To pierwsza moja książka Przemysława Piotrowskiego, nowej gwiazdy polskiego kryminału, także pierwsza z serii z komisarzem Igorem Brudnym w roli głównej. Od razu zaznaczę, że nie podzielam zachwytów nad książką, swoje argumenty wyłuszczam poniżej.
Zaczyna się wszystko bardzo interesująco, oto Brudny, twardy warszawski glina, dowiaduje się, że szanowany lekarz zielonogórski, Filip Kochan, uderzająco podobny do Brudnego, podejrzany jest o dwa brutalne morderstwa; sam Kochan zapada się pod ziemię. Cała sprawa wygląda bardzo dziwnie, w każdym razie Brudny jedzie do Zielonej Góry i usiłuje wyjaśnić tę zagadkę. Przy okazji dowiadujemy się, że komisarz w wieku 18 lat zmienił nazwisko i odciął się całkowicie od swojej przeszłości, a pewnie właśnie tam kryje się rozwiązanie sprawy morderstw. Nie ulega bowiem wątpliwości, że Kochan jest bliźniakiem Brudnego, ale obaj nic o sobie nie wiedzieli przez całe życie.
A potem mamy bardzo dynamiczną akcję w stylu amerykańskim, przydarzają się kolejne morderstwa, wiele się dzieje. Dynamika dynamiką, ale nie podoba mi się, że książka epatuje okrucieństwem, nie szczędzi nam autor makabrycznych szczegółów morderstw, to nowy trend w polskich kryminałach; prawdę mówiąc mógłby pan Piotrowski darować czytelnikom te okropieństwa.
Inny amerykański sznyt: zabija wybitnie inteligentny i przebiegły seryjny morderca. A usiłują go dopaść oczywiście świetni śledczy: prowadzi sprawę inspektor Romuald Czarnecki, najlepszy oficer w regionie, do pomocy ma Elżbietę Pałkę, najlepszą profilerkę w Polsce, a jego inni współpracownicy też znakomici są. Trochę to zbyt świetne jest, brakuje mi naszej polskiej przaśności.
Poza tym tło społeczno-obyczajowe książki jest słabe, niby mamy temat pedofilii wśród kleru i przemocy wobec dzieci w sierocińcu prowadzonym przez zakonnice, ale ten wątek jest tylko zarysowany. Przypomniał mi się wstrząsający reportaż Justyny Kopińskiej 'Czy bóg wybaczy siostrze Bernardetcie?'; ten problem jest tam głęboko przedstawiony.
I jeszcze, mamy pęknięcie psychologiczne, oto paru głównych bohaterów książki przeżyło wieloletnią gehennę w sierocińcu: byli okrutnie bici, gwałceni, molestowani. Trudno mi uwierzyć, że po czymś takim jest się potem normalnym człowiekiem, straszne traumy muszą zostawić duże ślady w psychice; pisze też o tym Kopińska. A u Piotrowskiego ludzie wyglądają na normalnych, robią kariery i odnoszą sukcesy. Znowu to takie amerykańskie, podobnie było z Harrym Boschem, bohaterem powieści Connelly'ego, ale w naszych warunkach jakieś nierealistyczne to jest.
Pod koniec już nie byłem w stanie słuchać audiobooka, zresztą dobrze czytanego przez Marcina Hycnara, ilość potworności, ale też amerykańskich niedorzeczności mnie przytłaczała, zdaje się, że szanowny autor przesadził z zamiarem przestraszenia czytelników. Dokończyłem lekturę książki, siedząc na puffie w Empiku, no cóż, potworności było więcej, jakieś bagna, jakaś piła elektryczna. A rozwiązanie zagadki morderstw jest logiczne, prawdę mówiąc spodziewałem się go. Z tym że mamy kolejny zgrzyt psychologiczny: sprawca wcale nie wygląda na inteligentnego i przebiegłego.
No cóż, za dużo tam okropności i amerykańskości, na razie daję sobie spokój z komisarzem Brudnym.