Alicja spełnia marzenie i rozpoczyna życie w starej kamienicy, gdzie mury są tak grube, że nie słychać sąsiadów. Skąd więc dochodzi nocami płacz dziecka? I czy w mieszkaniu naprawdę powinno być tak zimno? Kobieta dostrzega coraz więcej nadprzyrodzonego i boi się, że oszalała, ale... To byłoby zbyt proste.
„W świecie współczesnym nie ma miejsca na mary i zmory, o których kiedyś opowiadano, najpewniej chcąc nastraszyć dzieci. I nigdy byś nie wracała wspomnieniami do tych odległych i dziwnych opowieści, gdybyś nie usłyszała za sobą czegoś, nie poczuła zimna wokół i dotyku na swoim ramieniu…"
Po książkę złapałam z myślą, że autorki horrorów, gatunku tak zdominowanego przez mężczyzn, należy wspierać. Do lektury przystąpiłam tym chętniej, że najbardziej lubię grozę, gdzie miejsce akcji jest nawiedzone, a wszystko jest znacznie straszniejsze, gdy gdzieś w centrum są dzieci. Powieść Jolanty Bartoś miała więc wszystko, co powinno mnie do siebie przekonać, a jednak przeczytałam ostatnie zdanie i odłożyłam ją nie poświęcając jej więcej uwagi. Groza nie miała w sobie nic z subtelności i budowania napięcia. Rysy bohaterów jakoś się trzymały, ale nie przekonywały mnie do siebie. A sam styl pisania był taki... Nijaki.
Wszystko to brzmi źle, jasne, a jednak znam głosy zadowolone z lektury. I to głosy od osób, których zwykle opinie o horrorach sobie cenię. A na portalach książkowych powieść cieszy się niezłymi rekomendacjami! Dlaczego?
Po przejściu pierwszych rozdziałów wiele się zmienia. Bohaterowie przestają być tak kartonowi, ich zachowanie znajduje coraz więcej uzasadnienia, a sama akcja coraz bardziej wciąga. Duch, który pragnie dziecka, jakie pod sercem nosi główna bohaterka, staje się taki... Konkretny. Jak dla mnie jest zbyt wyraźny i zbyt fantastyczny, nie jak w horrorach, jakie lubię, ale otaczającą go otoczka historyczna nabiera wyrazu i stopniowo zaczynałam faktycznie być nim zainteresowana. Powieść wciąż swoim poziomem nie przedstawia tego, na co liczyłam, ale udaje się jej zaangażować czytelnika na tyle, że pochłonęłam ją na jeden raz! Tyle że wciąż ten tytuł to takie... Czytadło. Coś, co w moim odczuciu nadaje się dobrze na odprężenie po pracy. Nic więcej, ale też nie mniej. Wszystko chyba po prostu zależy od tego, czego akurat poszukujemy.
Hm. Ostrzeżenie.
Męskie ego, męskie decyzje... Mąż, który ma nieuzasadnione pretensje do żony, który próbuje na niej wymuszać seks, który chce za nią podejmować decyzje i za nią myśleć. Kontra psycholog, który mówi „myślę, że nie jest pani wariatką", ale słucha problemów, wierzy i najwyraźniej pogardza profesjonalizmem. Bez spoilerów, ale tak, macie rację. To odrobinę TAM zmierza. Meh. Plus bohaterka jest w ciąży, więc osoby wrażliwe na tym punkcie, powinny mieć to na uwadze. Tym bardziej, że towarzyszy jej stały lęk o dziecko.