Bardzo dziękuję wydawnictwu Prószyński i s-ka. Sprawiło mi ono w zeszłym miesiącu niemałą niespodziankę. Wyobraźcie sobie moje zaskoczenie, kiedy niczego się nie spodziewając, otworzyłam przesyłkę i ujrzałam w niej „Zielone pastwiska” Kasi Bulicz – Kasprzak.
Zasiadłam wiec do trzeciej części „Sagi wiejskiej” tak jak wraca się do starych znajomych, których nie widziało się parę miesięcy.
Na wsi często bywa tak, że wszyscy wszystko o sobie wiedzą, a jeśli nie wszystko o zawsze wiedzą, do kogo się zwrócić by się dowiedzieć. Tak samo jest w Tynczynie. Czułam się jak stara Pomiechowska spod studni, wiedząc wszystko, podążając za każdym, przekraczając progi chałup po raz kolejny. Uczestnicząc w smutkach i radościach, tak jakbym nigdy z Tynczyna nie wyjechała.
Tym razem pani Bulicz – Kasprzak rozpoczęła swą opowieść w roku 1920 i skupiła się na postaci Kajtka Mazura. Przyznam, że spodobał mi się ten zabieg, który autorka zastosowała już w poprzedniej części, przybliżając nam sylwetkę kucharki Krystyny. Tym razem to nie Krystyna była tą najważniejszą. Pożegnaliśmy ją dość szybko wraz z jej wyjazdem ze wsi. I można by się było spodziewać, że główną bohaterką trzeciego tomu będzie jej córka i jej szczęśliwe małżeństwo z Jaśkiem Lipczewskim. A jednak nie. Centralną postacią powieści został Kajtek Mazur, którego, muszę przyznać, bardzo polubiłam.
Kajtek był małomówny, spokojny, grzeczny i ułożony. Po śmierci ojca podczas wojny z bolszewikami, wziął na siebie ciężar głowy rodziny, (mimo iż był wtedy młodym chłopakiem). Pozostał tym samym pod wpływem matki, czując się odpowiedzialny za nią i za młodszą siostrę. Nie dążył do sporów, nie planował sobie życia z kobietami, (jego serce było już zajęte, ale była to miłość nieszczęśliwa). Jego najważniejszym celem było utrzymanie rodziny. Mimo tego, iż wszyscy uważali go za niemowę, (czy nawet wiejskiego głupka), którego żadna nie zechce, jego losy w trakcie opowieści plotą się tak, że niejeden mieszkaniec wsi by się nie spodziewał.
W powieści nie brakowało naturalnie i historii innych, ponieważ jak już zauważyłam w recenzjach poprzednich tomów: to Tynczyn przede wszystkim jest głównym bohaterem. Autorka stara się jak najlepiej przybliżyć nam wszystko co działo się ze znanymi nam bohaterami, od czasu kiedy czytaliśmy o nich ostatnim razem. Niektóre losy mogą się wydać zaskakujące, innych pewnie byśmy się spodziewali. Nie zabrakło też jasnego zarysowania, że choć nic nie jest tylko czarne i białe to jednak istnieją na świecie ludzie zwyczajnie zepsuci. I oni potrafią napsuć krwi nie tylko w realnym życiu, ale także w tym literackim. Och, jakże postać Wojtka Dołęgi może podnieść czytelnikowi ciśnienie!
Katarzyna Bulicz – Kasprzak w swej opowieści nie zapomina także, że wybrała ramy czasowe, w których działy się ważne rzeczy. I choć można by się było spodziewać opisów o dążeniu do II wojny światowej to jednak autorka wybrała zupełnie inny kierunek. Podczas gdy oczy całego świata zwrócone były w kierunku zachodu i Niemiec, (Adolf Hitler jest wspomniany tylko raz i tak naprawdę czytając można w ogóle zapomnieć, że akcja dzieje się w latach trzydziestych, kiedy jak wiadomo nazizm podnosił już łeb i był najważniejszym problemem Europy), my zapoznajemy się z sytuacją polityczną na wschodzie. O stosunku stalinowskiej Rosji do Ukrainy. O zmaganiach Ukraińców, ich cierpieniu, rozpaczy, kiedy docierają do nich potworne wieści z ojczyzny. To ciekawy zabieg, ponieważ modna dziś beletrystyka wojenna nauczyła nas zwracać uwagę przede wszystkim na sprawy związane z II wojną, pozwalając zapomnieć, że jest przecież jeszcze jeden kierunek, gdzie też nie można było mówić o spokoju. A skala okrucieństwa stosowanego wobec Ukraińców była w tym czasie porażająca.
Na stosowane przez autorkę skakanie po ramach czasowych nie zwracałam już tak wielkiej uwagi jak poprzednio. Tym razem to Kajtek sklejał fabułę w sposób, który pozwolił mi nie czuć się zagubioną.
Zgodnie z zapowiedzią na okładce czeka nas kolejny tom „Sagi”. Tym razem przed nami te ważne, potworne latach czterdzieste i przyznam, że czekam z niecierpliwością aż dowiem się, jak Tynczyn i jego mieszkańcy poradzili sobie z wojną.