Uwikłanie Zygmunta Miłoszewskiego to kryminał o ponurej i pesymistycznej atmosferze. Niespełniony prokurator, dobijająca rutyna, raniące związki rodzinne i uczuciowe, zagadkowe morderstwo prawdziwego pechowca i psychoterapia na pierwszym planie czynią z powieści ciężkostrawną refleksję nad podłym życiem przez zawartość, ale podaną w przystępnej formie dzięki dobrze prowadzonej fabule, splatającej wątki prywatne z zawodowymi i charakternym postaciom.
Miłoszewski uwikłał postacie w intrygujący pomysł, który zaskoczy osoby nieinteresujące się różnymi formami psychoterapii - na kartach kryminału pojawia się wstrząsające wydarzenie dla niestabilnych emocjonalnie bohaterów, z problemami psychicznymi, mianowicie terapia ustawień rodzinnych Berta Hellingera.
Uczestnicy takiej terapii wcielają się w rolę członków rodziny jednego z pacjentów, prawie nic o nim nie wiedząc, za każdym razem podejmując się reprezentacji różnych członków rodziny w ustawieniach dla rozmaitych osób. Odpowiednie ustawienie uczestników ma pozwolić na wyzwolenie się emocji, właściwe kontakty wzrokowe i odczucia związane z fizyczną bliskością "członków rodziny", a terapia ma prowadzić do psychicznego oczyszczenia, rozwiązania skomplikowanych i dręczących relacji. Co ciekawe i wręcz niewiarygodne - w tej terapii ważna jest teoria mówiąca o symbolicznych polach. Osoba wcielająca się w rolę osoby nigdy nie poznanej, przejmuje jej odczucia, reprezentuje niejako jej psychiczny stan. Zaczyna całym sobą wczuwać się we właściwą postać. Może nawet "grać" rolę osoby martwej. Czy taka metoda może umożliwiać psychomanipulację "aktorami"? Właśnie psychomanipulacja to jeden z zarzutów, jakie można znaleźć wobec tej metody, szukając informacji w Internecie, a hochsztaplerstwo to jedno z łagodniejszych określeń rzucanych pod adresem tej metody, od której odcinają się psychoterapeuci. Co takiego natomiast wydarzyło się podczas ustawienia w Uwikłaniu Miłoszewskiego? Czwórka pacjentów, jeden psychoterapeuta. Terapia, o której nie wolno im rozmawiać. Zamordowanie mężczyzny z poważną depresją po odbyciu spotkania z terapią ustawień w roli głównej. Zgodne zeznania, wzajemne podejrzenia, jednoznaczna ocena zamordowanego Henryka Telaka - do bólu zamartwiający się, w depresji, nieszczęśliwy. Jednak nawet najnieszczęśliwszy człowiek na Ziemi nie popełniłby samobójstwa, wbijając sobie rożen w oko i docierając nim wgłąb czaszki. Kto z pozostałej czwórki jest mordercą i wyśmienicie udaje rolę niewiniątka? Wszystkie te niewiniątka poznajemy poprzez cytowanie zapisanych przez prokuratora zeznań, zawierających rzeczowy zapis przebiegu wydarzeń oraz przez wnikliwe przyglądanie się im Szackiego i rozmaite koncepcje w jego głowie. Krąg podejrzanych jest zamknięty, ale motywacje to zupełnie niezbadane pole, wręcz szerokie do popisu umiejętności śledczych. Naturalność, dogłębność, prawdziwość - Miłoszewski pieczołowicie scharakteryzował swoich bohaterów, stroniąc od idealizowania głównego bohatera na alfę i omegę, a wręcz przeciwnie - Teodora nie można...polubić z jednej strony, ale z drugiej strony nie można go nie zrozumieć, przynajmniej w części.
