzinnych dramatów, jak i wojen na ogromną skalę. Chyba cieszysz się, że Ciebie to omija, prawda? A jeśli tragedia rozgrywa się obok Ciebie, wręcz na Twoich oczach?
„Nie wiem, jak to jest, kiedy się umiera. (...) Nikt nie wyjaśnił mi, czym jest śmierć.” [s. 56]
Wszystko zaczyna się od niepozornej lalki pozostawionej w klasie. Okazuje się, ze należy ona do Abla – szkolnego outsidera. Ale mimo to Anna zakochuje się w nim do szaleństwa. Dlaczego? Co ją do niego tak przyciąga? Bo Anna zna jeszcze inne oblicze Abla – smutnego baśniarza, samotnie opiekującego się młodszą siostrą. Opowieść, którą snuje Abel, fascynuję Annę do tego stopnia, że dziewczyna nie może o niej zapomnieć. Granica pomiędzy fikcją, a rzeczywistością zaczyna się niebezpiecznie zamazywać, do tego stopnia, ze nie wiadomo już, co jest prawdą, a co tylko częścią opowieści. Czy Anna dostrzeże to w porę?
„Dlaczego jedni ludzie są tacy, a drudzy inni? Dlaczego jedni są szczęśliwi, a inni nie? Dlaczego jedni mają pieniądze, a inni... Wiem, takie pytania zadają dzieci.” {s. 99]
Abel Tannatek – wagarowicz, outsider, handlarz narkotyków. To widać na pierwszy rzut oka. A co czai się w sercu chłopaka? Otóż Abel ma kogoś, kogo musi chronić. I tylko ta świadomość powstrzymuje go od zstąpienia na złą drogę. Robi tylko to, co musi, nawet wiedząc, że to do niczego dobrego nie prowadzi. Właśnie to sprawia, że w Ablu nie widzimy tylko tego, co myślą o nim wszyscy. Wraz z Anną zaglądamy w głąb życia chłopaka, co i rusz odkrywając kolejne fakty, nawet, jeśli nie zawsze są przyjemne.
Jest też Anna – dziewczyna z dobrego domu, która od samego początku widzi w Ablu coś więcej niż „polskiego handlarza pasmanterią”. To ciekawska osóbka, a zarazem odważna, nie cofa się przed wyzwaniami, co sprawia, że nie jest ona kolejną typową bohaterką powieści dla młodzieży. Te wszystkie dobre cechy sprawiają, że czasami chcielibyśmy widzieć siebie na miejscu postaci wykreowanych przez Antonię Michaelis.
„Czasami powinno się pomyśleć o śmierci. (...) Większość ludzi za mało o tym myśli. A potem, kiedy śmierć do nich przychodzi, jest już za późno. Wtedy już nie mają czasu na rozmyślania...” [s. 123]
Na samym początku powiem, ze jeżeli ktoś szuka ciepłej i prostej historii o dziewczynie z dobrego domu, która ni stąd, ni zowąd poznaje miłość swojego życia, to źle trafił. Wbrew tytułowi, nie jest to też bajka, którą z przyjemnością czyta się do poduszki, chociaż opis z okładki może być mylący. „Baśniarz” to przede wszystkim opowieść o miłości brata do młodszej siostry i ochronie malutkiej Michi przed całym złem na świecie. Co za tym idzie, nie będzie to także słodka opowiastka, bo „Baśniarz” to historia przepełniona smutkiem, w której jednak znajdziemy sporo radości w postaci małych gestów. Nie brak tu też brutalności; już sam prolog wzbudza zwątpienie, czy na pewno wybrałam dobrą książkę, bo początek spływa krwią. Dużą ilością krwi, co może budzić lekkie obrzydzenie, a zarazem coraz mocniej intrygować.
„To niedobrze nie czuć strachu.” [s. 137]
Wybory bohaterów nie zawsze były słuszne i aprobowane, jednak całkowicie zrozumiałe. Autorka doskonale poradziła sobie z kreacją bohaterów, dzięki czemu każdy jest wyrazisty i na długo zapada w pamięć. Dlatego też na ich decyzje przymykało się oko i po prostu się je akceptowało. Bohaterowie robili po prostu to, co należał w danych momencie, niezależnie od późniejszych konsekwencji.
„Dlaczego nie da się wygiąć na drugą stronę kubka po jogurcie, żeby wyjeść resztki?” [s. 161]
Klimat książki jest niezwykły. Tłumacz naprawdę się postarał, dzięki czemu słowa wręcz spija się z kartki, a na błędy stylistyczne nie ma miejsca. Znalazło się kilka literówek, jednak sporadycznie, co nie utrudniało czytania w większym stopniu.
„Baśniarzu, dokąd żegluje ten statek, na którego pokładzie się znajdujemy? Dokąd prowadzi twoja baśń? Kto płynie czarnym statkiem? Czy poleje się jeszcze więcej krwi?” [s. 169]
Narrację przez całą książkę autorka poprowadziła za pomocą narratora wszechwiedzącego, łącznie z fragmentami baśni snutej przez Abla. Nie ukrywam, były to moje ulubione fragmenty „Baśniarza”. Nie tylko ze względu na piękny dobór słów, ale na niezwykły klimat, który roztaczała wokoło. Z zaskoczeniem odkrywałam kolejne fragmenty układanki, powiązania pomiędzy opowieścią a rzeczywistością nastolatków, by w końcu odkryć niełatwe zakończenie.
„Nie przestawaj być szczęśliwą. (...) Może szczęście jest zaraźliwe.” [s. 266]
Podsumowując, z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że „Baśniarz”, to jedna z lepszych książek dla młodzieży, jakie przyszło mi czytać w ostatnim czasie. Zresztą, chyba nie tylko dla młodzieży, bo dla mam owej młodzieży także.
Autorce udało się nie powielać schematów, dzięki czemu debiut (!) Antonii Michaelis odbieram jako powiew świeżości, co dziś jest przecież tak rzadko spotykane. Spodziewałam się płytkiej, mocno przewidywalnej historii miłosnej. Za to otrzymałam zaskakującą i miejscami wzruszającą oraz przejmującą historię, zawierającą elementy thrillera, powieści obyczajowej, czy dramatu. Nie wyobrażam sobie, żeby takie połączenie i to w takim wykonaniu mogło kogoś nie zadowolić, stąd zasłużone 10/10. Oby więcej taki opowieści!
„ - Mówi się, że oni zawsze wracają, prawda?
- Kto?
- Mordercy. Mordercy zawsze wracają na miejsce zbrodni.” [s. 271]
„Czasami mam problem z odróżnianiem szczęścia od smutku.” [s. 274]
„Najtrudniej jest wybaczyć samemu sobie.” [s. 295]
„Czasem, jak się czegoś bardzo pragnie, to się wydaje, że to się dzieje naprawdę.” [s. 344]