Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "hadrian co bo o tam i z pl i", znaleziono 126

(…) życie pokazało mi, że istnieje cienka linia oddzielająca odwagę od głupoty. Staram się więcej jej nie przekroczyć.
Marzę o tym, aby być kobietą szczęśliwą. To takie normalne, a w tych czasach brzmi conajmmiej jak niedorzeczność. Chcę kochać i być kochaną. To tak niewiele i wiele zarazem
„Musisz zapamiętać dwie rzeczy. (…) Punkt numer jeden: nie jesteś pierwsza i na pewno nie będziesz ostatnia. Punkt numer dwa: tu nie chodzi o pieniądze. Chodzi o Łańcuch.”
"Mam ci powiedzieć, że nie jesteś ani pierwsza, ani ostatnia. Trafiłaś do Łańcucha, a Łańcuch ma długą historię. Porwałam twoją córkę, żeby uwolnili mojego syna. Zrobili to mężczyzna i kobieta, których nie znam. A ty musisz wybrać cel i porwać kogoś, kogo ta osoba kocha, żeby Łańcuch mógł działać dalej."
– Musimy poważnie porozmawiać – zaczął i odwrócił się w stronę kaprala. Mężczyzna popatrzył na niego w skupieniu. – Chodzi o twoje śledztwo… – zamilkł, wpatrując się w podwładnego przenikliwym wzrokiem. – Niestety nie mogę tego zaakceptować. – Nieznacznie pomachał dokumentami, które nadal trzymał w dłoni. – Domyślasz się chyba dlaczego? – Szczerze mówiąc, nie – przyznał otwarcie. – Napisałeś, że tę dziewczynę zamordował sędzia. – Tak, ale to prawda – zapewnił kapral. – Nigdy bym się na to nie odważył, gdybym nie zdobył niezbitych dowodów. Udało mi się nawet dotrzeć do świadka tego zabójstwa. Tam jest wszystko. – Wskazał na raport. – Wiem, co tu napisałeś – oświadczył oficer. – Właśnie dlatego tu jesteś. – Podszedł do biurka i usiadł na swoim krześle. – Powiem wprost… – oparł łokcie na blacie, splótł palce dłoni i pochylił się nieco do przodu – ta wersja jest nie do przyjęcia.
– Ale to nie jest żadna wersja. To prawda. Ten sędzia jest mordercą.
– Rozmawiałeś z kimś o tym? – zapytał Schwalb, uważnie obserwując każdy gest podwładnego. – Nie, oczywiście, że nie – zaprzeczył od razu. – To by było złamaniem zasad, a… – Dobrze – przerwał mu kapitan, który wyraźnie rozluźnił się po słowach, jakie usłyszał.
– Wobec tego mam dla ciebie propozycję. – Uśmiechnął się przyjacielsko. – Co powiesz na awans, podwyżkę, własny gabinet i podległą tobie grupę śledczych? – Z zadowoleniem założył ręce na piersiach.
Choć kapral właśnie o tym marzył, to pytanie go nie ucieszyło. Domyślał się, że nie jest to nagroda za jego nienaganną służbę. Nie odezwał się. – Wydawało mi się, że należysz do ludzi z ambicjami i moja propozycja ci się spodoba – powiedział Schwalb. – To jest wynik twojego śledztwa. – Sięgnął do szuflady po kilka zapisanych kartek, po czym podał je podwładnemu. – Zapoznaj się z tym, podpisz, a wtedy będę mógł cię awansować.
Wejdź do mojego świata, spróbuj zrozumieć żądze, krew każą mi zabijać i przekonaj się, że prawdziwe zło ma tylko jedno oblicze... Ludzkie.
"Najbezpieczniejsza będzie tutaj, pod ochroną Rasy – stwierdził Gideon. – A jeszcze lepiej, jeśli zamieszka w Mrocznej Przystani.
- Znam procedurę – warknął Lucan. Myśl o Gabrielle w rękach Szkarłatnych, wywołała w nim wściekłość. Podobnie jak świadomość, że jeśli postąpi właściwie i odeśle ją do jednego ze schronień wampirów, kobieta zwiąże się na pewno z innym członkiem Rasy. Żadna opcja nie wydawała mu się w tej chwili możliwa do przyjęcia. Chciał ją mieć tylko dla siebie, ta zaborczość płynęła w jego żyłach, niechciana i nieproszona.
Twoja wolność kończy się w punkcie, w którym władza nie czerpie z niej zysków.
Istnieją przynajmniej dwa sprawdzone sposoby, żeby zostać zwyczajnym wojem. Na przykład można być synem woja. W takiej sytuacji z góry wiadomo, że w pewnym momencie ojciec da Ci do ręki kawał zardzewiałego żelastwa i... po wszystkim. Zostaleś wojem, czy tego chciałeś, czy nie, i jeśli tylko zaraz nie zaczniesz rozglądać się za okazją, żeby stłuc kogoś na kwaśne jabłko, wszyscy będą Cię mieli za tchórza, albo kompletnego durnia.
Zostałeś wojem, czy tego chciałeś, czy nie, i jeśli tylko zaraz nie zaczniesz rozglądać się za okazją, żeby stłuc kogoś na kwaśne jabłko, wszyscy będą cię mieli za tchórza albo kompletnego durnia.
