Wojna jest jak zaraza, która stopniowo rozprzestrzenia się na nowe tereny. To, czego byliśmy świadkami, najtrudniej wymazać z pamięci. Czasem jest to w ogóle niemożliwe. Walka z ideami nie zawsze przynosi zamierzony skutek. Jednak czy wojna sama w sobie rzeczywiście ma sens i jest komukolwiek potrzebna?Próby odpowiedzi na to druzgocące pytanie podjął się wybitny amerykański pisarz, w swojej najważniejszej książce, którą każdy zna co najmniej ze słyszenia.
Bohaterem tej powieści jest pisarz, Billy Pilgrim, który na co dzień zajmuje się tworzeniem powieści science fiction. Na skutek bagażu doświadczeń wojennych nie może on uporać się z traumą. Jest to książka autobiograficzna. Autor ustami bohatera wyraża swoje kontrowersyjne poglądy.
Już po rozpoczęciu lektury, w oczy rzuca się pierwsza rzecz wyróżniająca książkę - konstrukcja. Zapis jest dziwny. Dużo miejsca, akapity krótkie, rozciągające się czasem na pół strony, całą, a innym razem zajmujące kilka linijek. Co ciekawe, w powieści nie są one ułożone w porządku chronologicznym. Zostały zapisane w kolejności przypadkowej, przez co można poczuć się zdezorientowanym.
„Książka krótka i poprana, bo o masakrze nie sposób powiedzieć nic inteligentnego.”
(Kurt Vonnegut, „Rzeźnia numer pięć”, wydawnictwo Zysk i S-ka)
Powieść ma charakter autobiograficzny. Miała być debiutem literackim autora. On jednak odkładał jej pisanie latami, podejmując jednocześnie nieudane próby. Rozprawianie o wojnie, którą się przeżyło, tylko w teorii jest proste. Widać, że ta książka dojrzewała przez lata w umyśle autora. Opowiada o tytułowej rzeźni i wojnie, którą ten przeżył, będąc jednocześnie świadkiem bombardowania Drezna w 1945 roku. Można doszukać się w niej pewnych nieścisłości (wówczas zginęło mniej osób, niż twierdzi pisarz). Nie zmienia to jednak faktu, że powieść jest najważniejszym dziełem w bogatym dorobku literackim autora.
Wreszcie ta książka ma bardzo silny wydźwięk antywojenny. Człowiekowi wydaje się, że jest panem własnego życia i może wszystko. Zapomina jednak, że na świecie dzieją się rzeczy, na które on sam nie ma wpływu. Zestawieniem, będącym jednocześnie porównaniem tego absurdu jest przykład z książki. Próba powstrzymania wojny nie powiedzie się z góry, podobnie jak próba powstrzymania topnienia lodowca. Nie można walczyć o coś, na co w istocie nikt nie ma wpływu. Ludzie umierają również na co dzień i do tego nie potrzeba konfliktów. Wojny były, są i będą. Należy zatem przyjąć to, co dostajemy od życia takim, jakie jest i nie próbować tego zmieniać, skoro się nie da. Z tej tezy wyłania się dążenie do pokoju, pogodzenie się z sytuacją. Niestety, autor nie doprecyzował, w jaki sposób moglibyśmy działać, aby zapobiegać tego typu wydarzeniom, jeśli można. Próba poskromienia obudzonego potwora jest jak walka z wiatrakami - same chęci nie wystarczą. Wojna stanowi nieodłączny element istnienia świata. Żadna nie jest dobra, ale nie da się jednocześnie zapobiec wszystkim tragediom. Spieszę zaprzeczyć, jakoby ta książka obfitowała w humor. Owszem, występują tam takie elementy, jednak są one nad wyraz gorzkie, podszyte smutkiem. Mają charakter ironiczny i prześmiewczy. Po co? Prawdopodobnie po to, abyśmy potrafili szerzej spojrzeć na to zagadnienie.
„Rzeźnia numer pięć” Kurta Vonneguta to dzieło wybitne, jedna z najważniejszych powieści ubiegłego stulecia. Autor nigdy nie bał się otwarcie wyrażać swoich poglądów, nie zważając przy tym na opinię publiczną. To gorzka powieść, przygnębiająca, ukazująca bezsens prowadzenia wojny. Zaryzykuję stwierdzenie, że każdy szanujący się człowiek powinien ją przeczytać. Być może to właśnie ona zmieni postrzeganie tego problemu. Pomimo wtrąceń niektórych słów, czasem nagminnych, powieść czyta się szybko. Cienka, ale jej objętość wystarczyła. Ujmować może również dystans autora do samego siebie. Tę książkę uważał za nieudaną, podczas gdy dziś wiemy, że jest odwrotnie. Lektura obowiązkowa dla chętnych i nie tylko.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.