W książce Jacka Łukawskiego "Odmęt" mamy do czynienia z nie tyle debiutem literackim per se , a debiutem „kryminalnym” człowieka, który książki zwykł był już pisać. Nie znam dotychczasowego dorobku literackiego Pana Jacka. Podobno całkiem niezłą fantastykę popełniał, która zbierała wysokie oceny na portalach czytelniczych. Umiejętności już więc jakieś w pisaniu zapewne są, coś tam już Pan Autor widział, książki wydawał. Jak wyszło z kryminałem?
Redakcja.
Dostajemy do rączki 500 stronnicową cegiełkę od wydawnictwa Czwarta Strona, specjalizującego się w wydawaniu tego typu literatury, co dla mnie jest już dodatkową rekomendacją. Aczkolwiek 500 stron to na kryminał szczerze za dużo, nawet jeśli jest dobrze napisany i super się czyta. Maksymalnie 400-450 stron i zamknięcie. 500 stron i więcej (rodzime autorki mają tendencje do nawet 800 stronnicowych inkunabułów!) to już troszkę za dużo, więc tutaj się przyczepię – trochę Pana Autora poniosło, za dużo i za wiele chciał powiedzieć czy napisać. Rozdziałów jako takich nie ma, są dni tygodnia, które wobec takiego natłoku scen numerowanych osobno są trochę niepotrzebne, bo nic nie daje czytelnikowi – akcja dzieje się idealnie dopasowanym do danego momentu tempem, ten podział na dni tygodnia trochę mi przeszkadzał, pozornie pomagając w umiejscowieniu zdarzeń w linii czasu (dla intrygi kryminalnej dni mają znaczenie, dla redakcji i czytania już średnio). Każda scena jest tytułowana osobną liczbą, coś jak podrozdział – takie rozwiązanie już wielokrotnie wychwalałem w thrillerach Chrisa Cartera, ułatwia czytanie, nawigację, poruszanie się po książce (ciekawej w dodatku!), można przerwać w każdym momencie i iść zamieszać zupę czy ziemniory.
Fabuła.
Pomysł świetny, żeby nie powiedzieć wybitny. Tylko czy aby nie mieliśmy już sprytnego i całkiem zdatnego do pełnienia swojego jakże zaszczytnego zawodu prokuratora w małym mieście ze sprawą z motywami religijnymi? Zalatuje mi tu lekko „Ziarnem Prawdy” Zygmunta Miłoszewskiego. I choć to tylko luźne skojarzenie (oczywiście nie zarzucam plagiatu), inspiracja tym dziełem może się trochę jawić, ot kombo małe miasto + religia + prokurator dobry = Szacki case. Innymi słowy czuć inspirację, ale przecież wielu prokuratorów małych miast czeka na opisanie swoich historii. Nie jest to zjawisko negatywne, ale myślę że warte zaznaczenia. O czym chciałem napisać później to wydawnictwo opisuje książkę jako 1 tom cyklu „Krąg Painera”, więc jest promowane jako cykl o prokurze… Marzy się Czwartej stronie sukces Miłoszewskiego/Szackiego?
Czytamy, głównym bohaterem od pierwszych kart powieści jest Daniel Wolczuk, dziennikarz, człowiek, którego nie opuszcza zła życiowa passa. Zdradza go partnerka (modelowo znajduje ją z jej szefem w ich własnym łóżku in flagranti), w pracy też idzie jak… w deszcz. Życie się wali, ale Daniel się nie poddaje. Planuje przeprowadzkę do Krakowa, nowa praca, nowa gazeta. Jedzie w trasę, w okolicach Chęcin ma stłuczkę. Samochód który go „uderzył” ucieka z miejsca wypadku, następnie lokalna Policja odnajduje pod jeziorem, wszyscy pasażerowie zamordowani. Pomoc oferuje tajemnicza Alicja, a nasz bohater ląduje w… klasztorze przy którym prowadzony jest środek dla ludzi ze zbytnią miłością do używek. Dość powiedzieć w tej książce trup ściele się gęsto. Kryminał rasowy, ma wszystko to co powinien mieć dobry kryminał. Intryga jest sklejona naprawdę dobrze, każdy element jest przemyślany, nie ma dziur fabularnych – nie spotkacie sytuacji, w której autor rozpoczął jakiś wątek i go nie skończył. Akcja toczy się dokładnie tak jak tego oczekujemy, tam gdzie wolniej – dostajemy szczegółowe opisy, czynności policyjne, garść prokuratorsko-policyjnej rzeczywistości, tam gdzie jesteśmy „real time action” bez zbędnych wypełniaczy ciśnięta jest akcja. Muszę powiedzieć, że to jeden z lepszych kryminałów jakie ostatnio czytałem pod tym względem. Wielowątkowo – czek! Dobrze sklejeni pasujący do historii bohaterowie – czek! Świetnie skonstruowany świat przedstawiony – czek! Naprawdę dobrze się to czyta.
