"Zabójcze gry" to jedna z trzech książek z serii Ulica Strachu autorstwa R.L. Stine'a. Filmy na podstawie książek są dostępne na Netflixie.
Wprowadzenie do książki sprawia, że jesteśmy potwornie zaciekawieni. Mamy kilka słów o rodzinie Fear, lesie i drodze nazwanej na cześć ich przodków, którzy praktykowali czarną magię. Dowiadujemy się także, że Rachel przyjmuje zaproszenie na urodziny Brendana pochodzącego z tej rodziny. I że ma tej decyzji żałować.
Rachel, kelnerka w barze u Lefty'ego, decyduje się na wzięcie udziału w imprezie Brendana. Wszyscy ją ostrzegają żeby nie jechała na Fear Island, ale ona uważa, że wszystkie pogłoski o rodzinie Fear to plotki. Jakim cudem nad rodziną może ciążyć klątwa? Przecież to głupota. Głupota, prawda?
Brendan na swoją imprezę z okazji osiemnastych urodzin przyszykował kilka gier i zabaw, które mają sprawić, że wieczór będzie niezapomniany. Najpierw szukanie fantów, później... Niestety ktoś umiera. Goście znajdują pierwsze ciało i okazuje się, że chyba nie wszystko idzie zgodnie z planem. Kto wymyślił tę morderczą rozgrywkę? Jaki ona ma cel?
Jak zauważyła
@bookbunnybear, w "Zabójczych grach" mamy podobny klimat, co w serii "S.T.A.G.S". Powieści grozy dla młodzieży, w których dominuje budownie napięcia i zwroty akcji. Impreza w specyficznym miejscu, ostrzeżenia znajomych, zagrożenia, motyw polowania. Jedno i drugie mamy w obu książkach. Cieszę się, że jest to mój klimat i książki trafiły w mój gust, bo inaczej czułabym się jakbym miała lekkie deja vu. Tak jeszcze porównując, tutaj, w odróżnieniu od serii "S.T.A.G.S.", mamy lżej zarysowany wątek historyczny, opiera się on na rodzinie Fearów, więc jest łatwiejszy do przyswojenia niż wierzenia i nawiązania w "S.T.A.G.S". Czy to plus, nie wiem, zależy czego ktoś oczekuje od książki. Obie formy są w porządku. Mnie bardziej kupiło "S.T.A.G.S".
Zaczynając czytać książkę, bałam się, że młodzież będzie wykreowana zbyt młodzieżowo i że nie będą to postaci, które mogłabym polubić. Tutaj jednak okazało się, że bohaterowie byli bardzo różni, każdy zupełnie inny, ale zostali stworzeni tak po ludzku, autentycznie. Bardzo fajne w książce jest to, że mamy kilka świetnych zwrotów akcji i w pewnym momencie nie wiemy, o co chodzi. Ciężko jest rozgryźć, co tak naprawdę dzieje się na Fear Island.
Jedyne, co mi nie odpowiadało w książce, to fakt, że główna bohaterka, Rachel, mimo tego, że była inteligentna i zaradna, za często oddzielała się od grupy. Nawet w punkcie kulminacyjnym zagrożenia, nadal gdzieś wędrowała. Jej zachowanie często było po prostu irracjonalne.
Książka jest lekka i wciągająca. Mniej odczuwałam przy niej niepokój niż podczas czytania "S.T.A.G.S", więc wydaje mi się, że będzie świetną opcją dla młodszych czytelników, którzy nie chcą musieć chodzić w nocy do toalety z zapalonym wszędzie światłem. Tutaj jest więcej akcji niż grozy. I akcja jest lepiej zbudowana niż postaci.
Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina.