Wyobraź sobie, ze możesz cofnąć czas, co byś wtedy zrobił, czy zrobiła, czy wyraźnie zadziałał, czy może powstrzymałbyś jakieś wydarzenie, ważne, lub potencjalnie małoznaczące w dziejach kraju, świata, a może po prostu własnego życia? Tak często życzymy sobie tej magicznej, boskiej wręcz mocy zmieniania czasu, zapominamy jednak, że czas to kapryśny stwór fajnie opisano to w III tomie Harrego Pottera, gdzie mamy do czynienia ze zmieniaczem czasu i w przystępny sposób wyjaśniane są nam zależności rządzące czasoprzestrzenią. Bo tak naprawdę pragnąć zaingerować w ciąg wydarzeń, nie zdajemy sobie sprawy, że przestawienie jednego drobiazgu, z pozoru błahego może uruchomić nieprzewidywalną lawinę zdarzeń. A przed bohaterem książki Kinga staje kolosalne zadanie, ma ocalić Johna F. Kennedy`iego, ale kto zagwarantuje, że tak drastyczna ingerencja w dzieje świata nie sprawi, że w roku 2011 z którego przybywa Jacke Ziemia nie będzie tylko słodkim wspomnieniem pochłoniętym przez wojną jądrową? Jak te czasowe zmiany wpłyną na osoby bliskie sercu bohatera?
Gwarantuję! Że będzie ciężko Wam odłożyć tą książkę, tak jak mnie, efekt jest następujący prawie 900 stron w dwa dni i to w trakcie grypy która co chwilę porywała mnie w objęcia Orfeusza, no ale Moi Drodzy, nazwisko zobowiązuje a ta cegła jest autorstwa samego Stephena Kinga, autora który jest już żywą legendą naszych czasów, jego nazwisko gwarantuje kolejne rekordy sprzedaży oraz jest zapowiedzią ekranizacji książki. Przyznam się, że to moja druga styczność z tym autorem, z racji tego, że pisze On raczej horrory, a ja jestem niesamowicie strachliwa i nawet obietnica uczty książkowej nie może wygrać z wizją kilku tygodni zasypiania przy świetle i strachu. Wiem o czym mówię, czytałam „Lśnienie”, tu wyjaśnię, że czytałam tylko dlatego, że jakieś 10 lat temu przeczytałam, że jest to ulubiona książka Ikera Casillasa. Więc książkę pożyczyłam, przeczytałam w szpitalu i tam nie było problemu, bo zawsze było jasno, ale po powrocie było już mniej różowo, groza wyglądała z każdego kąta. Ta książka nie jest porażająco straszna, ja się troszkę bałam, ale ja naprawdę jestem strachliwa, według mnie, mimo że nie jestem ekspertem, King fenomenalnie buduje napięcie, doskonały dobór słów, odpowiednia konstrukcja zdania i już ku człowiekowi wyciąga zimne palce strach, a na spokojną duszę pada cień. Gdybym się tylko tak nie bała, za punkt honoru postawiłabym sobie zapoznanie się z całą twórczością Mistrza Grozy.
Mimo, że książka jest napisana w I osobie, czego jak pisałam w kilku już recenzjach, po prostu alergicznie nie znoszę, tutaj mi wcale nie przeszkadzało, ba! Wręcz nie rzucało się w oczy, nie wiem czy autor jest aż takim geniuszem, czy tłumacz fenomenalnie się sprawił, czy to dwie przesłanki kumulatywnie spełnione, ale ostrzegę, otwierając książkę nie wiedziałam, ze aż tak mnie wciągnie, mimo że ksiażka jest obszerna, przez to ciężka, nie można jej wypuścić z rąk.
Nie jest to li i jedynie studium polityczne przełomu lat 50 i 60 XX wieku, nie jest to publikacja o teoriach spiskowych, to książka o przewrotności czasu, przyjaźni, miłości, szukaniu swojego miejsca nie tylko w przestrzeni, ale przede wszystkim w czasie. To doskonała książka do przeczytania tuż przed Sylwestrem, gdy wszyscy prawie damy się porwać w bagna podsumowań i będziemy w bezsenne noce targowali się z losem, aby tylko ten jeden raz, móc coś zmienić. Bardzo podoba mi się zdanie padające na kartach książki „(…) głupota jest jedną z dwóch rzeczy, które najlepiej widzimy z perspektywy czasu. Drugą są stracone okazje.”
King, jak już pisałam, świetnie posługuje się piórem, trafia w sedno, skupia się nie najważniejszych wydarzeniach, nie tracąc z oczu całości obrazu, dzięki temu książka w żadnym momencie, na przeszło ośmiuset stronach nie wieje nudą, ba! Jakby ze strony na stronę wciąga coraz bardziej i bardziej, tak że ostatnie strony czyta się ze wstrzymanym oddechem, bo z ciekawości zapomina się wziąć wdech.
Bałam się tej książki, bałam się że będzie przeładowana ideologią, że będzie się w niej roiło od teorii spiskowych, jakże się myliłam, to wymarzona podróż w czasie do innych czasów, czasów, które moi Rodzice pamiętają niewyraźnie a ja mogłam się zanurzyć w ten świat poznać mentalność, zwyczaje, popatrzeć na dziś z perspektywy tamtych czasów.
Dla mnie dodatkowym bonusem była też historia niesamowitej miłości, opisana z męskiego punktu widzenia. Miłość poza czasem, opisana przejmująco i wiarygodnie. Dlatego dla mnie ta książka to sygnał, że nie każda książka Kinga to nieprzespane ze strachu noce.
Tymczasem tą szczerze polecam!
http://kasiek-mysli.blogspot.com/2011/12/dallas-63-stephen-king.html