Ze stronic powieści czuć aż wzdychanie i przytłaczającą ciężkość jego myśli. Teodor Szacki oprócz bycia prokuratorem jest również rutyniarzem. Znudzonym życiem, codziennym widokiem żony w znienawidzonej i przetartej koszulce z misiem, rozmyślającym o minionych latach i szansach, skręcającym się w środku na myśl o tym, że weekendowy poranek znowu zaczyna się jak zwykle. Denerwującym się na myśl o wyżej postawionych stołkach, oczekiwaniach, które ważniejsze są od postępowania zgodnie z sumieniem, medialnym szumie i dziennikarskim bełkocie, z którego nic nie wynika, niecierpiącym szarej codzienności i niezmieniającej się polskości. Wypoczywającym przy komputerowych strzelankach, których nienawidzi jego małżonka. Rozgoryczony, depresyjny maruder na horyzoncie widzi dla siebie promyk nadziei, kiedy poznaje Monikę - seksowną i młodą dziennikarkę. Zamiast od żołądka do serca jego droga wiedzie od nieprzyjemnego i bezczelnego podejścia do niej w prokuratorskim biurze do coraz częstszych spotkań przy kawie i flircie między służbowymi tematami. Miłoszewski sportretował głównego bohatera jako przeciętnego Polaka, który nie wyróżnia się z tłumu, drażnią go powszednie sprawy i jak każdy marzy o lepszym życiu, bo w obecnym jego pragnienia rozsypują się w drobny mak. Jedyną jego pozytywną cechą jest upór w drążeniu do odkrycia mordercy, skrupulatność w sprawdzaniu poszlak i bystrość obserwatora. Gdyby stworzyć mu kartotekę, pole cechy szczególne (nie tylko wyglądu) można by pozostawić puste. Jednak sama postać prokuratora wśród stert kryminałów z policjantem w roli głównej jawi się jako coś oryginalniejszego, a na całe szczęście jego charyzma budzi się w obcowaniu z podejrzanymi i w pracy w terenie, natomiast ciśnienie podnosi we współpracy z patologami o specyficznym poczuciu humoru - takich uwielbiam.
Powieść Miłoszewskiego to kolejny polski kryminał, w którym odzywa się krytyka polskiego społeczeństwa, począwszy od bezwartościowych informacji, fragmentarycznych wiadomości o nikłym znaczeniu, przekazywanym na co dzień przez media, a skończywszy na działaniu osób na wysokich szczeblach, gdzie za postępowanie w zgodzie z własnym sumieniem zamiast konkretnym interesem można polecieć w dół. Obrywa się zwłaszcza mediom - każdy rozdział rozpoczyna krótka notka informacyjna, jaka mogłaby być zaprezentowana w popołudniowej audycji radiowej jako zapowiedzenia informacji dnia. Czytelnik odbiera ją nie tylko jako podkreślenie wiarygodności miejskiej rzeczywistości, dzięki czemu życie bohaterów zdaje się toczyć w autentycznej przestrzeni, ale również jako informacyjny szum - mało wartościowy, przypominający wyszczekanie tego, co wleci jednym uchem, a wyleci drugim. Do podobnych wniosków dochodzi Teodor Szacki - gdyby trzymać się przez pewien czas z dala od krajowych doniesień, zwłaszcza politycznych, za wiele można by nie stracić.
Chociaż w Uwikłaniu w pewnym momencie lektury da się przewidzieć, do czego zmierza Miłoszewski i jakim tropem zdecyduje się podążyć Teo Szacki, babrający się co raz bardziej w romansie i skomplikowanych powiązaniach Henryka Telaka, doprowadzający do irytacji czytelnika swoją zmiennością nastrojów jak u kobiety, ten fakt wcale nie jest krzywdzącym mankamentem. Pozostała część utajonych informacji, wiodąca ku nowemu spojrzeniu na sprawę oraz zakończenie, które zwraca uwagę na bardzo istotne szczegóły, pozostawiają bardzo dobre wrażenie. Uwikłanie to bardzo dobry kryminał, który częściowy brak zaskoczenia nadrabia niekonwencjonalnym pomysłem na morderstwo i sytuację, w którą uwikłani są pacjenci oraz wyjawieniem interesującej i poruszającej historii, która doprowadziła do śmierci Henryka Telaka.