W pewnym momencie, gdzieś pod koniec książki, Liesel zapytała: „Po co są słowa? Świat bez słów wyglądałby inaczej.”[1] Otóż to. Po co są słowa, jeśli nie można nimi wyrazić kłębiących się wewnątrz nas uczuć? Siedzę z rozdartym na pół sercem, na wspomnienie historii Złodziejki książek łzy napływają mi do oczu, a słowa nadal nie przychodzą. Nie i już. Tylko pustka. I kołaczące się w głowie imiona: Liesel. Rudy. Hans. Rosa. Max. Zostaną tam na zawsze.
Jest rok 1939, kiedy dziesięcioletnia Liesel Meminger trafia do rodziny zastępczej, do Hansa i Rosy Hubermannów. Jedyną ostoją, która w pierwszych dniach pozwala przetrwać dziewczynce jest skradziona na cmentarzu książka „Podręcznik grabarza”. Liesel ukradła ją wtedy, kiedy po raz pierwszy spotkała Śmierć. Przyłapała ją na gorącym uczynku, niosącą w ramionach duszę jej braciszka. „Jeśli chcecie to sobie wyobrazić, pomyślcie o niezręcznej ciszy. O strzępkach, kawałeczkach nadpływającej desperacji, utopionej w pociągu.”[2] Później zaprzyjaźniła się z Papą i z Rudym. Był też Max i książki, które ukradła. Liesel, złodziejka książek.
Życie Liesel mogłoby toczyć się normalnym torem, przypominać losy każdego dziecka. Gdyby nie czyhająca za rogiem wojna niosąca strach, ból i… Śmierć. Bo to właśnie ta ostatnia, jako narrator, opowiada historię Złodziejki książek. To ona towarzyszy dziewczynce w najważniejszych chwilach jej życia, wydaje się, że to śmierć zna Liesel najlepiej. A ta mała niemiecka dziewczynka to postać fascynująca, skomplikowana. Dobra, ale nie bez wad. Przeklina, kradnie, a kiedy trzeba potrafi sprać chłopaka na kwaśne jabłko. Ale potrafi też schować w piwnicy Żyda, ratując mu życie. Cudowny jest również Papa, Akordeonista z Himmelstrasse. Rosa, choć z pozoru zimna i okrutna, kocha swoją rodzinę ponad wszystko. Są tacy naturalni, tacy prawdziwi.
Nie ulega wątpliwości, że tematyka książki dotyka II wojny światowej, jednak nie znajdziemy jej tutaj bezpośrednio. W jej imieniu, niczym posłaniec, przemawia Śmierć.
„Powiadają, że wojna jest najlepszą przyjaciółką śmierci. Ja mam inne zdanie na ten temat. Dla mnie wojna jest jak nowy szef, który oczekuje niemożliwego. Stoi ci nad głową i powtarza do znudzenia: "Zrób to, zrób to". Więc pracujesz coraz ciężej. Robisz, co ci każą. Ale szef nigdy ci nie dziękuje. Żąda coraz większych wysiłków.”[3]
Mimo że Śmierć jest narratorem, to jest to opowieść przede wszystkim o ludziach. Nie o wojnie, a o ludziach właśnie. O przyjaźni, miłości, poświęceniu, strachu i bólu. O tym, co czuje dziewczynka, której rodzice chowają w piwnicy Żyda. O tym, co czuje Żyd, który od wielu dni nie widział nieba. O tym, co czuje matka, kiedy jej syn ginie w imię Fuhrera. I wreszcie o tym, co czuje Śmierć zabierając duszę na zawsze. Ale ważna jest również symbolika. „Mein Kampf” rozdzierana przez Żyda w zimnej piwnicy, kiedy toczył własną walkę – o życie. Kolory, w jakich Śmierć widzi Liesel: biały, czarny i czerwony. Jak barwy swastyki. Takich drobnych, ale niezwykle znaczących elementów na stronach „Złodziejki książek” jest wiele i to czyni ją niepowtarzalną, wyjątkową. Piękną.
Nigdy nie spotkałam tak cudownego języka. Mimo że prosty, bez trudu dający się zrozumieć każdemu, to przy tym taki barwny, taki niezwykły. Metafory widoczne w każdym miejscu, zdania oddziałujące na człowieka w ogromny sposób, słowa, które budzą cały wachlarz emocji. Skoro już o słowach mowa, to właśnie one odegrają tu największą rolę. „Po co są słowa?” Ja mam odpowiedź – gdyby nie słowa, historia Złodziejki książek nigdy nie zostałaby opowiedziana. Chcecie więcej? Markus Zusak stworzył powieść, która rozdziera serce, unikając patosu. Proste słowa, starannie dobrane do sytuacji i miejsca. Historia, która sama w sobie jest tragiczna, nie potrzebuje niczego więcej. To właśnie ta prostota buduje klimat, który wkrada się w zakamarki duszy i serca i rozdziera je na kawałki. To przyjaźń dwójki dzieciaków, gra na akordeonie i książki czytane w schronie, kiedy bomby spadają na głowy.
O „Złodziejce książek” mogłabym powiedzieć naprawdę wiele, ale ta książka wywołuje tyle emocji, że nie sposób o nich napisać. To po prostu trzeba przeczytać obowiązkowo, przez duże O. Teraz, kiedy Śmierć opowiedziała mi tę historię, nie wyobrażam sobie, że mogłabym jej nie znać, że mogłabym nie wiedzieć kim jest Liesel Meminger i dlaczego została złodziejką książek. Zachęcać nie będę, bo nie ma takiej potrzeby. Nie ma nad czym się zastanawiać. Jeśli się nie zna powieści Markusa Zusaka jest się uboższym o tę historię, uboższym o emocje, jakie wywołuje. A ta bieda krzyczy i nie daje się niczym uciszyć.
[1] - Zusak Markus, Złodziejka książek, Nasza Księgarnia, Warszawa 2008, ISBN:978-83-10-11358-0, s. 471
[2] - Zusak Markus, Złodziejka książek, Nasza Księgarnia, Warszawa 2008, ISBN:978-83-10-11358-0, s.25
[3] - Zusak Markus, Złodziejka książek, Nasza Księgarnia, Warszawa 2008, ISBN:978-83-10-11358-0, s. 285