Po przeczytaniu Korony w mroku na usta cisnęło mi się jedno słowo. „Tęskniłam”.
Celeana uzyskała tytuł Królewskiej Obrończyni. Zamieniła łańcuchy z Endovier na królewską smycz. Ale mamy tu w końcu do czynienia z Zabójczynią Adarlanu. Nikt jej nie będzie rozkazywał. Wykonując swoją pracę, Celeana stara się przywrócić swoją rzeczywistość do normy. Znajduje chwilę na wypady na zakupy do miasta, jej szafa pęka w szwach, a regały uginają się pod ciężarem nowo nabytych książek.Mogłaby trwać w transie aż do zakończenia służby. Jednakże Wyrd ma wobec niej inne plany. Kolejną ofiarą zabójczyni ma być jej stary znajomy, Archer Finn. Czy przystojny kawaler może mieć coś wspólnego z grupą spiskowców? Jaką w tym wszystkim rolę odgrywa Nehemia?
Skończywszy pierwszą część serii, Szklanego Tronu, miałam tylko jedną nadzieję: Droga p. Sarah J. Maas, nie zepsuj tego!! Teraz przyszedł czas na podziękowanie, za pobicie mistrzostwa. Korona w mroku to cud nad cudami.
Szklany Tron uważałam za książkę wypełnioną akcją. W niej ciągle się coś działo. Tu mamy tego więcej. Tyle zwrotów akcji, wątków, intryg, śmiechu, łez... Sarah J. Maas przerosła samą siebie. Od pierwszej strony zostajemy wciągnięci w wir wydarzeń, który porywa nas ze sobą i na brzeg wyrzuca dopiero na ostatniej stronie. My za to mamy ochotę krzyczeć: WRACAJ!!!!!!! JESZCZE Z TOBĄ NIE SKOŃCZYLIŚMY. Bo tu nie my kończymy. Decyzję podejmuje powieść. Bierze nas pod swoje skrzydła, bawi się z nami, pozwala się śmiać, wbija nóż w plecy, potem pociesza, ale jednocześnie okłamuje, osusza łzy i irytuje swoim postępowaniem, by w końcu stwierdzić, iż się jej znudziliśmy i porzucić nas bezbronnych i zrozpaczonych. Po pocieszenie udamy się zapewne do Dziedzictwa Ognia. Chociaż nie wiem, czy po kolejnej dawce dam radę się pozbierać.
Bohaterowie przechodzą dużą zmianę. Dorian potrafi już przeciwstawić się ojcu i stara się działać dla dobra królestwa. Okazuje się, iż on też ma swój mroczny sekret, o którym sam nie wiedział. Wciąż tęskni za Celeaną, ale chce jej szczęścia, więc nie wpycha się na siłę do jej serca, które jest już zajęte, gdyż Chaol przejął pałeczkę. Wielokrotnie podczas lektury miałam ochotę zabić Kapitana Gwardii. Nie dlatego, iż Dorian od pierwszej strony Szklanego Tronu był moim faworytem. Czyny dowódcy strażników w niektórych momentach były niedopuszczalne. Błagałam, by tego nie robił, ale on swoje. Jednakże jego postępowanie idealnie pasowało do jego postaci, która dojrzała od pierwszego tomu. Stał się ostrożniejszy wobec króla, wciąż wykonuje jego rozkazy, ale na uwadze ma bardziej dobro innych niż sam fakt wykonania polecenia. Mimo, iż jego serce stało się wrażliwsze na pewne aspekty życia, jest on twardszą i surowszą wersją Kapitana Gwardii. Mamy tu też Celeanę, która odzyskała cząstkę zabójczyni utraconą w Endovier. Jest bezwzględna, surowa i bezsprzecznie najlepsza w swoim fachu. Jednak jest ona również normalną dziewczyną. Chce się śmiać, bawić, zakochać. W tym tomie Celeana będzie miała okazję nas przerazić swoją ciemniejszą stroną osobowości, gdy zostanie poważnie skrzywdzona. Królewska Obrończyni to postać z krwi i kości, za co dziękuję autorce.
A co u króla? Dowiadujemy się nieco więcej o jego zamiarach i sile, jaką dysponuje. Poznajemy też kolejnego członka rodu Haviilliardów, Rolanda, kuzyna księcia. Jest to postać o tyle zagadkowa, iż do końca nie jesteśmy pewni jego zamiarów. Możemy być jednak pewni, iż ojciec Doriana przygotował dla niego jakąś rolę do odegrania. Lady Kaltain również nie zniknęła.
Magia daje o sobie znać nie tylko Celeanie. Widzimy ją w pełnej krasie, to co możemy zdziałać z jej pomocą. Dowiemy się nieco więcej o znakach Wyrda. Autorka daje nam przedsmak tego, co może ukarze się w kolejnym tomie. Świata, gdzie magia żyje. Ona decyduje, czy ją posiądziemy. My decydujemy, jak ją wykorzystamy.
Podsumowując, nie mam co podsumować. Po prostu Korona w mroku to dzieło godne Wyrda i nie ma innej opcji, jak tylko sięgnąć po tę pozycję.