Andrzej Pilipiuk- archeolog, pisarz, publicysta i historyk. Na jego koncie znajduje się zarówno sporo publikacji zwartych jak i opowiadań. Pierwsze moje spotkanie z jego twórczością odbyło się stosunkowo niedawno, gdyż miałam przyjemność przeczytać zbiór tekstów "Strasznie mi się podobasz", gdzie znalazło się jego (moim zdaniem) świetne "Wunderwaffe". Los zadecydował, że teraz w me ręce wpadła nowa antologia Pana Pilipiuka, dlatego nie czekając ani chwili zabrałam się za czytanie.
Tekstów w książce jest dziesięć. Otwierającym jest znane mi już "Wunderwaffe", a zamykającym tytułowy "Szewc z Lichtenrade". Antologie mają zazwyczaj to do siebie, że trafiają się w nich zarówno teksty, którymi jestem zachwycona, jak i takie przy których męczy mnie każda strona. W przypadku tej książki było jednak inaczej. Nie skłamię mówiąc, że każde z opowiadań Pana Pilipiuka w jakiś sposób mną zawładnęło i sprawiło, że całkowicie poświęciłam się czytaniu.
Kilka słów o treści
"Wunderwaffe" wprowadza nas w alternatywną wizję świata, gdzie autentyczne postacie historyczne zostają przedstawione w całkiem nowy i lekko groteskowy sposób. Później przenosimy się do XIX wieku, na wieś, gdzie ludzie przez swoje przesądy nie chcą współpracować z walczącym o ich zdrowie doktorem Skórzewskim. Gdy już uporamy się z gusłami, stajemy się uczestnikami misji archeologicznej i wraz z Robertem Stormem depczemy po śladach historii. Dreszczyk detektywistyczny czujemy w miasteczku Michałowice, gdzie od pewnego czasu z niewyjaśnionych powodów umiera coraz więcej mieszkańców. Po rozwiązaniu śmiertelnej zagadki prowadzimy w ramach zakładu sklepik ze starociami, w którym Robert Storm odkrywa, że warto co nieco wiedzieć. Podróż po świecie wspomnień funduje nam pewien starszy Pan ze swoim stereoskopem i kolekcją zdjęć, a aby wykonać zadanie dla rosyjskiego cara ruszamy później, wraz z doktorem Skórzewskim, na Niedźwiedzią wyspę i wcielamy się tam w amatorskich ornitologów. Figla płata nam Instytut Kryptozoologii, który to jest kolejną nietypową zagadką w życiu Roberta Storma. Odkryć dobrą stronę w nas samych i wczuć się w magiczną atmosferę pozwalają nam szamani rodem z Laponii, aby na koniec tej długiej podróży zagłębić się w historię morderstw żydowskich szewców.
Emocji w trakcie czytania jest wiele. Nie są one spowodowane jednak wciskającą w siedzenie gwałtowną akcją, a raczej atmosferą. Jest trochę mrocznie, zagadkowo i momentami poruszająco. Wydarzenia w każdej z przedstawionych historii są pomysłowe i nie pozwalają się nam nudzić. Ja szczególne mocno przeżyłam opowiadania o Robercie Stormie, występujące w tej książce dość licznie. Przenikliwy umysł, miłość do historii i dążenie do prawdy są głównymi cechami tego niesamowitego mężczyzny, na którego dalsze losy będę od teraz z niecierpliwością czekała.
Pilipiuk operuje słowem w piękny, sprawny i lekki sposób. Jego bohaterowie są przekonujący, miejsca akcji autentyczne, a towarzysząca wszystkim wydarzeniom atmosfera- niezaprzeczalnie niesamowita. Każdy z tekstów kończy się w odpowiednim miejscu, tak że nie czuje się ani przesytu ani jakiegokolwiek braku. Mimo iż zdarzają się niedopowiedzenia to są one w tych opowiadaniach jak najbardziej na miejscu i sprawiają, że wszystko jeszcze bardziej działa na nasza wyobraźnię.
Jest mi ciężko stwierdzić, czy antologia "Szewc z Lichtenrade" jest wybitna i zalicza się do najlepszych dzieł p. Pilipiuka, gdyż jak już mówiłam miałam do tej pory niewielkie doświadczenie z jego twórczością. Zbiór ten jednak bardzo mi się podobał i dodatkowo sprawił, iż poczułam się zaintrygowana resztą dorobku literackiego tego pisarza. Nie natknęłam się w tej książce na tekst słaby, nudny czy niedopracowany, dlatego z przyjemnością ją wam polecam.