Kobyła nerwowo zastrzygła uszami. Istniały słowa, które budziły w niej głęboki niepoój. Lira była jednym z nich.
Była to naprawdę urocza kraina. Pola były w niej urodzajne, jeziora i rzeki pełne ryb, lasy bogate w zwierzynę.
Wierzysz ludziom, dopóki nie pokażą, że potrafią być naprawdę źli.
Twój upadek był gwałtowny i szybki. Tkwisz w klatce pędzącej prosto do piekła. Będzie jeszcze gorzej. Zawsze jest gorzej. Najpierw rak, potem rozwód, potem porwanie córki, a na koniec: stajesz się potworem.
Potrzeba zabijania to nałóg. Póki go nie zaspokoisz, czujesz przenikliwy ból tam, gdzie kiedyś go zadawano, odtwarzasz ten koszmar, nie możesz spać, nie chcez jeść, pić, palić, pieprzyć ani nawet ćpać, nie sprawia ci przyjemności. Wszystko dookoła jest cierpieniem lub próbą jego złagodzenia.
Czas nie leczy ran, tylko pozwala nam w końcu zaakceptować to, co się wydarzyło... Dlatego już teraz musisz postawić się na nogi.
I ja również życzę pani szybkiego powrotu, ale do dobrego humoru. Czasem takie sprawy, które nie dają nam spokoju i dręczymy się nimi wciąż i wciąż, na nowo... I wie pani co? To tylko strata czasu! Bo i po co przejmować się czymś, na co w dużej mierze i tak nie mamy wpływu?
Wiem, że jesteś w potrzasku, ale pamiętaj, że nie z takich sytuacji da się wyjść, moja droga. Musisz znaleźć w sobie choć trochę sił, by przeciwstawić się temu i znaleźć nowy sens życia.
Bo czasem, niestety, trzeba odpuścić, by móc wreszcie osiągnąć pełnię szczęścia...
Re­gu­lar­ne ćwi­cze­nia, leki, cią­gła po­trze­ba wy­dzie­la­nia en­dor­fin, wszyst­ko to skut­ko­wa­ło nad­mia­rem ener­gii, któ­rej nie miała gdzie wy­ła­do­wać. Przy­po­mi­na­ła wstrzą­śnię­ty napój ga­zo­wa­ny, coraz śmie­lej wy­py­cha­ją­cy swoją siłą na­kręt­kę.
Są szczyty, na które wejdzie każdy, są takie na które wejdą nieliczni […] i też takie, na które nie warto wchodzić.
Pomiędzy geniuszem, a szaleństwem jest cienka granica. Lepiej nie wpaść w otchłań tego drugiego.
Ca­łu­ję ją w czoło, a potem w usta. Sma­ku­je jak czy­ste sza­leń­stwo.
– Wy­glą­da na smut­ną.
– Jesz­cze nie wi­dzia­łem uśmiech­nię­te­go trupa.
Wiesz, większość psychologów to zranione dzieciaki, które chcą zgłębić traumę z dzieciństwa, a nawróceni na trzeźwość neofici zasilają szeregi terapeutów uzależnień.
Mówi się, że czas leczy rany. Są jednak takie, które mimo upływającego oceanu sekund za nic nie chcą zamienić się w blizny i w końcu zniknąć.
Choć byłem mały, ro­zu­mia­łem, na czym po­le­ga biz­nes. Od po­cząt­ku trak­to­wał mnie jak fa­ce­ta, nie jak dzie­cia­ka. Wiele razy po­wta­rzał: „Kto się nie roz­wi­ja, ten stoi w miej­scu. Mu­si­my cały czas wal­czyć, żeby sępy nie wy­żar­ły nas z rynku”. Wal­czył do swo­ich ostat­nich dni.
– Nor­mal­no­ści, wiesz, ta­kiej, w któ­rej nie je­stem za­cze­pia­ny wszę­dzie, gdzie się po­ja­wię, jak­bym oso­bi­ście znał wszyst­kich ludzi na ziemi. – Do­ty­kam jej wło­sów. Są de­li­kat­ne ni­czym źdźbła trawy. – Nor­mal­ność, którą masz na myśli, wcale nie jest tak pięk­na. Na dłuż­szą metę nie daje szczę­ścia. (...) – Praw­dzi­we szczę­ście czło­wie­ko­wi może za­pew­nić je­dy­nie drugi czło­wiek.
– Zba­stuj, sio­stra. – Iza sięga po trawę zde­cy­do­wa­nie za czę­sto. – Śmie­cio­we żar­cie nie­ko­rzyst­nie wpły­wa na twój wy­gląd, a pa­le­nie na mózg. Może pora za­cząć od­re­ago­wy­wać nerwy w fit­ness klu­bie, a nie z lufką w bra­mie i w fast fo­odzie?
– Co za de­bi­le! – Iza jest wy­raź­nie zde­gu­sto­wa­na. – Ro­zu­miem po­krzy­czeć na sie­bie na sta­dio­nie, ale przy­bić fa­ce­ta do wózka za to, że ki­bi­cu­je innej dru­ży­nie?