Światło… nosisz je w sobie…
„Światła pochylenie” Laura Whitcomb
wyd. Initium
rok: 2010
str. 232
Ocena: 5/6
To miała być zwykła książka. Najzwyklejsza na świecie powieść paranormalna. Ona i on. Dwie zagubione w czasoprzestrzeni istoty, a w zasadzie ich dusze. Bez dojścia do świata Żywych. Bez drzwi awaryjnych, którymi mogłyby się udać na „tamten świat”. I tyle. Tak wyobrażałam sobie książkę „Światła pochylenie”. Okazało się, że od wyobrażeń do faktów wiedzie bardzo długa ścieżka. Ścieżka, na której krańcu czeka Światło. Uwięzione Światło.
Nie ukrywam, że nie planowałam tej lektury. Poza informacją z obwoluty nic o niej nie wiedziałam. Usłyszałam kilka komentarzy po jej otrzymaniu, że jej lektura sprawi, iż spojrzę na wiele kwestii inaczej. Nie uwierzyłam. Przepraszam.
Helen ma 130 lat. Albo coś koło tego. Dokładnie trudno stwierdzić, ponieważ… nie pamięta nic, albo prawie nic z czasów, kiedy była Żywa. Wie jedynie, że zrobiła coś bardzo, bardzo złego. W innym wypadku trafiłaby do nieba, prawda? Przez lata bycia Światłem trzymała się wybranych przez siebie gospodarzy. Zmieniała ich jedynie w kryzysowych sytuacjach. Towarzyszyła im. Pomagała. Była ich natchnieniem. Kochała ich całym sercem, całą sobą. Nie był to jednak związek zupełnie bezinteresowny. Oddalenie się od aktualnego wybrańca skutkowało natychmiastową karą. Świat stawał się piekłem, w którym nie sposób było wytrzymać. Helen przyswoiła zasady i restrykcyjne się ich trzymała. Aż do chwili, gdy poczuła na sobie czyjś wzrok. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że Helen nikt nie widział. Nawet jej gospodarze. Była sama. Jedna jedyna w świecie Żywych. Tak przynajmniej myślała, aż poznała Jamesa, który ją widział, słyszał i czuł. A był przecież zwykłym człowiekiem. Prawda? Od chwili zetknięcia się tej dwójki świat staje na głowie. Nic nie jest już takie jak dawniej. Ograniczenia przestają mieć znaczenie. Reguły gry ulegają zmianie. A może nigdy nie było żadnych reguł? Może wszystko, w co wierzyła Helen, było ułudą? Może jej egzystencja miała jakiś głębszy sens? A może spowodowana była zamknięciem się na oczywistą prawdę? Może powierzone zostało jej konkretne zadanie? A może nie zrobiła czegoś, kiedy była jeszcze Żywa? Pewne jest tylko to, że nic nie jest pewne, nawet ten swoisty czyściec, w którym Helen egzystowała przez przeszło wiek. Czy uda się jej z niego wydostać? O tym przekonacie się jedynie wówczas, gdy sięgnięcie po powieść „Światła pochylenie” autorstwa Laury Whitcomb.
Dusza. Bóg. Wiara. Miłość. Zaufanie. Śmierć. To tylko kilka kwestii, z którymi zetkniemy się podczas lektury tej zdumiewającej książki. Są to tematy przez wielu traktowane jak tabu, a przez wielu innych stawiane na piedestale. Często postawienie jednego kroku, podjęcie jednej na pozór nic nieznaczącej decyzji, sprawia, że przechodzi się niewidzialną granicę, oddzielającą zdrowy rozsądek od przesady. Czysta miłość przeradza się w chore uczucie. Wiara w Boga staje się fanatyzmem. I tak, zamiast uduchowiać ludzi, wyniszcza ich dusze. Każdemu zdarza się przesadzić. Większość ludzi potrafi jednak w pewnym momencie się zatrzymać. Powiedzieć stop. Dość. Naprawić to, co zaczynało zakrawać na chore. Nie wszystkim jednak udaje się ta sztuka. I chyba przede wszystkim o tym opowiada powieść „Światła pochylenie”.
Mną ta książka wstrząsnęła. Z każdą przeczytaną stroną ogarniało mnie coraz większe przerażenie. Czasem odnosiłam wrażenie, że czytam najstraszniejszy horror, z jakim się dotychczas spotkałam. Bez potworów. Bez rozlewu krwi. A jednak wywołujący na mym ciele gęsią skórkę, która nie chciała ustąpić. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak wiele krzywdy może wyrządzić popadnięcie w skrajność.
Powieść „Światła pochylenie” Laury Withcomb oparta została na bardzo dobrym pomyśle, a i wykonanie było, moim zdaniem, bardzo dobre. Całość jest wyjątkowo zaskakująca, taka… słodko – gorzka. Książkę czyta się dobrze, a jej lektura skłania do głębokich przemyśleń. Warta polecenia każdemu.