Bohaterowie.
Super! Pan Jacek się przyłożył, dobrze sobie ich powymyślał, głównodowodzący Prokurator – z charakterem, zasadami i talentem do pracy. Policjanci (Damian), kryminalistycy (Dorota! <3), wspomniana wcześniej Alicja, aż po głównego bohatera Daniela Wolczuka – wszyscy są „jacyś”. Każdego Autor dopracował i dołożył mu tło historyczne, przeżycia, bagaż doświadczeń (na szczęście bez przesady). Oraz, co dodawało smaczku – zawiłości romansowo osobowe pomiędzy bohaterami mieszkającymi przecież w małym mieście. Oczywiście do TAK pomyślanej intrygi główny antagonista jest zrobiony po mistrzowsku i to właśnie na nim Autor skupił główny reflektor akcji. Troszkę było miotanie się kto ma być na wierzchu w czytelniczej jaźni, czy ma być to Wolczuk czy Prokurator Painer, stąd pewnie te 500 stron. Autor bardzo chciał, ale mimo wszystko dobrze wyszło i może następne tomy będą bardziej ociosane.
Wydawnicze… Wymuszenie?
I tutaj mam lekko zgrzyt właśnie z wydawnictwem, a historią itself. Otóż książka prawie w całości obraca się wokół głównego bohatera Daniela Wolczuka, a nie Prokuratora Painera, który wychodzi „na wierzch” dopiero w okolicach połowy książki jako samoistny, samodzielny bohater z jakimś tam charakterem i własnymi przemyśleniami czy historią. Wcześniej osią powieści jest właśnie Damian Wolczuk – dziennikarz, i masz czytelniku wrażenie, że to będzie kryminał z cyklu „Dziennikarskie śledztwo” bo przecież sam Wolczuk chce takie przeprowadzić w Chęcinach, aby mieć dobry temat dziennikarski do nowej pracy. Wydawnictwo jednak robi z tego „cykl Painera tom 1” i już troszkę skołowany czytasz dalej. Kto tu jest głównym bohaterem? Mam nieodparte wrażenie, że miała to być powieść jednotomowa, a Czwarta Strona na siłę klei z tego cykl. Jeśli będzie dobry to czemu nie, ale jakoś mi to tak… Niespecjalnie.
Resume
Plus:
+świetna intryga kryminalna
+dobrze opracowani, pasujący do powieści i umiejscowienia bohaterowie
+zwroty akcji
+świat przedstawiony
+relacje i zaszłości między bohaterami
+rekomendacja Wojciecha Chmielarza na okładce
In minus:
-na siłę forsowanie cyklu prokuratorskiego, podczas gdy prokurator nie jest głównym bohaterem
-niepotrzebne i nic nie wnoszące do książki wstawki polityczne odzwierciedlającego prawdziwe partie polityczne
-za długi o jakieś 80 stron
-język za mało wyrazisty, autor mógłby pisać odważniej, bardziej dosadnie
-na okładce jest rekomendacja Jakuba Ćwieka, jak to jest pisarz fantasy, który nie umie pisać kryminałów. Ciśnienie wydawnictwa pieczenia na jednym ogniu :)
Książka do polecenia, na kilka wieczorów niespiesznego, ale wciągającego czytania. Nie rozwlekać na zbyt wiele dni bo zapomnicie co było czytane, niestety maniera autora wymaga zmuszenia się, ale wynagradza fabułą i zakończeniem.
Bardzo. Dobrym. Zakończeniem.
07.07.2020 r.
Książkę otrzymałem/otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl