Jednym z głośniejszych debiutów ostatnich tygodni są „Robaki w ścianie” Hanny Szczukowskiej – Białys. Historia osadzona przed trzydziestu laty w Bydgoszczy poraża swoją dosłownością. Jak wypada na tle kryminalnych nowości rynkowych?
Bydgoszcz, połowa lat dziewięćdziesiątych. W lesie znalezione zostają potwornie okaleczone zwłoki mężczyzny. Tym, co zaskakuje policję jest fakt, że ofiara została... podpisana. Dlaczego mordercy zależało na tym, by śledczy od początku wiedzieli kto padł jego ofiarą? Komisarz Marek Bondys i powołany do tej sprawy zespół funkcjonariuszy zagłębiają się w przeszłość zamordowanego szukając tam klucza, który doprowadzi ich do zabójcy. Niebawem odkryte zostaną kolejne zwłoki. Czy w Bydgoszczy pojawił się seryjny morderca? Czy jego motywem jest zemsta? A może to rozpaczliwe wołanie o pomoc?
Pierwszym co uderza nas, gdy sięgamy po „Robaki w ścianie” jest język jakim ta książka została napisana. Białys położyła duży nacisk na to, by opisy, relacje i sylwetki bohaterów nakreslone zostały nasyconym, barwnym i jakże ładnym językiem. To w kryminale nie zdarza się szczególnie często i zasługuje na docenienie. Jakże miło byłoby, gdyby autorzy kładli na to większy nacisk. Sama fabuła nie odbiega znacząco od tego, co już znamy : brutalnie okaleczone ciała, brak powiązań między kolejnymi ofiarami i morderca, który jednoznacznie usiłuje przekazać wiadomość, której nikt nie jest w stanie zrozumieć. Powieść napisana bardzo dokładnie, z dużym naciskiem na detale, odwzorowanie ówczesnego świata i zachowania postaci. Widoczne jest to jak wielką pracę Hanna Białys włożyła w tę opowieść. I jak bardzo starała się dotknąć istoty dawnych lat. Bezapelacyjnie główną bohaterką tej powieści jest Bydgoszcz – miasto nie wyróżniające się na tle szarej mapy Polski lat dziewięćdziesiątych. Zaniedbane, pełne mrocznych zaułków, krzyczące niedostatkiem i brakiem rozwoju. Nigdy nie byłam w Bydgoszczy i nie wiem na ile wiernie odzworowane jest miasto, ale zdaje się, że wyjątkowo drobiazgowo. Jest jednak tak, że czytając tę powieść odnosiłam wrażenie jakbym dostała do rąk atlas samochodowy. Powtarzające się informacje o tym, kto gdzie jechał, w jaką ulicę skręcił oraz co zobaczył z okna samochodu stają się nużące. Jest tego bardzo dużo. Stosowane przez autorkę opisy Bydgoszczy śmiało mogłyby dotyczyć wielu miast tamtego okresu. Bodajże poza ogromnymi zakładami chemicznymi nic tej Bydgoszczy nie wyróżnia.
Szarość miasta, szarość dnia, szarość ludzi. Hanna Białys położyła duży nacisk na oddanie rzeczywistości lat dziewięćdziesiątych, ale nie do końca jej to wyszło. Gdyby nie to, że poszczególne rozdziały tytułowane są datami, szybko moglibyśmy zapomnieć o tym w jakim okresie toczy się akcja książki. Ducha ówczesnej epoki oddać się nie udało. Jest tego po prostu za mało. Powieść liczy grubo ponad pięćset stron, a poza kilkoma wstawkami typu „przewinął kasetę” niewiele jest tam tych lat. Równie dobrze akcja mogłaby toczyć się współcześnie. Należy wspomnieć także o komisarzu Bondysie, który cechuje się mocno przyszłościowymi poglądami. Nie pasuje mi to do gliniarza połowy lat dziewięćdziesiątych, który karierę swą rozpoczynał w przaśnym socjalizmie. Jego postępowość podkreślana na każdym niemalże kroku staje się niewiarygodna, a szkoda, ponieważ dużo to tej książce odbiera.
Sam komisarz Bondys to postać, która nie zaskakuje nas niczym. Posiada zestaw kilku wyróżniających go cech, aby przypadkiem nie zlał się z tłem innych powieściowych policjantów. Oddać należy autorce to, że jest to osoba mocno zarysowana, żywa. Nie da się nie zauważyć tego jak mocno inspirował Białys Robert Małecki : niespieszny rytm akcji, nacisk na urodę języka, dopracowanie szczegółów i figura komisarza. Inspiracje nie są złe. Obawiam się jednak, że za dużo jest w Bondysie Grossa. Mimo tego, że autorka starała się przydzielić mu zestaw całkowicie autoryzujących go cech, to pewne podobieństwa są bardzo widoczne. To może stanowić duży plus dla wszystkich tych, którzy lubią serię z Grossem. Ja lubię. Jednakże wolałabym, by Bondys rozwijał się w nieco innym kierunku zyskując tym samym swoją indywidualność.
„Robaki w ścianie” są debiutem i aż trudno jest o tym pamiętać, gdy czyta się tę książkę. Skrupulatnie napisana, z rozbudowanymi bohaterami, szczegółowa i dosadna. Powieść napisana na bardzo wysokim poziomie, równa, bardzo dopracowana. Hanna Białys ma tak dobry warsztat, że mógłby jej pozazdrościć niejeden funkcjonujący na rynku kryminalnym od lat pisarz. Uważam, że wielu autorów, którzy mają spory dorobek literacki nie byłoby w stanie napisać tak solidnej powieści jak ta debiutantka. „Robaki...” czyta się wyśmienicie mimo pewnych zarzutów wobec tej książki. Jest niesamowicie gęsta, nasycona emocjami, porywająca. Hanna Białys ma tak duży potencjał pisarski, że aż trudno sobie wyobrazić jakie kolejne książki nam zaserwuje. Ponieważ tutaj jest naprawdę bardzo dobrze. I gdyby nie fakt, że mam świadomość iż to debiut, to nigdy by mi to do głowy nie przyszło, gdyby dano mi tę powieść do przeczytania nie zdradzając kto jest jej autorem. Ogrom pracy został tutaj wykonany i to pracy uczciwej, ciężkiej, rzemieślniczej. Świetnie Białys kreśli fabułę, potrafi zaskoczyć i wie o czym mówi. Powieść jest wręcz gęsta i duszna od narastającej, mrocznej aury. I byłoby pięknie gdyby nie kompletnie irracjonalne, nieudane zakończenie. Nie będę się na tym skupiać, ponieważ zestaw cech pozytywnych jest tu naprawdę solidny i na pewno sięgnę po kolejną powieść autorki.
„Robaki w ścianie” to bardzo udany debiut, który niejednego starego wyjadacza mógłby zawstydzić. Białys udowadnia, że można napisać soldną powieść z dbałością o szczegóły i język narracji. Bardzo podobała mi się ta książka i pod innym kątem oceniam pewne niedociągnięcia. To śmiało jeden z najlepszych debiutów ostatnich lat. Diabeł poleca.