Mam za sobą już kilka dzieł Schmitta, ale chyba jeszcze żadne nie zaskoczyło mnie tak bardzo, jak 'Tektonika uczuć' - i to zarówno pod względem formy, jak i treści.
Głównych bohaterów jest dwoje - kobieta i mężczyzna, Diane i Richard - szaleńczo w sobie zakochani, nie potrafiący znieść nawet kilkuminutowej rozłąki. W skutek paru niedomówień, głupich wątpliwości i dziwacznych kłamstw - kochankowie rozstają się. On co prawda wciąż chce się oświadczać, ale ona obiera inną taktykę - w ramiona ukochanego pcha inną - wynajętą specjalnie do tego prostytutkę. Zaczyna się istna burza, pełna napięcia i nieoczekiwanych zwrotów akcji - bohaterowie to zbliżają się do siebie, to oddalają, aby ostatecznie - po wielu zawirowaniach - wyjaśnić sobie wszelkie wątpliwości, jakie targały nimi od samego początku. Tylko czy wtedy nie jest już za późno?
Nie da się ukryć, że manipulacje, sekrety, dramatyczne porywy serca, fochy i intrygi mogą być irytujące. Zachowanie zarówno jej, jak i jego nieraz doprowadzało mnie do szału. Ale tak właśnie wygląda większość związków, jakie dane jest mi obserwować w życiu codziennym - zamiast szczerej rozmowy - duszenie w sobie, zamiast wyrażania czegoś wprost - półsłówka i niedomówienia ze złudną nadzieją w stylu: "a niech się sam(a) domyśli". Do tego ciągłe kłamstwa, wieczna chęć trzymania drugiej osoby w garści i nieustające manipulacje - wszelkie te zachowania znakomicie unaocznia 'Tektonika uczuć'.
Eric-Emmanuel Schmitt jest niezwykle zdolnym obserwatorem - jego bohaterowie nie są wcale przerysowani czy karykaturalni - tacy po prostu są ludzie. Angażują się na ślepo, nie mają do siebie szacunku i nie są zdolni do miłości bezwarunkowej. Do tego sami potrafią zniszczyć fundamenty czegoś, co nieraz budowali latami - raniąc jednocześnie najbliższe sobie osoby i samych siebie. Aż śmiać się chce, kiedy w literaturze - jak na dłoni - pokazane zostają wszelkie niedoskonałości relacji międzyludzkich. Komplikowanie prostych spraw jest bowiem chyba naszą domeną, ot co.
Nie bez przyczyny znajdujemy w dramacie Schmitta porównanie uczuć do ruchów tektonicznych. Uczucia bowiem przemieszczają się podobnie jak płyty, tworzące Ziemię - to oddalają się, to zderzają, wywołując wybuchy i trzęsienia oraz wszelkie niespodziewane reakcje.
Również ludzka psychika skonstruowana jest na tej zasadzie - jeden impuls, jedna mała iskierka, maleńki promień wystarczają, by obudzić uczucia lub wywołać katastrofę, by spowodować kolejne interakcje lub całkowicie odmienić rzeczywistość. Taką moc ma natura, taką moc ma i człowiek. I wcale nie jest to dobre, bo kiedy w grę wchodzą uczucia - to te rozjuszone emocje biorą górę nad rozsądkiem. I choć czasem potrzeba nam porywów i wzlotów - brak opamiętania może spowodować, że pozostaną już tylko słynne "płacz i zgrzytanie zębów". Serce - jak najbardziej, ale niech i głowa ma czasem coś do powiedzenia. O rozczarowania przecież nietrudno...
Lekturę 'Tektoniki uczuć' polecam wszystkim z całego serca. Bohaterowie czasem bywają męczący i drażnią, ale należy dać im szansę - są tylko zwykłymi śmiertelnikami, którzy zapomnieli, że czasem wystarczy szczera rozmowa i odrobina zaufania. Ich przykład powinien niektórym uświadomić, jak niewiele potrzeba, by miłość przerodziła się w "jedyne pewne uczucie" - nienawiść oraz to, jak łatwo można z własnej głupoty stracić coś pięknego i niepowtarzalnego. Schmitt jest pisarzem znakomitym - warto po niego sięgać. Zwłaszcza w przepięknym, polskim wydaniu. Okładki w Znaku zdecydowanie zachwycają - korespondują z treścią, przyciągają, a do tego kryją w sobie zagadki, które warto odkryć. Ale na takie zabawy można sobie pozwolić dopiero po lekturze. Zachęcam!